O „Baronie Münchhausenie dla dorosłych”, premierze Teatru Narodowego w reżyserii Macieja Wojtyszki, rozmawiają Jakub Moroz i Przemysław Skrzydelski
Skrzydelski: Aż trudno uwierzyć, jak pokrzepiające, urokliwe i bajkowe przedstawienie zobaczyliśmy w Teatrze Narodowym. Jestem wzruszony. A ty?
Moroz: Wzruszony i poruszony. Czyli przejęty.
Skrzydelski: Czyż Münchhausen nie jest wdzięczną postacią dla sceny?
Moroz: I to jak nieprawdopodobnie wdzięczną. Zwłaszcza kiedy gra go Jan Englert, przy okazji, za pomocą i z pomocą Barona, mówiąc o sobie, o teatrze (w tym Narodowym), o sztuce niemal całej, o filozofii życiowej i artystycznej, o etyce, polityce. Zapomniałem o czymś?
Skrzydelski: Tematów w dramacie Macieja Wojtyszki – i w jego spektaklu jednocześnie – bez liku. Kto wie, może to nawet takie résumé dotychczasowych zainteresowań Wojtyszki, który zawsze kochał pisać sztuki o teatrze w historii, historii w teatrze i jego bohaterach. Ostatnio najlepiej to się udało w „Dowodzie na istnienie drugiego” (2014, o spotkaniach Mrożka z Gombrowiczem), który dopiero co zszedł z afisza Narodowego, a w którym Englert grał tego drugiego. Ale chyba tym razem w założeniu autora i reżysera było przede wszystkim zrobienie czegoś w rodzaju benefisu szefowi Narodowego. Choć właściwie dlaczego powiedziałem „czegoś w rodzaju”?. Benefisu, i tyle.
Moroz: Wydarzenia jubileuszowego?
Skrzydelski: A to za wcześnie. Jan Englert osiemdziesiąt lat skończy za rok. Choć nastrój jest taki, jakbyśmy mieli przyjąć, że Englert wszystko, co najważniejsze, już na scenie pokazał. A jako dyrektor Narodowego udowodnił. I teraz to już tylko, proszę państwa, melancholia, sentymentalizm i tęsknota za przeszłością, kiedy to teatr był wielki i znajdował się w centrum uwagi.
Moroz: Osobiście się z tym zgadzam. Teatr niegdyś bywał wielki i znajdował się w centrum uwagi, mimo że ja na pewno pamiętam tylko te czasy, gdy bywał wielki, lecz w centrum uwagi już ciut mniej.
Skrzydelski: Ach, jacy jesteśmy młodzi. Ale ty młodszy. I oczywiście wspominasz czasy przedstudenckie i studenckie. Teatrologia krakowska, bardzo niebezpieczne. Trzeba to podkreślić, nie raz pierwszy.
Moroz: No dobrze, jednak wracając do Jana Englerta. Rozumiem, że nie widzisz powodu, by występował w takiej roli, z takim, by tak rzec, przesłaniem? Bo ta tonacja jest rzeczywiście wyraźna. Co więcej, niedawno ukazał się wywiad rzeka z Englertem, w którym taki nastrój też się przewija.
Skrzydelski: Nie widzę powodu. To znaczy, zagrać Münchhausena można, ale można także mieć nadzieję na coś więcej. I nie poddawać się.
Moroz: Sztuka Macieja Wojtyszki w dużej mierze skupia się na teatrze i jego znaczeniu, a nawet powinnościach. I powinnościach twórców w ogóle.
Skrzydelski: Przez to jest męcząca; pada w niej zdanie: „Ja to nie ja, tylko aktor, który udaje mnie, który udaje aktora, który wynajął mnie, żebym udawał jego. To znaczy siebie. To znaczy mnie. Farsowe, ale atrakcyjne”. Gdyby udało się tę zagwozdkę na scenie pokazać, byłoby ciekawie. Ale nie o to przecież chodzi, bo sprawa jest tak naprawdę prostsza: Jan Englert gra siebie, dodając sobie kolorytu Münchhausena. Niemal wszystko, co Englert mówi, dla Englerta właśnie zostało przez Wojtyszkę napisane.
Moroz: Jednak nie da się ukryć, że Englert jest przynajmniej konsekwentny.
Skrzydelski: Tak, i warto to docenić, z tym że te wszystkie wypowiedzi o teatrze czy życiu słyszeliśmy z ust Englerta tyle razy, że w tekście brzmią rzeczywiście jak antologia myśli jubileuszowych. Doceniam opowieść o teatrze w teatrze ułożoną przez Macieja Wojtyszkę, doceniam sytuację, którą wymyślił, by Englertowi-Münchhausenowi i wszystkim wokół niego dać pretekst do tych dialogów. Ale coś tu skrzeczy.
