O „Balkonie”, premierze Teatru Wybrzeże w reżyserii Jana Klaty, rozmawiają Jakub Moroz i Przemysław Skrzydelski
Moroz: I po wakacjach…
Skrzydelski: Nie smuć się. Wracamy do teatru.
Moroz: Widzę, że aż przebierasz nogami. Ale czy jest do czego wracać?
Skrzydelski: Szykuje się sezon pełen obietnic, zresztą jak zawsze. Teatr jest dobrymi chęciami wybrukowany.
Moroz: Pewnie przyszedłeś z całą listą nadziei. Obyś się nie rozczarował. Tymczasem jednak nie uporaliśmy się z premierami sezonu poprzedniego.
Skrzydelski: No tak, ale byliśmy zmęczeni – przyznasz – tym dziwnym, poszarpanym i wyjątkowo nierównym rokiem. A zresztą „Balkon” Jeana Geneta w reżyserii Jana Klaty z Teatru Wybrzeże miał premierę chwilę przed wakacjami.
Moroz: Dobry to Genet czy zły? I w jakiej sprawie pojawia się na polskiej scenie dzisiaj?
Skrzydelski: „Balkon” to teatr polityczny, w szerokim tego pojęcia sensie. Nie tylko rzecz jasna polityczny, ale wydaje mi się, że dla Klaty to jest oczywiste. Zatem po co pytasz? Adresy są wyraźne. Czy dobry to Genet, czy zły? Przede wszystkim niepełny, jakby zatrzymany w pół drogi.
Ale też zauważmy, że zmierzyć się z „Balkonem” to akt odwagi. Bo to piekielnie trudny tekst, zanurzony w tradycji francuskiego naturalizmu spod znaku Théâtre Libre. Jednak absurd grą tu również swoją rolę.
Dla mnie to zresztą w ogóle problem. W tym dramacie wszystko aż buzuje:
konwencje, style, skala samej próby opisu całego społeczeństwa – takiego, jakie
znał Genet w latach pięćdziesiątych – i w końcu skala opisu mechanizmów
politycznych właśnie. No i jeszcze gra w teatr, podpowiadająca, że teatr może
być niebezpieczny. Aż się gubię. Nie ukrywam, że jeśli Genet, to ten z
„Pokojówek”. Bardziej ascetyczny, skupiony.
Moroz: Nam w Polsce powinni z kolei przyjść do głowy
Gombrowicz i w jakimś stopniu Witkacy. Mówisz o odwadze, ale polec w nierównej
walce z francuskim klasykiem i skandalistą to już nieroztropność albo
świadectwo hybris. Mierz siły na zamiary – powiadam.
Skrzydelski: Czyli Klata przegrał?
Moroz: Raczej tak. Bo „Balkon”, jak sam wspomniałeś,
to teatralny traktat o naturze władzy i społeczeństwa. Każdej władzy i –
szczególnie – mieszczańskiego społeczeństwa. Rzecz o tym, jak tworzy się
władza, jak powstaje w spojrzeniu poddanych i emblematach ról społecznych. Jak
kolejna nieudana hierarchia z konieczności poprzez rewolucję zastępuje
poprzednią i ją naśladuje, choć zaczyna od obietnicy równości. Jan Klata
zechciał jednak wtłoczyć w tę opowieść bieżący komentarz polityczny.
Skrzydelski: Ale tych bieżących komentarzy nie ma
zbyt wielu… Według mnie Genet to wybór w sam raz dla Klaty. Weź pod uwagę te
wszystkie dosadności i prowokacje Francuza. Drogi burdel jako miejsce oglądu
mechaniki władzy – czy to nie znakomita okazja do zrobienia zjadliwego teatru
politycznego? Największy problem widzę raczej w tym, że reżyser chyba się nie
zdecydował, czy chce zrobić spektakl doraźny, czy filozoficzny. I dlatego coś w
tej inscenizacji fundamentalnie się nie składa.
Moroz: Upierałbym się, że Klata czyta Geneta przez coś, co w publicystyce zostało nazwane „pisowską wymianą elit”.
To spektakl o tzw. dublerach Kaczyńskiego. Genetowskie stwarzanie władzy, metaforyka luster i odbić zostają w gruncie rzeczy do tego sprowadzone.
Najwymowniejszym przykładem jest obsadzenie Katarzyny Figury w roli Sędziego. Trudno nie pomyśleć o obecnej prezes Trybunału Konstytucyjnego.
Klata idzie w tę stronę. Inne dowody aktualizacji Geneta można mnożyć, chociaż masz rację, że to nie jest tak, że one pojawiają się co chwilę; rzeczywiście są tu momenty, w których Klata wstrzymuje się przed dociśnięciem pedału „bieżączki”. Jakby chciał jednak pokazać, że nie chodzi mu wyłącznie o dokopanie komukolwiek. Zresztą portret rewolucjonistów w przedstawieniu nie jest aprobatywny. Z pewnością reżyser ma dla nich więcej sympatii, ale pokazuje ich również jako ludzi pełnych naiwnych złudzeń.
