O „Ożenku”, premierze Och-Teatru w reżyserii Janusza Gajosa, rozmawiają Jakub Moroz i Przemysław Skrzydelski
Skrzydelski: Po żmudnym zagadnieniu, które przerabialiśmy, dyskutując o „Imagine” Krystiana Lupy, dziś mamy przyjemną okazję, aby odetchnąć.
Moroz: I to jest pozytywne. Takich przedstawień również potrzeba.
Skrzydelski: Co nie znaczy, że skaczemy z radości. Bo to mimo wszystko „Ożenek” Gogola. Nie ma taryfy ulgowej.
Moroz: Ale to Gogol w Och-Teatrze Krystyny Jandy. Zatem śmiech przede wszystkim. I tu pojawiają się wątpliwości.
Skrzydelski: Nie pamiętam, czy kiedyś już o tym rozmawialiśmy, jednak warto wspomnieć, że początki stołecznego Och-Teatru wyglądały inaczej. To była scena stworzona w 2010 r. dla dramaturgii wymagającej, a nawet eksperymentującej, trochę w kontrze do Teatru Polonia. Rzeczy lżejsze zaczęły się na niej pojawiać, gdy okazało się, że poważne ambicje nie gwarantują widowni. I Krystyna Janda musiała korygować profil. Z czasem Och-Teatr przemienił się w centrum fars i komedii. Z małymi wyjątkami.
Moroz: I dziś „Ożenek” w reżyserii Janusza Gajosa to niewątpliwie propozycja dostosowana do przyzwyczajeń publiczności Och-Teatru.
Skrzydelski: W tym sensie mnie to nieco martwi. Ciebie chyba też.
Moroz: Ale to zmartwienie nie najwyższej próby i nie tak znowu męczące.
Skrzydelski: Zdecydowanie. W każdym razie mała złośliwość na start – to prawdopodobnie (mam nadzieję, że się mylę) pierwszy przypadek w dziejach najnowszych, kiedy na plakacie promującym spektakl prezentuje się zarówno reżyser, jak i jego aktorzy. Oto Janusz Gajos dzierżąc wspólne zdjęcie Julii Wyszyńskiej (Agafia) i Pawła Domagały (Podkolesin) niczym monidło, uśmiecha się do nas promieniście. Ta sytuacja – z tego, co wiem - już znalazła należne miejsce w historii polskiego plakatu teatralnego. Podobno ktoś nawet pisze o niej pracę doktorską na teatrologii. Ale krakowskiej.
Moroz: Dość tych twoich przytyków. Plakat jak plakat. A liczy się sedno sprawy.
Skrzydelski: Sedno sprawy jest takie, że
to „Ożenek”, który jest śmieszny, bardzo śmieszny, a może nawet jeszcze śmieszniejszy. Pytanie, jaki to ma być rodzaj śmiechu.
Moroz: Ustalmy reguły. „Ożenek” to – choć podziałów gatunkowych i sztucznych definicji raczej unikamy – przede wszystkim tragifarsa. Chyba. Niektórzy rzekną: komedia. Jednak komedia, po pierwsze, kończy się szczęśliwie, przynajmniej według starodawnych recept. Po drugie, kończy się, wywołując u odbiorców oczyszczenie przez śmiech. A w dramacie Gogola to jest w ogóle dziwnie. Finał – raczej nijaki niż szczęśliwy, co więcej, budzi zastanowienie, wywołuje niepokój. Już „Rewizor” biczuje śmiechem odważniej.
Skrzydelski: Coś w tym jest. W „Ożenku” ten problem wydaje się skomplikowany. To literatura „pomiędzy”. Ale tak, masz rację, to bardziej tragifarsa, nie komedia ani tragikomedia. Bo jednak to splot, w którym spotykają się błędne ludzkie oceny i nieoczekiwane zdarzenia.
Moroz: W podtytule u Gogola widnieje explicite: „Zdarzenie całkiem niewiarygodne w dwóch aktach”.
Skrzydelski: Nie da się ukryć.
