O „Marii Stuart”, premierze Teatru Narodowego w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego, rozmawiają Jakub Moroz i Przemysław Skrzydelski
Skrzydelski: Nie ukrywam, że w związku z nowym spektaklem Grzegorza Wiśniewskiego jestem nieco zakłopotany.
Moroz: Aż tak?
Skrzydelski: Właściwie byłem pewien, że trzecie podejście reżysera do tego samego tekstu da rezultat co najmniej frapujący. Tym bardziej że w obsadzie „Marii Stuart” z Teatru Narodowego znalazły się Danuta Stenka i Wiktoria Gorodecka. Temperatura wzrosła.
Moroz: Ja jestem w położeniu o tyle lepszym, że nie widziałem wcześniejszych zmagań Grzegorza Wiśniewskiego z tym dramatem Schillera. Nie przeżywam zatem męki porównań.
Skrzydelski: Siedem lat temu Wiśniewski pokazał „Marię Stuart” jako dyplom czwartego roku wydziału aktorstwa łódzkiej filmówki. Co interesujące, rolę tytułową grała Maria Dębska, dziś aktorka już znana, a Elżbietę Maja Pankiewicz, dziś z kolei aktorka już fenomenalna – o czym mieliśmy szansę się przekonać, podziwiając jej Sonię w „Wujaszku Wani” w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej z Teatru Ludowego.
Moroz: To teraz żałuję, że nie widziałem tego dyplomu. Jednak pewnie nie był grany zbyt długo, jak to dyplomy.
Skrzydelski: Ale ja też nie widziałem przedstawienia z filmówki. Aż tak rzetelny nie jestem. Za to oglądałem pierwszą „Marię Stuart” Wiśniewskiego, wystawioną w toruńskim Teatrze Horzycy w 2008 r. I do dziś pamiętam tamte emocje. Skupiony, intensywny seans, skomponowany zupełnie inaczej niż ten dzisiejszy, był czystą esencją z Schillera. Naprzeciw Jolanty Teskiej jako Elżbiety stanęła wówczas Maria Kierzkowska.
Moroz: „Maria Stuart” z Narodowego to zaś teatr widowiskowy. Taki miał być w założeniu. I myślę, że nie chodzi tu jedynie o wyczekiwane przez wszystkich sceniczne spotkanie Stenki i Gorodeckiej w tak ważnych, emblematycznych wręcz, rolach. Chodzi oczywiście o coś więcej. O przestrzeń. Wiśniewski jest absolutnie przekonany, że ten dramat wybrzmi dzięki niej, a wybitni aktorzy jeszcze to zagwarantują. Jednak to niekoniecznie tak właśnie musi zadziałać. Sądzę – przepraszam za banał – że przede wszystkim trzeba wyjść od samego tekstu. I z tym jest kłopot.
Skrzydelski: Ale masz na myśli to, że Wiśniewski dokonał znaczących skrótów? Zbyt znaczących? Bez nich byśmy nie wytrzymali. To dramat pełen przepastnych dialogów. Pięć aktów – to nie żarty.
Moroz: Sądzę, że skróty są mniej istotne. Choć jeden jest rzeczywiście istotny bardzo. O nim jeszcze powiemy. Nie, tak naprawdę nie jestem w stanie uwierzyć w cały ten konflikt. Owszem, dostrzegam mniej lub bardziej wyraźne motywacje Elżbiety i Marii, rozumiem ambicjonalne gry, które prowadzi każdy z ich popleczników, doceniam nawet próby wydobycia z dramatu tonu decorum. Jednak nie znajduję odpowiedzi na pytanie, dlaczego i po co Wiśniewski sięga po „Marię Stuart” teraz. Rozumiem, że skoro to już kolejny jego powrót do tego tytułu, to musi mieć jakiś szczególny powód.
