O „Wieczorze Trzech Króli”, premierze Teatru Narodowego w reżyserii Piotra Cieplaka, rozmawiają Jakub Moroz i Przemysław Skrzydelski
Moroz: Dziś chcę Państwu polecić coś w sam raz na zbliżający się karnawał.
Skrzydelski: Nie, błagam, może jeszcze raz da się uniknąć mówienia o tym, o czym mówienia udało nam się uniknąć tydzień temu. Dzięki temu rozmawialiśmy o „Młodziku” w reżyserii Igora Gorzkowskiego. Ale cóż, rozumiem, że kolejność zdarzeń na scenach nakazuje nam dziś poruszyć temat szekspirowsko-warszawski.
Moroz: A dlaczego nie? „Wieczór Trzech Króli” powstał przecież po to, by bawić ludzi w tym cudownym czasie między Bożym Narodzeniem a Wielkim Postem.
Skrzydelski: Ale chyba nie ten „Wieczór Trzech Króli” w reżyserii Piotra Cieplaka. Bo ten „Wieczór Trzech Króli” jedynie w wysilony sposób próbuje widzów rozśmieszać, choć niewiele z tego wynika.
Moroz: Z ciebie to jednak ponurak! W Teatrze Narodowym dostajemy Szekspira rozśpiewanego, owszem, ale nieosuwającego się w wodewilowy banał. A do tego to rzecz o miłości, lecz bez taniej czułostkowości.
Skrzydelski: Redaktor raczy żartować. Jest dokładnie odwrotnie.
Wodewilowy banał to całkiem trafne określenie, by podsumować to, co się dzieje na scenie.
I cóż to za odkrycie Piotra Cieplaka, że Szekspir komediowy jest rozśpiewany. Ale z kolei nie wiedziałem, że może być i wodewilowy, i musicalowy, a nawet operetkowy. Byle tylko śpiewać, w różnych wariantach. Może to jakiś festiwal wokalny?
Moroz:
Przecież muzyka w teatrze elżbietańskim odgrywała bardzo istotną rolę. I tylko wieki czysto literackiej recepcji Szekspira ograbiły nas z tego wymiaru jego dzieła.
Dziś na szczęście dysponujemy próbami rekonstrukcji muzyki do słów wydających się nam często tylko retorycznymi frazami, a w zamyśle Stratfordczyka będącymi piosenkami. Kapitalnie wykonywał je kiedyś kontratenor angielski Alfred Deller. Kilka z nich pochodzi właśnie z „Wieczoru Trzech Króli”.
"Wieczór Trzech Króli albo Co chcecie" Williama Shakespeare’a w reżyserii Piotra Cieplaka. Bartłomiej Bobrowski (Sir Tobiasz), Joanna Kwiatkowska-Zduń (Maria), Mariusz Benoit (Sir Andrzej), Henryk Simon (Sebastian). Fot. Krzysztof Bieliński / Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego
Skrzydelski: No dobrze, udowadniasz, że taki Szekspir jest dzisiaj niemal zapomniany, tylko co to ma wspólnego z przedstawieniem, o które się kłócimy? Mam z radości krzyknąć: Piotr Cieplak – wielki restaurator Szekspira?
Moroz: Twierdzę po prostu, że są dobre powody, by Szekspira umuzycznić (z pomocą Jana Duszyńskiego i Tomasza Pawłowskiego).
Skrzydelski: Jak na razie znalazłeś jeden powód.
Moroz: Kolejnym jest koncepcja miłości, zawarta w dramacie. Odnosi się ona do, obowiązującego w czasach autora, przekonania o muzyce sfer rządzącej rytmami kosmosu. Ta muzyka jest wyrazem boskiej miłości ożywiającej świat. Miłość i muzyka – to w tym światopoglądzie bezpośrednio współgrające żywioły. Zatem skoro Piotr Cieplak specjalnie akcentuje słynną frazę: „Jeśli muzyka jest pokarmem miłości, graj dalej!” z początku sztuki, a potem przywołuje ją jako klamrę w finale, to znajduje logiczny klucz do tego arcydzieła komedii.