Moroz: Tylko czy u Janusza Gajosa to rozróżnienie gra rolę? Powiedziałbym, że celem nadrzędnym jest tu śmiech, lecz śmiech rozumiany jako rezultat dobrej zabawy, która tylko chwilami musi dawać do myślenia. I na szczęście przynajmniej chwilami daje.
Skrzydelski: I tu także zgoda. Nie to, że dziś nie będziemy się zgadzać.
Moroz: A zatem podstawowy kłopot z tym przedstawieniem polega na jednej decyzji, którą zresztą Janusz Gajos klarownie wyłożył w wypowiedziach sprzed premiery.
Skrzydelski: Że dobry tekst wystarczy oddać aktorom, a oni już zrobią z nim to, co trzeba. Byle im nie przeszkadzać. Tyle że to prawda, która dotyczy jak najbardziej łatwych opowieści o tym, jak to mąż zdradza żonę, ale wie o tym jedynie ich gosposia. Wtedy to działa. W stosunku do Gogola jednak to dosyć ryzykowna strategia reżyserska. Poza tym chyba nie da się większości scen z „Ożenku” potraktować jako puszczania oka do publiczności, której wmawiamy, że małżeństwo to najwspanialsza wartość na Ziemi, lecz przecież wiadomo, że w podtekście chodzi o coś dokładnie przeciwnego, a Koczkariew (Krzysztof Dracz) żeby to podkreślić, jeszcze znacząco się uśmiecha. Na wypadek, gdyby ktoś miał wątpliwości, że to ironia.
Moroz: Ale Krzysztofa Dracza jako spiritus movens akcji jednak bym wyróżnił. Cząstka diabelskości w nim się tli i ten aktor potrafi to pokazać.
Skrzydelski: A więc to taka cząstka, której nie wystarcza, aby udowodnić, że w tej postaci naprawdę czai się chęć rewanżu za porażkę we własnym życiu. Chyba nie odkryję Ameryki stwierdzeniem, że przy całej przebiegłości i całej obłędnej konsekwencji Koczkariewa niełatwo w nim nie dostrzec rozgoryczenia i rozpaczy. Ten rys decyduje również o swoistym sensie komediowości, bo ostatecznie warto mu współczuć, że robi z siebie błazna, próbując uprzykrzyć los bliźniego, czyli zrównać go z własnym.
Moroz: Można zauważyć, że Krzysztof Dracz zapędza się w tej obsesji dopięcia swego za wszelką cenę, ale buduje na tym bardzo prosty schemat: wszyscy się śmieją, gdyż wchodzi na scenę, by powtórzyć w zasadzie tę samą śpiewkę.
Skrzydelski: Myślę też, że nikt z twórców nie wziął pod uwagę tego, że przestrzeń Och-Teatru decyduje o tym, jak widzowie odbierają sposób gry wszystkich w obsadzie (i nawet scenografia w tym specyficznym układzie przestaje mieć większe znaczenie). Mówiąc wprost: to już i tak staje się podwójnie zabawne, bo publiczność po obu stronach sceny niejako zagarnia aktorów dla siebie, wciąga ich między siebie, zachęcając do odważniejszych gestów.
Moroz: I gra do publiczności, tak bezpośrednia, w pewnym momencie zaczyna być nużąca. Choć cieszę się też, że
mimo wszystko nie przekroczyło to granic, które spokojnie można by przekroczyć i pogrzebać „Ożenek” na amen w grubo ciosanym żarcie.
Skrzydelski: Na szczęście rozsądek został zachowany.
Moroz: A co z Podkolesinem Pawła Domagały? Według mnie trzeba go odczytać w kluczu pokoleniowym. On nie wie, jak się odnaleźć, wciąż przekonywany do małżeństwa. Jest wycofany, zakłopotany, lecz raczej jako ofiara typowej społecznej presji, której w ostatnich dekadach młodzi chcą się przeciwstawić, i rodzą się z tego liczne konflikty.
Skrzydelski: Tak, Podkolesin to reprezentant generacji, która nie wie, co z sobą począć, mając do wyboru multum dróg.
Moroz: Domagała ukazuje to całkiem dobrze. Szkoda tylko, że trudno interpretować jego postać w szerszym kontekście, którego w tym przedstawieniu zabrakło. Bo u innych bohaterów interpretacji dotykających socjologii czy psychologii nie odnajdziemy.
