O „Pułapce”, premierze Teatru Dramatycznego w reżyserii Wojciecha Urbańskiego, rozmawiają Jakub Moroz i Przemysław Skrzydelski
Skrzydelski: Cóż za zaskakujący wieczór teatralny. Nokaut.
Moroz: Przecierałem oczy ze zdumienia.
Skrzydelski: Podejrzewam, że twoje zdumienie było jednak większe niż moje. Kiedy kilka miesięcy temu prywatnie rozmawialiśmy o jakimś wydarzeniu związanym z Rokiem Różewicza, wspomniałeś o tym, że „Pułapka” to jeden z twoich najukochańszych dramatów.
Moroz: To prawda. Mam sentyment do Franza Kafki, jego biografii. Z kolei Różewiczowi w tym dziele udało się powiedzieć o nim tak cholernie wiele. Gdybym spotkał kogoś, kto nie zna Kafki, a chciałby szybko dostać klucz do jego osobowości, doradziłbym: przeczytaj „Pułapkę”.
Skrzydelski: Chyba nie ma sensu udowadniać, dlaczego to jeden z kilku najważniejszych polskich dramatów drugiej połowy XX wieku. Wolę mówić o tym, jakie uczucia za każdym razem ten tekst wywołuje u mnie. Przygnębienie – to jasne, lecz i świadomość, że w każdym z nas jest ten nierozwiązywalny supeł, który nosimy w sobie od dzieciństwa; zawiązują go sytuacje społeczne, uwikłania rodzinne, relacje z przyjaciółmi – powody mogą być różne, jednak to ten supeł decyduje zarówno o sile, która tkwi w każdym człowieku, jak i o jego przekleństwie. Najczęściej jest tak, że tę siłę oddajemy światu poprzez to, co osiągamy w życiu, jednak robiąc to, sami giniemy.
Moroz: Człowiek staje ze swoimi demonami twarzą w twarz, i to jest najciekawsze dla innych, bo daje im wykładnię ich własnych lęków.
Skrzydelski: Każdy w zasadzie człowiek, ale gdy jeszcze mówimy o artyście, to ta wykładnia przyobleka się w literaturę, muzykę czy inny rodzaj twórczości. I staje się potężna, uniwersalna. Kłopot w tym, że artysta staje się wówczas ofiarą wyjątkową. A Franz w dzieciństwie stał się już przecież barankiem ofiarnym Ojca, co pokazuje Różewicz w jednym z pierwszych obrazów dramatu, kiedy to Franz śni swój koszmar, krzycząc: „Ojcze! Więc tylko moja krew, moja śmierć może Cię zmienić i przebłagać?”.
Moroz: A potem już geniusz słowa zostaje oddany całemu światu. Ofiarę złożono po raz drugi.
Skrzydelski: Tak chyba należy to czytać w perspektywie biografii intymnej. Ale szerzej patrząc, „Pułapka” jest także opowieścią o nadchodzącym bestialstwie Zagłady. Kolejne poetyckie obrazy u Różewicza przepowiadają, co wydarzy się za lat kilkanaście, również z częścią rodziny Kafki. I to te obrazy nakładające się na historię nazwijmy ją w uproszczeniu bardziej wspomnieniową, pokazującą urywki z życia pisarza, są najbardziej w „Pułapce” paraliżujące. Dramatopisarz, który nie byłby poetą, nie napisałby tego w taki sposób.
Moroz: Ale w spektaklu Wojciecha Urbańskiego dzieje się coś, w co trudno uwierzyć i co wyjątkowo trudno uzasadnić.
Skrzydelski: Reżyser zaczyna od sceny przy rodzinnym stole, tak naprawdę pomijając wymowę pierwszego obrazu. Ale to jeszcze nic, bo już kilka minut później zaczynają się rzeczy fatalne.
Oto okazuje się, że Wojciech Urbański proponuje nam mały realizm.
Przecierałeś oczy ze zdumienia? A mnie chciało się płakać.
Moroz: Licha recepta na sukces: wyrugować ze sztuki wszystko to, co decyduje o jej wyjątkowości. Podejrzewam, że założeniem mogło być to, by za wszelką cenę ułatwić odbiór wymagającego tytułu. Zarówno w procesie lektury, jak i w robocie teatralnej wizje Różewicza nastręczają ogrom problemów. Poza tym mają w sobie ciężar, który niełatwo przyjąć. Strach, który odczuwa Franz, przechodzi na czytelnika i widza. Ta poezja, jak to u Różewicza, w dużej mierze ma zresztą posmak naturalistyczny.