Skrzydelski: Już? Popisałeś się erudycją… To teraz pozwól, że zapytam: czy spektakl spełnia to, co obiecuje? Bo Piotr Cieplak deklarował, że to będzie rzecz „o bogactwie, wielości odcieni, jakie słowo »miłość« może ze sobą nieść”. Tymczasem skąpał, by nie powiedzieć: utopił Szekspira w muzycznych gatunkach i bardziej lub mniej dowcipnych skeczach. To zjada treść. I gdzie są te wszystkie odcienie miłości? Ja dostrzegam to, co już wielokrotnie zresztą Piotr Cieplak pokazywał w swoich przedstawieniach dla najmłodszych, choćby w „Opowiadaniach dla dzieci” (2007) i „Królowej śniegu” (2015). Widać to w tym, jak postrzega szekspirowskie charaktery. To ma być łatwe i przyjemne. No i miłe dla ucha.
Moroz: Przesadzasz, choć jestem skłonny do pewnego stopnia się z tobą zgodzić. Też nie przekonują mnie niektóre cytaty i żarty, jak np. muzyka słynnej arii Komandora z Mozartowskiego „Don Giovanniego”, wprowadzona bez wyraźnej potrzeby, chyba tylko dla wyrafinowanego, ale pustego dowcipu.
Skrzydelski: Cała ta inscenizacja uszyta jest z wysilonych zabiegów zainteresowania lub rozśmieszenia publiki. Bo wbrew twojej opinii Cieplak nie znalazł klucza do „Wieczoru Trzech Króli”, lecz jedynie pokazuje komedię jako montaż atrakcji słowno-muzycznych. I wybaczyłbym nawet te odniesienia do świata dziecięcych wyobrażeń, lecz po co czynić to za wszelką cenę?
Moroz: Nie zaprzeczysz chyba, że ten spektakl jest solidną robotą teatralną?!
Skrzydelski: Gdzie ta solidność? Niestety widzę przede wszystkim chwyty wielokrotnie już ćwiczone, więc nawet nie oceniam jakości roboty. Przygniata mnie poczucie znużenia. Bo weźmy scenografię Andrzeja Witkowskiego. Czy to ma być przestrzeń dla „Alicji w krainie czarów”? A w ostatnich fragmentach ta naiwna metafizyka z projekcjami wyświetlanymi w prospekcie sceny? Co więcej, raz w tej rewii bajkowych mód w tle pojawia się metafizyka sugerująca, że miłość to kosmos, a raz grafika z widokiem na dzisiejszą Warszawę. Dla każdego coś miłego. To swoista interpretacja podtytułu „Wieczoru Trzech Króli”, który, jak wiadomo, brzmi: „albo Co chcecie”.
Moroz: To prawda. Tego jest za dużo.
"Wieczór Trzech Króli albo Co chcecie" Williama Shakespeare’a w reżyserii Piotra Cieplaka. Jerzy Radziwiłowicz (Malvolio), Bartłomiej Bobrowski (Sir Tobiasz), Mariusz Benoit (Sir Andrzej).
Skrzydelski: A ile razy można się śmiać z Jerzego Radziwiłowicza powtarzającego wciąż taki sam komediowy schemat, skandującego sylaby w swoim charakterystycznym rytmie?
Moroz: Mnie do bólu usztywniony, a zarazem przekonany o własnej wielkości Malvolio Jerzego Radziwiłowicza rozśmieszył, zwłaszcza w konstelacji z Tobiaszem Bartłomieja Bobrowskiego i Andrzejem Mariusza Benoit. To wątek bardzo dobrze ustawiony. Zabawny, jakoś bliski naszym doświadczeniom nawet. Można wręcz pomylić Tobiasza i Andrzeja z osiedlowymi wesołkami z własnej okolicy. A jednocześnie intryga wokół Malvolia stanowi zarazem karykaturę i kontrapunkt dla poważniejszego wątku miłosnego.
Skrzydelski: Malvolia Jerzego Radziwiłowicza można też pomylić z jakimś prowincjonalnym działaczem partyjnym. W ogóle możemy się radować całą menażerią charakterów z różnych parafii: Wiktoria Gorodecka jako Oliwia odrzucająca miłość Księcia (Oskar Hamerski) jest taką Królową śniegu, z kolei Antonio (Monika Dryl) to już kuriozum: to ktoś pomiędzy kapitanem Hakiem a Kotem w butach. Czy mam się radować?