Skrzydelski: Mnie jeszcze zaintrygowała Agafia Julii Wyszyńskiej.
Moroz: Ta Agafia jest tak absurdalna, że wydaje się wyjęta z innej rzeczywistości. I jak tu uwierzyć, że ktokolwiek, nawet spośród tak naiwnych kandydatów, może się starać o rękę najgłupszej amantki świata?
Skrzydelski: Tą rolą udaje się powiedzieć, że szaleństw właśnie tego świata, jego nieracjonalności, w żaden sposób nie da się opisać ani pojąć. To już prawdziwy Gogol, i to należy odnotować, uczciwie przyznając punkty.
Moroz: Przebłyski Gogolowskich znaczeń w tej realizacji się trafiają.
Skrzydelski: Zobacz jeszcze, jak zupełnie niewykorzystany w tym sensie okazuje się monolog Żewakina, którego gra coraz ciekawszy w ostatnich latach Andrzej Konopka. Schodzi ze sceny pokonany i ośmieszony przez Koczkariewa, bez szans u Agafii, i przyznaje, że przez całe życie ponosi tę samą porażkę. Ale jego słowa jakby się urywają, nie mają jak wybrzmieć, braknie w nich dodatkowej, egzystencjalnej prawdy o tym, że osobista wola to do szczęścia za mało. Słowa Żewakina można uczynić jednym z najważniejszych fragmentów „Ożenku”, ale w ujęciu Janusza Gajosa po prostu nie mamy zbyt dużo czasu na refleksję.
Moroz: I z tego też powodu sam finał z ucieczką Podkolesina staje się okolicznością nieco nie na miejscu, niepasującą do tego porządku. Możemy się tylko zdziwić: aha, zatem sprawa nie wypaliła. I to tyle. Bohater stchórzył, zbyt grubymi nićmi szyto tę intrygę. Tak naprawdę nie wiadomo, co z tym finałem począć; wydarza się, to i należy go zaakceptować.
Skrzydelski: Raz, dwa i rzecz sama się rozwiązała. Nad wyraz szybko to się rozgrywa i zostajemy niemal wyłącznie z tym zgrywem z małżeńskiego znoju.
Moroz: Ale przynajmniej miło czasem w teatrze doświadczyć sytuacji, kiedy jeden widz zaraża śmiechem drugiego. Nie ukrywam, że obok mnie taki widz siedział i zarażał. W przeciwieństwie do innych wirusów ten jest przyjazny i bezpieczny.
Skrzydelski: To prawda. Były chwile, że obserwując sąsiadów z teatralnych rzędów, nie mogłem się powstrzymać. A przecież do śmiechu powodów wielu nie mamy.
Moroz: Ale zdecydowanie proszę sprawdzić ten tytuł również w innych odsłonach, u innych reżyserów.
Ocena: 3 / 6
Mikołaj Gogol
„Ożenek”
przekład: Julian Tuwim
reż.: Janusz Gajos
scenografia: Zuzanna Markiewicz
Och-Teatr
premiera: 23 kwietnia 2022 r.