Skrzydelski: Może jest nim przede wszystkim przesunięcie sporu polityczno-teologicznego w stronę psychologii? I to psychologii skupionej na relacjach między dwiema silnymi kobiecymi indywidualnościami? Może tym powodem jest ta wyczuwalna, chwilami wręcz perwersyjna, rozgrywka, w której to kobieta kobiecie zadaje najokrutniejsze cierpienia? Tak to odczytuję, pamiętając też o ostatniej realizacji Grzegorza Wiśniewskiego w Narodowym, czyli o „Sonacie jesiennej” wg Bergmana, w której Stenka była Charlottą. Aktorka pokazuje swoją Elżbietę jako władczynię, w której ścierają się ekstrema: jednym jest pragnienie bycia bezwzględną wobec świata i poddanych, drugim zazdrość wobec Marii jako tej, która przyciąga mężczyzn swoją autentycznością, trzecim zaś przemożna potrzeba zachowania w tym wszystkim racjonalizmu za wszelką cenę. Ale skutkuje to jedynie tym, że Stenka właściwie przez cały czas patrzy na nas przez maskę wiecznego napięcia, której nie potrafi zrzucić nawet na sekundę. To nienaturalne, jakby jej rola została rozpisana jako najbardziej dojmujący przykład skrajnej psychodramy. Nie ufam temu; wydaje mi się, że Wiśniewski nazbyt często otwiera różne gatunki dramatyczne właśnie tym kluczem.
Moroz: Mam podobne odczucia. O wiele bardziej przekonuje mnie Wiktoria Gorodecka. Jej Maria nosi w sobie żarliwą dziecięcą wiarę w to, że przyznając się do błędów przeszłości, można zmienić przyszłość oraz samą siebie. Choć i to nie zostaje w moim przekonaniu przeprowadzone do końca. Wiśniewski ucieka od chrześcijańskich znaczeń, którymi dzieło Schillera aż kipi. Bardziej liczą się dla niego jaskrawe znaki, które w istocie są tylko drogą na skróty. Spójrzmy na Mortimera (Karol Pocheć).
Skrzydelski: Pokazanego jako szaleniec, który wmówił sobie, że wiara Chrystusowa oferuje narzędzie, którego można użyć dla celów wyższych. W pewnym momencie Mortimer usiłuje zgwałcić Marię, mając na plecach napisane: Iesus Nazarenus Rex Iudaeorum, a za sobą, w głębi sceny, figurę Matki Boskiej. Pretensjonalne to wyjątkowo. Poza tym to właśnie jeden z przykładów poszukiwania widowiskowości na siłę.
Moroz: Tak, i w ten sposób reżyser niemal zabija teologię tekstu Schillera, w wielu fragmentach bardzo skomplikowaną. I nie zauważa, że ma to swoją wysoką cenę. Te wszystkie frazy o anglikanizmie, katolicyzmie, w ustach Cecila (Przemysław Stippa) czy Dudleya (Mateusz Rusin), brzmią tylko niczym retoryczne, by nie powiedzieć manieryczne, przekamarzanki. A zatem po co w ogóle próbować teatru w pełnej skali, w ogromnym pudle Sali Bogusławskiego, w którym niemal wszyscy z zespołu nie wiedzą, jak się odnaleźć? Czy scena kameralna nie byłaby lepszym rozwiązaniem? I tak dobrze, że centrum akcji stanowi stół, przy którym waży się los Marii. W innym przypadku ta przestrzeń byłaby nie do ogrania.
Skrzydelski: I jest to stół, przy którym Elżbieta może oddawać się pasji hodowli roślin doniczkowych; dba o nie z tą samą obsesją, z jaką stara się zapanować nad istotą swojej władzy.