"Wieczór Trzech Króli albo Co chcecie" Williama Shakespeare’a w reżyserii Piotra Cieplaka. Bartłomiej Bobrowski (Sir Tobiasz), Joanna Kwiatkowska-Zduń (Maria), Mariusz Benoit (Sir Andrzej).
Moroz: Ale to jest przecież zrobione bez nachalności.
Skrzydelski: Ech, oczywiście. Zgodzę się, że duet Benoit-Bobrowski i Joanna Kwiatkowska-Zduń jako Maria wypadają znakomicie. Bo kto tu gra bardziej wyraziście, bawiąc się samym graniem? Niestety na pewno nie Cezary Kosiński. Ten wybitny aktor, powtórzę: wybitny, błyszczący najczęściej właśnie u Cieplaka, tym razem nawet nie próbuje poważnie zmierzyć się z rolą Błazna. Pojawia się, by coś zadeklarować lub zaśpiewać – i już go nie ma. Wymuszone to niebywale i czysto zadaniowe. I jeszcze jedno, bo muszę się przyznać do pewnego rodzaju zaskoczenia. Chyba do tej pory nie doceniałem Michaliny Łabacz w zespole Narodowego, jednak niespodziewanie właśnie w „Wieczorze Trzech Króli” mnie przekonała. Wydaje mi się, że postać Violi przebranej za Cesaria sprawia jej wielką frajdę, ale przede wszystkim chodzi o to, że walczy o swoje, przedziera się na pierwszy plan, jakby chciała zarządzać tą intrygą, przekonana, że musi ją doprowadzić do pozytywnego końca. I znakomicie Michalina Łabacz śpiewa, chyba najlepiej ze wszystkich.
Moroz: Moim zdaniem każda z postaci jest tu wyrazista. Zwróć uwagę np. na świetnego Oskara Hamerskiego. To postać zarówno pełna dostojnej charyzmy, jak i rozmarzonej fajtłapowatości. Jego wejścia ustanawiają poważniejszy problem – tęsknoty za prawdziwym uczuciem.
Skrzydelski: Tylko jest tego za mało, żeby ów problem mógł się w pełni objawić – tak, jak zapisał to Szekspir. I zarzut ten odnosi się do całego przedstawienia. Jest tu konwencja musicalu, o czym już mówiliśmy, jest też baśń. Ale zabrakło przede wszystkim prawdy o tym, że ludzie okazują się najciekawsi wtedy, gdy muszą odegrać nieoczekiwane role. To temat „Wieczoru Trzech Króli”, ale i „Jak wam się podoba”, o którym niedawno również rozmawialiśmy.
Moroz: Znów się czepiasz. Czy u Szekspira nie ma klimatu baśni? Przecież to jest właśnie najbardziej zadziwiające i o tym tak wiele pisał Peter Brook.
Skrzydelski: A ty znów wpisujesz w ten spektakl rzeczy, których w nim nie ma.
Moroz: Na pewno pewne wątki mogłyby być potraktowane głębiej. Przede wszystkim proces zakochiwania się Violi i Księcia. W gruncie rzeczy także wątek Malvolia mógł zostać odczytany mniej jednoznacznie.
Skrzydelski: Wreszcie mówisz jak człowiek. Przyznaj jeszcze, że ostatecznie cię to wszystko znużyło, i na dziś kończymy.
Moroz: Kiedy mnie – przy wszystkich wymienionych zastrzeżeniach – ten tytuł uradował. Poza tym to sprawna teatralna maszynka.
Skrzydelski: Widzę, że opanował cię nastrój prawdziwie karnawałowy, i nic tu nie poradzę.
Moroz: Dobrze, kończmy. Jednak tuż przed świętami mógłbyś się zdobyć na więcej wyrozumiałości.
Skrzydelski: Bardzo przepraszam, ale pamiętam rzeczywiście wspaniałe szekspirowskie realizacje Piotra Cieplaka. Do dziś często przywołuję sobie poszczególne sceny z „Króla Leara” z Teatru Powszechnego (2001) ze Zbigniewem Zapasiewiczem. A były też przecież „Wesołe kumoszki z Windsoru” (2000).