Moroz: Może wspomnijmy o tej sytuacji. Do domu Barona przybywa komornik Tomasz Miller (Grzegorz Kwiecień); okazuje się, że Münchhausen od dwudziestu lat nie płaci podatków od posiadłości. Tomasz staje się świadkiem rodzinnego ambarasu, w którym Baron, jego żona Jakobina (Ewa Wiśniewska), ich córka Emilia (Patrycja Soliman) oraz syn Ernest (Hubert Paszkiewicz) próbują znaleźć rozwiązanie problemu, przy okazji pół żartem, pół serio dając upust różnym animozjom i urządzając absurdalną farsę, którą Tomasz uzna za udany konserwatywny teatr, którego jest fanem. Punktem kulminacyjnym będzie moment, w którym Münchhausen zechce sam się wystrzelić z armaty, ale ostatecznie Tomasz to uniemożliwi, nakładając mu kajdanki i ratując go od śmierci, z którą Baron nieustannie igra. Tak właściwie kończy się akt pierwszy.
Skrzydelski: A w tym ambarasie z setka prawd. Najwięcej chyba słyszymy właśnie o teatrze (z wyświechtanym przeciwstawianiem atrakcyjnego dla widzów teatru konwencji egoistycznemu teatrowi „młodych zdolnych”, którzy „dłubią igłą w sercu”), ale jest i o władzy, która nie dba o ludzi, lecz o siebie; o Kościele, który nabija wiernych w butelkę, o odwadze bycia sobą, o honorze, różnicy między Leibnizem a Wolterem i tak dalej, i tak dalej. No i słyszymy wiele odniesień do schyłku wieku XVIII, pojawia się i Goethe, i król Poniatowski, których Münchhausen świetnie zna. Dużo bon motów i gry słów.
Moroz: I nieco publicystyki dla niepoznaki przebranej w historyczny kostium. Co chwilę czułem się tak, jakbym po kolejnym żarcie z oczywistym podtekstem miał wstać i bić brawo. Jednak to jest napisane tak, że aż szeleści papierem. A może przede wszystkim szeleści papierem, gdy zostaje wypowiedziane ze sceny.
Skrzydelski: Wiesz, jeśli chodzi o lekturę, to ja bym jej bronił. Jako inteligentnej zabawy literackiej z quasi-manifestem o roli sztuki. Kłopot tylko w tym, że chyba sam Maciej Wojtyszko był przekonany, że wystarczy rozdać role pierwszorzędnym aktorom Narodowego, na czele z Englertem, i ta opowieść zyska dodatkową rangę. Chyba tak nie jest.
Moroz: Ewidentnie widać tu próbę udowodnienia, jakie to przenikliwe. I takie teatralnie pociągające, bo przez cały czas pokazujemy, że to teatr. Te mimochodem wypowiadane przez bohaterów uwagi o scenicznej akcji już niemal przypominają „Końcówkę” Becketta. Pokaźny miszmasz.
Skrzydelski: W ostentacyjnym kostiumie – co warto zaznaczyć.
Moroz: Z roli Jana Englerta zapamiętam na pewno ten przebogaty kostium z kapeluszem z piórami. I te ogromne podkręcone wąsy.
Skrzydelski: Mnie to nawet rozbawiło w pierwszej scenie, gdy Englert pyta, czy jego entrée było udane, a potem je powtarza. Ale co się dzieje później? Zbyt szybko ta konwencja, o której tyle się w tej komedii rozprawia, zaczyna być wysilona, pretensjonalna. Niby to jest celowo kiczowate, przerysowane, ale mimo wszystko, mimo prób i starań robi się z tego bulwar, choć przecież…
Moroz: …choć intencje były jak najbardziej szlachetne.
Skrzydelski: Dokładnie tak. A z tym, co deklaruje Jan Englert, ja nawet się zgadzam. Jego Münchhausen to ktoś, kogo z jego niezgodą na szablon i przeciętność nie sposób nie lubić.
Moroz: I w ogóle jest miło i radośnie. W sam raz na dzisiejszy czas, gdy pod wieczór każdy chciałby zapomnieć o newsach z całego dnia. Jednak nie da się też stwierdzić, że ten argument załatwia wszystko. Wydaje mi się, że również sami aktorzy nie mają przekonania, że w tej sztuce kryje się coś więcej, że mogą te dialogi rozegrać po swojemu. Odnosiłem wrażenie, że wyszli z założenia, iż w kolorowych strojach z epoki będą już wystarczająco zabawni, a widz to kupi, bo doceni urok teatru i spotkania z kochanymi artystami. Ale ten mechanizm w wielu fragmentach się zacina, jakby poza dowcipem nie zostało już nic innego, jakby deklaratywne frazy wzajemnie się zjadały, zjadając także sceniczną energię.