Moroz: Cóż, niewiele to zmienia, mogłaby także mieć inną pasję. Panie redaktorze, pamięta pan, jak rok temu rozmawialiśmy o „Lilli Wenedzie” z Wybrzeża? Tam królowały ubiory z lateksu. Zdaje się, że zdarza się Grzegorzowi Wiśniewskiemu mieć pomysły – jak to niegdyś mawiano. Na szczęście jednak nie przekracza to rozsądnych granic. W gruncie rzeczy przecież oglądamy teatr bez fajerwerków. Panowie się kłócą, zawiązują intrygi, a i tak czekamy na tę słynną rozmowę Marii i Elżbiety, która oczywiście w końcu okazuje się dość istotną konfrontacją znakomitych aktorek, ale czy aż tak istotną?
Skrzydelski: Właśnie, czy aż tak? Kim jest w niej Elżbieta? Kim Maria? Czy to ma być tylko psychologia dominacji? Jakie racje za nimi stoją? Nie wiem jak ty, lecz ja chętnie zobaczyłbym też dość fundamentalny fragment dramatu, czyli spowiedź Marii kilka chwil przed ścięciem. O ile dobrze kojarzę, to ponad sto wersów, z których dowiadujemy się, kim tak naprawdę jest Maria Stuart, jaka jest historia jej życia. Taki szczegół. Ale cóż, na traktat moralny na wielkiej scenie zabrakło miejsca.
Moroz: Jeszcze przed premierą byłem pewien, że to będzie jedno z tych wydarzeń teatralnych, które otworzy pole do szerszej dyskusji. Tymczasem przyznaję, że w ogóle trudno mi w nim uchwycić interesujący wątek. Podobno teatr niepotrzebny potrafi niemiłosiernie zmęczyć. Rozumiem to doskonale.
Skrzydelski: Zatem oto jeszcze jeden wątek, bardziej formalny. Dlaczego dziś właściwie już normą stały się mikroporty? To wcale nie jest tak, że dzięki nim lepiej słychać aktorów. Nie – często wręcz odwrotnie.
Moroz: Nie wspominając o trzaskach, które co chwila dźgają nasze uszy.
Skrzydelski: I nie wspominając o sytuacjach, kiedy twarz aktora zostaje zaatakowana przez kabelki, bo niefortunnie odkleił się plasterek je przytrzymujący. Koszmar.
Moroz: Albo nowoczesna manieryczność.
Ocena: 2 + / 6
Friedrich Schiller
„Maria Stuart”
przekład: Jacek Stanisław Buras
reż.: Grzegorz Wiśniewski
scenografia, kostiumy: Mirek Kaczmarek
Teatr Narodowy (Sala Bogusławskiego)
premiera: 21 maja 2022 r.
Poprzednie rozmowy Skrzydelskiego i Moroza:
„Między ziemią a niebem”. Rozmowa o „Matce Joannie od Aniołów”, reż. Wojciech Faruga, Teatr Narodowy
„Gombro na oparach”. Rozmowa o „Ślubie”, reż. Radosław Rychcik, Teatr Zagłębia
„Bandaż na krwawiące serce”. Rozmowa o „Lazarusie”, reż. Jan Klata, Teatr Capitol we Wrocławiu
„Wszystko, czego dziś chcesz”. Rozmowa o „Oszustach”, reż. Jan Englert, Och-Teatr
„Ćwiczenia z nienawiści”. Rozmowa o „Sonacie jesiennej”, reż. Grzegorz Wiśniewski, Teatr Narodowy
„Wuefiści kontra literaci”. Rozmowa o „Końcu z Eddym”, reż. Anna Smolar, Teatr Studio
„Walka postu z karnawałem”, rozmowa o „Czerwonych nosach”, reż. Jan Klata, Teatr Nowy w Poznaniu
„Czyja to właściwie kwestia?”, rozmowa o „M. G.”, reż. Monika Strzępka, Teatr Polski w Warszawie