Skrzydelski: W końcu burdelmama Irma (Katarzyna Dałek) prowadzi, jak sama deklaruje, dom złudzeń, czyli miejsce, w którym każdy może odegrać każdą poważną rolę społeczną: Biskupa, Sędziego czy Generała. Jednak w pewnym momencie ci, którzy do tej pory jedynie w zaciszu bawili się w perwersje, dzięki rewolucji mogą zasmakować prawdziwych dostojnych funkcji.
Moroz: A zakończenie? Klata zmienia Genetowi niemało, zastępując subtelność i przewrotność pisarza dosadną sceną religijnej czci wobec wielkiego fallusa, uosabiającego chyba nagą siłę, która ostatecznie rządzi światem dramatu.
Skrzydelski: To pierwotne zakończenie sztuki. Bardziej znana jest wersja, w której Irma doradza, abyśmy wrócili do swoich domów, w których fałsz będzie i tak dużo większy niż ten, który obejrzeliśmy w teatrze.
Moroz: Ale w ten sposób ginie Genetowska krytyka mieszczaństwa, tych podpór społeczeństwa zapełniających widownię teatralną we Francji. To krytyka i nienawiść do burżuazji, pokrewna tej, jaką spotykamy w filmach Buñuela. U obu twórców dodawała ona siły ich sztuce i czyniła ją niewygodną dla odbiorców. U Klaty ten aspekt dramatu znika całkowicie.
Bo nasza miejscowa burżuazja jest przecież przeważnie wściekle antypisowska, więc jaskrawo antypisowskie przedstawienie może ją wprowadzić raczej w większe samozadowolenie, niż z samozadowolenia wyprowadzić.
Skrzydelski: Wątpię, czy spektakl tak pełny dłużyzn może kogokolwiek wprowadzić w samozadowolenie. Pierwsza część sopockiego „Balkonu” wlecze się niemiłosiernie. Scenom brakuje dynamiki i błysku. Nie pomaga też statyczna przestrzeń.
Moroz: Mnie sugestywna, surrealistyczna i zarazem obsceniczna scenografia Mirka Kaczmarka mimo wszystko zahipnotyzowała.
Skrzydelski: Jednak przez trzy godziny pozostaje niezmieniona. Inaczej niż u autora, u którego następują zmiany w symbolice przestrzeni – na co innego za każdym razem, gdy Genet proponuje kolejny obraz/odsłonę, kierowana jest nasza uwaga. W tej inscenizacji tego brakuje.
Klata proponuje inną dynamikę, wygodną dla siebie i ćwiczoną już po wielokroć.
To publicystyka. Mamy zatem grzechy seksualne Kościoła, prawne rewolucje obecnego rządu, ofiarniczy hurrapatriotyzm. Wszystko to nuży, bo widzieliśmy to już wiele razy, i nie tylko u Klaty.
Choć muszę przyznać, że Robert Ninkiewicz sprawdza się świetnie w roli Generała. Jest w tej kreacji intrygująca mieszanina błazeństwa i brutalności. A przy tym przez cały czas widzimy małego człowieka, który śni swój perwersyjny sen o potędze.
Moroz: Mnie bardziej przekonał Krzysztof Matuszewski jako Biskup. Udaje mu się nie spłaszczyć tej roli. Jego Biskup, choć jest uzurpatorem i jednostką małego formatu, ma w sobie jednocześnie onieśmielającą dostojność. Matuszewski nie dał się też zwieść łatwym, komicznym szarżom. To rola spokojna, zdystansowana, zaznaczająca swoją sztuczność, uciekająca przed naiwnym realizmem, dalekim przecież od kosmosu Geneta.
Skrzydelski: Najciekawszą rolą jest Irma Katarzyny Dałek. Ta kreacja właściwie niesie cały seans. Konstrukcja sztuki opiera się na Irmie, zręcznej gospodyni i reżyserce tego świata. Trzeba zresztą dodać, że naprawdę sporo u Klaty ratują aktorzy. To dzięki nim część dialogów naładowana jest życiem.
Moroz: Będę protestował w sprawie Katarzyny Dałek, bo jej grę uważam za zbyt realistyczną i zbyt monotonną, utrzymaną w jednej tonacji. Przypomnij sobie raczej Katarzynę Figurę jako Sędziego. To pierwsza rola tego przedstawienia. Figura ma oczywiście wielką charyzmę sceniczną, jednak nie na tym zasadza się jej sukces. Chodzi o celny wybór koncepcji: przerysowanej, nadekspresyjnej, dalekiej od realizmu. Przypomniała mi się przy tej okazji jej Ubica w filmie Piotra Szulkina (2004) na podstawie Jarry’ego. To ten sam typ kreacji, dobry przecież do użycia w pokrewnym rodzaju dramaturgii. Istnieje między Jarrym a Genetem nie tylko podobieństwo, lecz i genetyczna zależność.