Skrzydelski: Jan Englert za wszelką cenę próbuje się w tym odnaleźć, raz wychodzi mu to lepiej, raz gorzej, a ponieważ wiele aktorskich trików jest w stanie wykonać jak na pstryknięcie palca i uzyskać efekt natychmiast, to i ja się chwilami na to łapałem. Jednak już te słowne szermierki z Ewą Wiśniewską się nie udały. Jakby się nie słuchali. Dotyczy to zresztą wszystkich. Aktorzy są gdzieś daleko od siebie, chociaż bardzo chcą wejść w kontakt z widzem, przypodobać mu się.
Moroz: Ewa Wiśniewska gra tylko łatwą komedię, nie zważając, że jednak nuta absurdu robi swoje, a Jan Englert stara się w swej roli odnaleźć między sobą a Münchhausenem. I między kuglarzem a filozofem.
Skrzydelski: Ewa Wiśniewska być może zapomniała, że już od wielu lat nie występuje w Teatrze Ateneum. Moroz: A Emilia Patrycji Soliman? Znakomita aktorka ewidentnie nie dostała zbyt wielu interesujących kwestii.
Skrzydelski: Dobrze, że przynajmniej Tomasz ostatecznie się w niej zakochuje i Emilia może na to zareagować. Ale dość tego znęcania się, bo z kolei my chyba zapomnieliśmy, że jest jeszcze drugi akt, w którym pojawia się postać o wiele groźniejsza niż komornik. Sam prokurator krajowy Henryk Kramer (Ireneusz Czop), rozsierdzony postawą łagodnego Tomasza, bierze sprawy w swoje ręce i przesłuchuje Barona oraz Jakobinę.
Moroz: I oto kolejny pojedynek na błyskotliwość.
Skrzydelski: Tym razem coś z teorii państwa i prawa. Jak twierdzi prokurator, „trzeba zacząć od torturowania kobiet”.
Moroz: Teatr aluzji?
Skrzydelski: Silne ma podstawy budowy. Choć tylko na moment, bo przecież zaraz staje się jasne, że Kramer jako prokurator krajowy to właśnie ten jeden prokurator krajowy, którego znamy z telewizji i osobliwych reform sprawiedliwości. A zatem teraźniejszość przegląda się w kostiumie, a kostium w teraźniejszości. Moroz: Z kolei Jakobina zadaje pytanie, czy prokuratorski fach to sztuka, czy rzemiosło. Z tego, co kojarzę, Jan Englert zawsze wolał rzemiosło.
Skrzydelski: W każdym razie Ireneusz Czop, który debiutuje w zespole Narodowego, jako szwarccharakter radzi sobie dobrze. Ale czy to debiut wymarzony? Czop przychodzi z łódzkiego Teatru Jaracza, był tam jednym z ulubieńców Mariusza Grzegorzka, u którego czternaście lat temu zagrał Makbeta. Niby też w kostiumie, lecz nieco innym. Aktorstwo płata figle. Moroz: Zmęczony jestem. Ostatnio zobaczyliśmy kilka tytułów, zupełnie innych, zupełnie o czym innym. A mimo to niewiele się z nich dowiedziałem.
Skrzydelski: Ale poczekaj – finał u Wojtyszki uwzniośla. Dobro zwycięża. Zły Kramer ustępuje, bo Baron trzyma w domowej skrytce materiały, które mogłyby skompromitować możnych tego świata.
Moroz: Wiem, wiem. Poczułem się spokojny. A nawet wzruszyłem, gdy Baron na sam koniec pięknej bajki pokazuje swemu wnukowi Fryderykowi, jak unieść się w górę, łapiąc się za włosy. I teraz nie kpię, bo to nawet się udało.
Skrzydelski: Czy mógłbym twe serce w depresji ukoić jeszcze jednym cytatem?
Moroz: Skoro się upierasz.
Skrzydelski: „Sztuka jest dobra, jeśli ratuje życie”. Ale kto wie, może już to gdzieś słyszałeś. Choć wątpię.
Ocena: 2,5 / 6
Maciej Wojtyszko „Baron Münchhausen dla dorosłych”
reż.: Maciej Wojtyszko
scenografia: Wojciech Stefaniak
kostiumy: Martyna Kander
muzyka: Irina Blokhina
Teatr Narodowy (Scena przy Wierzbowej im. Jerzego Grzegorzewskiego) premiera: 5 marca 2022 r.