„Rozpacz i zmierzch”, rozmowa o „Trzech siostrach”, reż. Jan Englert, Teatr Narodowy
„Ocalony?”. Rozmowa o „Powrocie do Reims”, reż. Katarzyna Kalwat, Nowy Teatr w Warszawie
„Strefa zgniotu”, rozmowa o „Kraszu”, reż. Natalia Korczakowska, Teatr Studio
„Kilka ciepłych chwil”, rozmowa o „Minettim”, reż. Andrzej Domalik, Teatr Polonia
„Eseje znad Styksu”, rozmowa o „3SIOSTRACH”, Reż. Luk Perceval, TR Warszawa, Narodowy Stary Teatr
„Ziemio, przebacz”, rozmowa o „Pikniku pod Wiszącą Skałą”, reż. Lena Frankiewicz, Teatr Narodowy
„Rewolta w podrygach”, rozmowa o „Biesach”, reż. Paweł Miśkiewicz, Narodowy Stary Teatr
„Polska plaża". Rozmowa o „Don Juanie”, reż. Mikołaj Grabowski, Teatr Ateneum
„Falowanie i spadanie”. Rozmowa podsumowująca sezon 2020/2021
„Prawdziwe kłamstwa”, rozmowa o „Balkonie”, reż. Jan Klata, Teatr Wybrzeże
„Wtopa w ciemnościach”, rozmowa o „Życie jest snem”, reż. Paweł Świątek, Teatr Imka
„Rach-ciach”, rozmowa o „Inteligentach”, reż. Wojciech Malajkat, Scena Mała Warszawa
„Dzielenie przez zero”, rozmowa o „Krumie”, reż. Małgorzata Warsicka, Teatr Polski w Bielsku-Białej
„Poszaleć bez okazji”, rozmowa o „Don Kichocie”, reż. Igor Gorzkowski, Teatr Soho
„Poczciwa norma”, rozmowa o „Wachlarzu”, reż. Maciej Englert, Teatr Współczesny w Warszawie
„Chichot zza winkla”, rozmowa o „Zamku”, reż. Paweł Miśkiewicz, Teatr Narodowy
„Dziecko z kąpielą”, rozmowa o „Pułapce”, reż. Wojciech Urbański, Teatr Dramatyczny w Warszawie
„Ludzie, którzy jątrzą”, rozmowa o „Młodziku”, reż. Igor Gorzkowski, Teatr Ochoty
„Spopieleni”, rozmowa o „Rewizorze”, reż. Jurij Murawicki, Teatr Dramatyczny w Warszawie
„Opowieści z meblościanki”, rozmowa o „Bowiem w Warszawie”, reż. Marcin Liber, Teatr Studio
„Oświeć mnie, oświeć”, rozmowa o „Wyszedł z domu”, reż. Marek Fiedor, Wrocławski Teatr Współczesny
„Teatr jest tylko formą (miłości)”, rozmowa o „Przybyszu”, reż. Wojciech Kościelniak, Teatr Rampa
„Głos sponad”, rozmowa o „Don Juanie”, reż. Piotr Kurzawa, Teatr Polski w Warszawie
„Namiastka życia, przedsionek śmierci”, rozmowa o „Judaszu”, reż. Adam Sajnuk, Teatr WARSawy
„Żegnajcie, bogowie”, rozmowa o „Sztuce intonacji”, reż. Anna Wieczur, Teatr Dramatyczny w Warszawie
„Zagraj to jeszcze raz, wolniej”, rozmowa o „Don Juanie”, reż. Radosław Rychcik, Teatr Nowy w Łodzi
„Snuj się, snując”, rozmowa o „Mieszkaniu na Uranie”, reż. Michał Borczuch, Nowy Teatr w Warszawie
„Trud pokrzepiania”, rozmowa o „Historyji o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim”, reż. Jarosław Gajewski, Teatr Osterwy w Lublinie
„Koniec i początek”, rozmowa o „Mama zawsze wraca”, reż. Marek Kalita, Muzeum Polin
„Bezpieczny wirus”, rozmowa o „Ożenku”, reż. Janusz Gajos, Och-Teatr
„Przy okazji, do kolacji”, rozmowa o „Mężu i żonie”, reż. Krystyna Janda, Teatr Polonia