Poprzednie rozmowy Skrzydelskiego i Moroza:
„Między ziemią a niebem”. Rozmowa o „Matce Joannie od Aniołów”, reż. Wojciech Faruga, Teatr Narodowy
„Gombro na oparach”. Rozmowa o „Ślubie”, reż. Radosław Rychcik, Teatr Zagłębia
„Bandaż na krwawiące serce”. Rozmowa o „Lazarusie”, reż. Jan Klata, Teatr Capitol we Wrocławiu
„Wszystko, czego dziś chcesz”. Rozmowa o „Oszustach”, reż. Jan Englert, Och-Teatr
„Ćwiczenia z nienawiści”. Rozmowa o „Sonacie jesiennej”, reż. Grzegorz Wiśniewski, Teatr Narodowy
„Wuefiści kontra literaci”. Rozmowa o „Końcu z Eddym”, reż. Anna Smolar, Teatr Studio
„Walka postu z karnawałem”, rozmowa o „Czerwonych nosach”, reż. Jan Klata, Teatr Nowy w Poznaniu
„Czyja to właściwie kwestia?”, rozmowa o „M. G.”, reż. Monika Strzępka, Teatr Polski w Warszawie
„Rozpacz i zmierzch”, rozmowa o „Trzech siostrach”, reż. Jan Englert, Teatr Narodowy
„Ocalony?”. Rozmowa o „Powrocie do Reims”, reż. Katarzyna Kalwat, Nowy Teatr w Warszawie
„Strefa zgniotu”, rozmowa o „Kraszu”, reż. Natalia Korczakowska, Teatr Studio
„Kilka ciepłych chwil”, rozmowa o „Minettim”, reż. Andrzej Domalik, Teatr Polonia
„Eseje znad Styksu”, rozmowa o „3SIOSTRACH”, Reż. Luk Perceval, TR Warszawa, Narodowy Stary Teatr
„Ziemio, przebacz”, rozmowa o „Pikniku pod Wiszącą Skałą”, reż. Lena Frankiewicz, Teatr Narodowy
„Rewolta w podrygach”, rozmowa o „Biesach”, reż. Paweł Miśkiewicz, Narodowy Stary Teatr
„Polska plaża". Rozmowa o „Don Juanie”, reż. Mikołaj Grabowski, Teatr Ateneum
„Falowanie i spadanie”. Rozmowa podsumowująca sezon 2020/2021
„Prawdziwe kłamstwa”, rozmowa o „Balkonie”, reż. Jan Klata, Teatr Wybrzeże
„Wtopa w ciemnościach”, rozmowa o „Życie jest snem”, reż. Paweł Świątek, Teatr Imka
„Rach-ciach”, rozmowa o „Inteligentach”, reż. Wojciech Malajkat, Scena Mała Warszawa
„Dzielenie przez zero”, rozmowa o „Krumie”, reż. Małgorzata Warsicka, Teatr Polski w Bielsku-Białej
„Poszaleć bez okazji”, rozmowa o „Don Kichocie”, reż. Igor Gorzkowski, Teatr Soho
„Poczciwa norma”, rozmowa o „Wachlarzu”, reż. Maciej Englert, Teatr Współczesny w Warszawie
„Chichot zza winkla”, rozmowa o „Zamku”, reż. Paweł Miśkiewicz, Teatr Narodowy
„Dziecko z kąpielą”, rozmowa o „Pułapce”, reż. Wojciech Urbański, Teatr Dramatyczny w Warszawie
„Ludzie, którzy jątrzą”, rozmowa o „Młodziku”, reż. Igor Gorzkowski, Teatr Ochoty
„Spopieleni”, rozmowa o „Rewizorze”, reż. Jurij Murawicki, Teatr Dramatyczny w Warszawie
„Opowieści z meblościanki”, rozmowa o „Bowiem w Warszawie”, reż. Marcin Liber, Teatr Studio
„Oświeć mnie, oświeć”, rozmowa o „Wyszedł z domu”, reż. Marek Fiedor, Wrocławski Teatr Współczesny
„Teatr jest tylko formą (miłości)”, rozmowa o „Przybyszu”, reż. Wojciech Kościelniak, Teatr Rampa
„Głos sponad”, rozmowa o „Don Juanie”, reż. Piotr Kurzawa, Teatr Polski w Warszawie
„Namiastka życia, przedsionek śmierci”, rozmowa o „Judaszu”, reż. Adam Sajnuk, Teatr WARSawy
„Żegnajcie, bogowie”, rozmowa o „Sztuce intonacji”, reż. Anna Wieczur, Teatr Dramatyczny w Warszawie
„Zagraj to jeszcze raz, wolniej”, rozmowa o „Don Juanie”, reż. Radosław Rychcik, Teatr Nowy w Łodzi
„Snuj się, snując”, rozmowa o „Mieszkaniu na Uranie”, reż. Michał Borczuch, Nowy Teatr w Warszawie
„Trud pokrzepiania”, rozmowa o „Historyji o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim”, reż. Jarosław Gajewski, Teatr Osterwy w Lublinie
„Koniec i początek”, rozmowa o „Mama zawsze wraca”, reż. Marek Kalita, Muzeum Polin