Skrzydelski: Wydaje się, że tłumaczenie oczywistości nie ma sensu. A jednak. Wojciech Urbański konstruuje opowiastkę, po której obejrzeniu mamy się zadumać nad tym, jakie to znojne życie miał wybitny prozaik, jak to nie mógł się dogadać z ojcem, jak to nie potrafił ułożyć się z kobietami, jak to z racji kompleksów nie ufał nawet temu, co napisał. Wzruszyłem się. Aż nagle w ostatniej sekwencji przedstawienia nie wiadomo dlaczego Ojciec popada w szaleństwo i chce całą rodzinę ukryć w szafie, mówi coś o sforze psów, co biega po ziemi… I wychodzi na jaw, że mamy do czynienia z innym tekstem, że niespodziewanie w małej sali Dramatycznego zaczyna się rozgrywać coś nowego, buzuje gęsta atmosfera, o której przez wcześniejsze półtorej godziny nie mieliśmy pojęcia – no, chyba że znamy „Pułapkę” Różewicza.
Moroz: Tak, ostatni fragment wywołuje, delikatnie ujmując, wiele pytań. Bo co się stało z wieloma innymi scenami sztuki? Co się stało ze Strażnikami-Oprawcami, którzy wyłaniają się z ciemności, a Różewicz wręcz wyjaśnia, że mogą przewijać się przez cały spektakl, tak samo zresztą jak Duszyczka Franza?
Warto też zapytać, gdzie się w ogóle podział sens cielesności Różewiczowskich postaci, przecież to sam Franz powiada, że jego ciało jest pułapką, w którą wpadł po urodzeniu.
Nie tylko w „Białym małżeństwie” to zagadnienie istotne, i trzeba znaleźć dla niego rozwiązanie. Wojciech Urbański nawet nie próbuje, dlatego słowa Franza o ciele brzmią, jakby zostały rzucone mimochodem, my zaś nie wiemy, co stanowi o ich wadze.
Skrzydelski: Chyba pan oczekuje zbyt wiele. Pan się naoglądał Grzegorzewskiego czy Jarockiego i teraz się domaga. Też nie ukrywam, że wersja „Pułapki” Jerzego Grzegorzewskiego z Teatru Studio (1984) zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, na szczęście dostępna w zapisie telewizyjnym. Przy okazji jednak zauważmy, że Ojciec Franza, Hermann, to tyran, a nie rozdygotany pieniacz, którego gra Robert Majewski. Cóż, nie chcę snuć porównań z Markiem Walczewskim (który stworzył rolę taką, że nie da się nie bać), bo nie chodzi o to, aby trzymać w pamięci jedynie Walczewskiego. Ale naprawdę wystarczy… Właściwie – co wystarczy zrobić? To kolejna kwestia.
Moroz: Wystarczy chyba spojrzeć na ten tekst z powagą i ciut dokładniej przemyśleć taki szczegół jak obsada.
Skrzydelski: Michał Klawiter jako Franz mówi mi sporo o tym, że bohater Różewicza to ktoś bezbronny wobec ludzi i świata, ale to za mało.
Moroz: Trzy gesty i wciąż ta sama minorowa mina do samego finału to zdecydowanie za mało. Przepraszam za bezpośredniość oceny, jednak to dlatego, że nie widzę w tym winy młodego aktora. Pretensję kieruję wyłącznie do reżysera.
Skrzydelski: Tym bardziej że Wojciech Urbański gubi spojrzenie na własną realizację jako na całość. Przecież tu każdy element przestrzeni sugeruje, że to Różewicz ugrzeczniony, wygładzony, a przez to płaski, nijaki i przede wszystkim naiwny. I naiwne jest również to, że można było przypuszczać, że w takim ujęciu przyniesie to efekt.
Moroz: Wspomniałeś o przestrzeni. A nie masz wrażenia, że scenografia wygląda tak, jakby zapomniano dokonać podmiany z poprzedniego wieczora, w czasie którego prezentowano „Fatalistę”, sztukę Tadeusza Słobodzianka, o której rozmawialiśmy w kwietniu?
Skrzydelski: Już nie chciałem do tego nawiązywać… Reżyser ten sam, autorką scenografii także jest Joanna Zemanek. Z tym że dla „Fatalisty” tamta scenografia była w sam raz, a ta z kolei różni się nieco, choć w zasadzie mogłaby się nie różnić.