Moroz: Powrót do przeszłości. Typowy objaw u kogoś, kto za chwilę rozpocznie czterdziesty rok żywota.
Skrzydelski: Bez komentarza.
Ocena:
Moroz: 3,5 / 6
Skrzydelski: 2,5 / 6
William Szekspir
„Wieczór Trzech Króli albo Co chcecie”
przekład: Stanisław Barańczak
reżyseria: Piotr Cieplak
scenografia, kostiumy, światło, projekcje: Andrzej Witkowski
muzyka: Jan Duszyński
kierownictwo muzyczne: Tomasz Pawłowski
Teatr Narodowy (Sala Bogusławskiego)
premiera: 4 grudnia 2021 r.
Poprzednie rozmowy Skrzydelskiego i Moroza:
„Między ziemią a niebem”. Rozmowa o „Matce Joannie od Aniołów”, reż. Wojciech Faruga, Teatr Narodowy
„Gombro na oparach”. Rozmowa o „Ślubie”, reż. Radosław Rychcik, Teatr Zagłębia
„Bandaż na krwawiące serce”. Rozmowa o „Lazarusie”, reż. Jan Klata, Teatr Capitol we Wrocławiu
„Wszystko, czego dziś chcesz”. Rozmowa o „Oszustach”, reż. Jan Englert, Och-Teatr
„Ćwiczenia z nienawiści”. Rozmowa o „Sonacie jesiennej”, reż. Grzegorz Wiśniewski, Teatr Narodowy
„Wuefiści kontra literaci”. Rozmowa o „Końcu z Eddym”, reż. Anna Smolar, Teatr Studio
„Walka postu z karnawałem”, rozmowa o „Czerwonych nosach”, reż. Jan Klata, Teatr Nowy w Poznaniu
„Czyja to właściwie kwestia?”, rozmowa o „M. G.”, reż. Monika Strzępka, Teatr Polski w Warszawie
„Rozpacz i zmierzch”, rozmowa o „Trzech siostrach”, reż. Jan Englert, Teatr Narodowy
„Ocalony?”. Rozmowa o „Powrocie do Reims”, reż. Katarzyna Kalwat, Nowy Teatr w Warszawie
„Strefa zgniotu”, rozmowa o „Kraszu”, reż. Natalia Korczakowska, Teatr Studio
„Kilka ciepłych chwil”, rozmowa o „Minettim”, reż. Andrzej Domalik, Teatr Polonia
„Eseje znad Styksu”, rozmowa o „3SIOSTRACH”, Reż. Luk Perceval, TR Warszawa, Narodowy Stary Teatr
„Ziemio, przebacz”, rozmowa o „Pikniku pod Wiszącą Skałą”, reż. Lena Frankiewicz, Teatr Narodowy
„Rewolta w podrygach”, rozmowa o „Biesach”, reż. Paweł Miśkiewicz, Narodowy Stary Teatr
„Falowanie i spadanie”. Rozmowa podsumowująca sezon 2020/2021
„Prawdziwe kłamstwa”, rozmowa o „Balkonie”, reż. Jan Klata, Teatr Wybrzeże
„Wtopa w ciemnościach”, rozmowa o „Życie jest snem”, reż. Paweł Świątek, Teatr Imka
„Rach-ciach”, rozmowa o „Inteligentach”, reż. Wojciech Malajkat, Scena Mała Warszawa
„Dzielenie przez zero”, rozmowa o „Krumie”, reż. Małgorzata Warsicka, Teatr Polski w Bielsku-Białej
„Poszaleć bez okazji”, rozmowa o „Don Kichocie”, reż. Igor Gorzkowski, Teatr Soho
„Poczciwa norma”, rozmowa o „Wachlarzu”, reż. Maciej Englert, Teatr Współczesny w Warszawie
„Chichot zza winkla”, rozmowa o „Zamku”, reż. Paweł Miśkiewicz, Teatr Narodowy
„Dziecko z kąpielą”, rozmowa o „Pułapce”, reż. Wojciech Urbański, Teatr Dramatyczny w Warszawie
„Ludzie, którzy jątrzą”,
rozmowa o „Młodziku”, reż. Igor Gorzkowski, Teatr Ochoty