Poprzednie rozmowy Skrzydelskiego i Moroza:
„Między ziemią a niebem”. Rozmowa o „Matce Joannie od Aniołów”, reż. Wojciech Faruga, Teatr Narodowy
„Gombro na oparach”. Rozmowa o „Ślubie”, reż. Radosław Rychcik, Teatr Zagłębia
„Bandaż na krwawiące serce”. Rozmowa o „Lazarusie”, reż. Jan Klata, Teatr Capitol we Wrocławiu
„Wszystko, czego dziś chcesz”. Rozmowa o „Oszustach”, reż. Jan Englert, Och-Teatr
„Ćwiczenia z nienawiści”. Rozmowa o „Sonacie jesiennej”, reż. Grzegorz Wiśniewski, Teatr Narodowy
„Wuefiści kontra literaci”. Rozmowa o „Końcu z Eddym”, reż. Anna Smolar, Teatr Studio
„Walka postu z karnawałem”, rozmowa o „Czerwonych nosach”, reż. Jan Klata, Teatr Nowy w Poznaniu
„Czyja to właściwie kwestia?”, rozmowa o „M. G.”, reż. Monika Strzępka, Teatr Polski w Warszawie
„Rozpacz i zmierzch”, rozmowa o „Trzech siostrach”, reż. Jan Englert, Teatr Narodowy
„Ocalony?”. Rozmowa o „Powrocie do Reims”, reż. Katarzyna Kalwat, Nowy Teatr w Warszawie
„Strefa zgniotu”, rozmowa o „Kraszu”, reż. Natalia Korczakowska, Teatr Studio
„Kilka ciepłych chwil”, rozmowa o „Minettim”, reż. Andrzej Domalik, Teatr Polonia
„Eseje znad Styksu”, rozmowa o „3SIOSTRACH”, Reż. Luk Perceval, TR Warszawa, Narodowy Stary Teatr
„Ziemio, przebacz”, rozmowa o „Pikniku pod Wiszącą Skałą”, reż. Lena Frankiewicz, Teatr Narodowy
„Rewolta w podrygach”, rozmowa o „Biesach”, reż. Paweł Miśkiewicz, Narodowy Stary Teatr
„Polska plaża". Rozmowa o „Don Juanie”, reż. Mikołaj Grabowski, Teatr Ateneum
„Falowanie i spadanie”. Rozmowa podsumowująca sezon 2020/2021
„Prawdziwe kłamstwa”, rozmowa o „Balkonie”, reż. Jan Klata, Teatr Wybrzeże
„Wtopa w ciemnościach”, rozmowa o „Życie jest snem”, reż. Paweł Świątek, Teatr Imka
„Rach-ciach”, rozmowa o „Inteligentach”, reż. Wojciech Malajkat, Scena Mała Warszawa
„Dzielenie przez zero”, rozmowa o „Krumie”, reż. Małgorzata Warsicka, Teatr Polski w Bielsku-Białej
„Poszaleć bez okazji”, rozmowa o „Don Kichocie”, reż. Igor Gorzkowski, Teatr Soho
„Poczciwa norma”, rozmowa o „Wachlarzu”, reż. Maciej Englert, Teatr Współczesny w Warszawie
„Chichot zza winkla”, rozmowa o „Zamku”, reż. Paweł Miśkiewicz, Teatr Narodowy
„Dziecko z kąpielą”, rozmowa o „Pułapce”, reż. Wojciech Urbański, Teatr Dramatyczny w Warszawie
„Ludzie, którzy jątrzą”, rozmowa o „Młodziku”, reż. Igor Gorzkowski, Teatr Ochoty
„Spopieleni”, rozmowa o „Rewizorze”, reż. Jurij Murawicki, Teatr Dramatyczny w Warszawie
„Opowieści z meblościanki”, rozmowa o „Bowiem w Warszawie”, reż. Marcin Liber, Teatr Studio
„Oświeć mnie, oświeć”, rozmowa o „Wyszedł z domu”, reż. Marek Fiedor, Wrocławski Teatr Współczesny
„Teatr jest tylko formą (miłości)”, rozmowa o „Przybyszu”, reż. Wojciech Kościelniak, Teatr Rampa
„Głos sponad”, rozmowa o „Don Juanie”, reż. Piotr Kurzawa, Teatr Polski w Warszawie
„Namiastka życia, przedsionek śmierci”, rozmowa o „Judaszu”, reż. Adam Sajnuk, Teatr WARSawy
„Żegnajcie, bogowie”, rozmowa o „Sztuce intonacji”, reż. Anna Wieczur, Teatr Dramatyczny w Warszawie
„Zagraj to jeszcze raz, wolniej”, rozmowa o „Don Juanie”, reż. Radosław Rychcik, Teatr Nowy w Łodzi
„Snuj się, snując”, rozmowa o „Mieszkaniu na Uranie”, reż. Michał Borczuch, Nowy Teatr w Warszawie