Moroz: Gdyby z tamtej odjąć tylko szabasowe świece, to kto wie…
Skrzydelski: To teraz już się znęcamy. Pora przerwać te chichy. Ale pozostając jeszcze uczciwym w ocenie wszystkich ról, na pewno muszę pochwalić Lidię Pronobis jako Felice, kobietę ostatecznie przez Franza porzuconą. To aktorka, którą wyróżnia siła scenicznej obecności, żałuję, że nie należy już do zespołu Teatru Narodowego i musi np. grać Gonerylę w „Królu Learze” Wawrzyńca Kostrzewskiego, ale przecież to twoje ulubione przedstawienie, więc ten kontrowersyjny temat porzucam.
Moroz: Jeśli ktoś tu się znęca, to nie ja jestem tą osobą.
Skrzydelski: Nie, nie znęcam się. Po prostu są sprawy na niebie i na scenie, o których się nawet nie śniło.
Moroz: Czyli właściwie co nam zostało do dodania? Chyba tylko życzyć Tadeuszowi Słobodziankowi dyrekcji artystycznej Dramatycznego na kolejnych kilka lat.
Skrzydelski: Jest jeszcze kilka dramatów do wystawienia.
Ocena: 1,5 / 6
Tadeusz Różewicz
„Pułapka”
reż.: Wojciech Urbański
scenografia i kostiumy: Joanna Zemanek
Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy (Mała Scena)
premiera: 12 listopada 2021 r.
Poprzednie rozmowy Skrzydelskiego i Moroza:
„Między ziemią a niebem”. Rozmowa o „Matce Joannie od Aniołów”, reż. Wojciech Faruga, Teatr Narodowy
„Gombro na oparach”. Rozmowa o „Ślubie”, reż. Radosław Rychcik, Teatr Zagłębia
„Bandaż na krwawiące serce”. Rozmowa o „Lazarusie”, reż. Jan Klata, Teatr Capitol we Wrocławiu
„Wszystko, czego dziś chcesz”. Rozmowa o „Oszustach”, reż. Jan Englert, Och-Teatr
„Ćwiczenia z nienawiści”. Rozmowa o „Sonacie jesiennej”, reż. Grzegorz Wiśniewski, Teatr Narodowy
„Wuefiści kontra literaci”. Rozmowa o „Końcu z Eddym”, reż. Anna Smolar, Teatr Studio
„Walka postu z karnawałem”, rozmowa o „Czerwonych nosach”, reż. Jan Klata, Teatr Nowy w Poznaniu
„Czyja to właściwie kwestia?”, rozmowa o „M. G.”, reż. Monika Strzępka, Teatr Polski w Warszawie
„Rozpacz i zmierzch”, rozmowa o „Trzech siostrach”, reż. Jan Englert, Teatr Narodowy
„Ocalony?”. Rozmowa o „Powrocie do Reims”, reż. Katarzyna Kalwat, Nowy Teatr w Warszawie
„Strefa zgniotu”, rozmowa o „Kraszu”, reż. Natalia Korczakowska, Teatr Studio
„Kilka ciepłych chwil”, rozmowa o „Minettim”, reż. Andrzej Domalik, Teatr Polonia
„Eseje znad Styksu”, rozmowa o „3SIOSTRACH”, Reż. Luk Perceval, TR Warszawa, Narodowy Stary Teatr
„Ziemio, przebacz”, rozmowa o „Pikniku pod Wiszącą Skałą”, reż. Lena Frankiewicz, Teatr Narodowy
„Rewolta w podrygach”, rozmowa o „Biesach”, reż. Paweł Miśkiewicz, Narodowy Stary Teatr
„Falowanie i spadanie”. Rozmowa podsumowująca sezon 2020/2021
„Prawdziwe kłamstwa”, rozmowa o „Balkonie”, reż. Jan Klata, Teatr Wybrzeże
„Wtopa w ciemnościach”, rozmowa o „Życie jest snem”, reż. Paweł Świątek, Teatr Imka
„Rach-ciach”, rozmowa o „Inteligentach”, reż. Wojciech Malajkat, Scena Mała Warszawa
„Dzielenie przez zero”, rozmowa o „Krumie”, reż. Małgorzata Warsicka, Teatr Polski w Bielsku-Białej
„Poszaleć bez okazji”, rozmowa o „Don Kichocie”, reż. Igor Gorzkowski, Teatr Soho
„Poczciwa norma”, rozmowa o „Wachlarzu”, reż. Maciej Englert, Teatr Współczesny w Warszawie
„Chichot zza winkla”, rozmowa o „Zamku”, reż. Paweł Miśkiewicz, Teatr Narodowy