Skrzydelski: Gdy przychodzi do rozmowy o tym minionym sezonie – bardzo dziwacznym i męczącym, bo tak trudnym w kontekście ciągłych zmian repertuarów, wracających lockdownów i limitów – łapię się na tym, że szybko zapominam o tym, co się wydarzyło przez ostatni rok. Prawdopodobnie jednak jest w tym odruch obronny, próba wyparcia albo racjonalizacji sytuacji.
Moroz: Wszystko w życiu teatralnym zaczęło wracać do normy albo możliwe, że to złudzenie, bo skutki smutnego etapu będą widoczne dopiero w nadchodzącym sezonie. Ale też, nie ukrywam, była we mnie nadzieja na to, że polski teatr sprawniej zareaguje na to, co się stało. Tymczasem w żadnych zapowiedziach o nowych spektaklach nie wyczułem próby przemyślenia tego wyjątkowego czasu.
Skrzydelski: Chciałbyś od razu refleksji, ale przecież w tym sezonie chodziło przede wszystkim o to, żeby nadgonić z premierami i doprowadzić do pokazów tych przedstawień, które były kilkukrotnie odwoływane.
Moroz: To prawda, wszyscy próbowali sprintem nadrabiać straty, ale mimo wszystko – czy ktokolwiek powiedział coś naprawdę ważnego o samym teatrze?
Całość rozmowy - w "Raptularzu e-teatru"