Skrzydelski: Jeśli szukasz stylistycznej spójności, to zauważ, że jest jej w tej realizacji więcej niż w wielu poprzednich Klaty, kiedy to mieliśmy do czynienia z punkowym patchworkiem elementów wziętych z różnych poetyk i kodów artystycznych. Czy to kolejny dowód na to, że buntownik Klata powoli zamienia się w spokojnego obserwatora rzeczywistości przy reżyserskim pulpicie?
Moroz: Nie wiem, czy takie rozważania są dla mnie najistotniejsze. Jedno na pewno się nie zmieniło: ikoniczne dla tego reżysera zbiorowe choreografie taneczne, puste, zapełniające czas bez wyraźnego uzasadnienia. Tego w teatrze Klaty nigdy znieść nie mogłem. Nie mogę i tym razem.
Skrzydelski: To już nadmierna czepliwość. Podkreślę na koniec, że fundamentalny problem, skutkujący innymi potknięciami, wynika z braku klucza do „Balkonu”. Klata jednak nie wie, co zrobić z tym skomplikowanym tekstem, i przed nim kapituluje. Nie znajduje także przekonywającej odpowiedzi, jak uwspółcześnić Geneta, jak pokazać go tu i teraz. Momentami pozwala mu się biernie prowadzić i czasem tylko to, że autorowi nie przerywa w pół zdania, paradoksalnie działa.
Moroz: Jednak w efekcie, po brawach, tak jak ja wyszedłeś znużony?
Skrzydelski: Niestety. I z tego znużenia nie wytrącił mnie nawet pacierz odmówiony do wielkiego fallusa.
Moroz: Boję się, że ciebie nic nie jest w stanie wybić ze znużenia.
Skrzydelski: Trwam w nadziei, że jednak przeżyję jeszcze teatralne olśnienia. Może nawet w tym sezonie? Może nawet dzięki Janowi Klacie, który podobno w Starym Teatrze już próbuje „Ptaki” Arystofanesa?
Moroz: Nadzieja umiera ostatnia.
Jean Genet
„Balkon”
adaptacja, reż.: Jan Klata
scenografia: Mirek Kaczmarek
ruch sceniczny: Maćko Prusak
Teatr Wybrzeże (Scena Kameralna w Sopocie im. Joanny Bogackiej)
premiera: 4 czerwca 2021 r.
Poprzednie rozmowy Skrzydelskiego i Moroza:
„Między ziemią a niebem”. Rozmowa o „Matce Joannie od Aniołów”, reż. Wojciech Faruga, Teatr Narodowy
„Gombro na oparach”. Rozmowa o „Ślubie”, reż. Radosław Rychcik, Teatr Zagłębia
„Bandaż na krwawiące serce”. Rozmowa o „Lazarusie”, reż. Jan Klata, Teatr Capitol we Wrocławiu
„Wszystko, czego dziś chcesz”. Rozmowa o „Oszustach”, reż. Jan Englert, Och-Teatr
„Ćwiczenia z nienawiści”. Rozmowa o „Sonacie jesiennej”, reż. Grzegorz Wiśniewski, Teatr Narodowy
„Wuefiści kontra literaci”. Rozmowa o „Końcu z Eddym”, reż. Anna Smolar, Teatr Studio
„Walka postu z karnawałem”, rozmowa o „Czerwonych nosach”, reż. Jan Klata, Teatr Nowy w Poznaniu
„Czyja to właściwie kwestia?”, rozmowa o „M. G.”, reż. Monika Strzępka, Teatr Polski w Warszawie
„Rozpacz i zmierzch”, rozmowa o „Trzech siostrach”, reż. Jan Englert, Teatr Narodowy
„Ocalony?”. Rozmowa o „Powrocie do Reims”, reż. Katarzyna Kalwat, Nowy Teatr w Warszawie
„Strefa zgniotu”, rozmowa o „Kraszu”, reż. Natalia Korczakowska, Teatr Studio
„Kilka ciepłych chwil”, rozmowa o „Minettim”, reż. Andrzej Domalik, Teatr Polonia
„Eseje znad Styksu”, rozmowa o „3SIOSTRACH”, Reż. Luk Perceval, TR Warszawa, Narodowy Stary Teatr
„Ziemio, przebacz”, rozmowa o „Pikniku pod Wiszącą Skałą”, reż. Lena Frankiewicz, Teatr Narodowy
„Rewolta w podrygach”, rozmowa o „Biesach”, reż. Paweł Miśkiewicz, Narodowy Stary Teatr
„Falowanie i spadanie”. Rozmowa podsumowująca sezon 2020/2021