O nieoczywistych rolach, przygodzie z kapłaństwem, pobycie w więzieniu oraz przyjaźni z Melem Gibsonem - rozmawiamy z Jerzym Palem, aktorem Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie.
Jurku, w tym roku przypada dziesięciolecie Twojej pracy w tarnowskim teatrze? j
Dziesięciolecie mojej pracy w tarnowskim teatrze przypadło w maju. Dziesięć lat temu do Tarnowa zaprosił mnie Edward Żentara do przedstawienia „Brat naszego Boga". Ściągnął mnie, kiedy byłem na życiowym zakręcie, gdyż dwa miesiące wcześniej zapalił mi się domek w Jaworkach. Pojechałem tam, żeby ratować po pożarze meble, obrazy, czyścić ściany. Pod koniec kwietnia zadzwonił do mnie Tomek Piasecki i w imieniu Edwarda Żentary zaproponował mi współpracę. Przyjechałem więc do Tarnowa i zagrałem w spektaklu. Pamiętam, że po premierze Edek uścisnął mnie takim „misiem", co było dla mnie symboliczne, bo dał mi tym do zrozumienia, że przyjął mnie do zespołu.
Jednak Twoja pierwsza przygoda i Tarnowem miała miejsce w latach 80, Wziąłeś wtedy udział w konkursie recytator' skini. Jak wypadłeś
Będąc laureatem wojewódzkiego konkursu recytatorskiego w Krakowie przyjechałem do Tarnowa na konkurs międzywojewódzki. Prosto z dworca pobiegłem do katedry pomodlić się o dobry występ, a następnie ruszyłem na Rynek, gdzie odbywały się te zawody. Recytowałem wówczas tekst, który okazał się bardzo obrazoburczy. Jeden z jurorów powiedział, że przykładem dobrego recytatora jest pan Pal z Krakowa, ale jednocześnie jest też przykładem osoby, która wybiera najgorsze teksty. Chodziło o fragment powieści „Sól ziemi" Józefa Wittlina, w którym kapral podczas
I Wojny Światowej rozkazuje szeregowcowi nasikać do chłodnicy karabinu maszynowego, żeby nadal można było z niego strzelać.
Prywatnie jesteś kolegą Mela Gibsona. Wasza przyjaźń jest tak mocna, że kiedyś nawet trafiliście razem do tego samego więzienia.
To prawda, byliśmy wspólnie w zakładzie karnym w Mościcach (śmiech). Wiąże się z tym zabawna historia. Pod koniec monodramu „Kolega Mela Gibsona” opowiadałem, jak zostałem złapany przez policję 15 minut po napadzie. Nagle wszyscy osadzeni zaczęli się głośno śmiać. Wiedziałem, że widzowie reagują w niektórych momentach różnie, więc zrozumiałem, że ich to rozśmieszyło. Po spektaklu podszedł do mnie wychowawca penitencjarny i powiedział, że na sali był taki jeden, którego również zatrzymano 15 minut po napadzie. Pozostali oczywiście o tym wiedzieli i dlatego jak jeden mąż wybuchnęli chóralnym śmiechem.
Na planie serialu „Przeznaczenie”, w którym zagrałeś, pojawiła się prawdziwa wróżka. Dowiedziałeś się czegoś o swojej przyszłości?
Niestety nie spotkałem się z nią na planie. Jednak było to dla mnie wielkie wydarzenie, gdyż dzięki Mariuszowi Palejowi, reżyserowi serialu, otrzymałem rolę zaprzeczającą mojej miłej, ciepłej i prostodusznej aparycji. Wiadomo, że żaden aktor nie odmówi, kiedy proponuje mu się rolę wbrew sobie, więc bardzo się ucieszyłem z możliwości wcielenia się w seryjnego mordercę. Uwielbiam role, w których mogę wyjść poza granie radosnego misia, a z takimi wszyscy mnie kojarzą. W „Przeznaczeniu” mogłem w końcu pokazać się od ciemnej strony. Nikt nie wierzył, że stary kawaler, którego grałem, może być psychopatą mordującym koleżanki nauczycielki.
Wystąpiłeś również w teledysku, w którym wokół Ciebie tańczyło prawie sto dziewczyn, a Ty byłeś ich królem.
Oj, tak, byłem królem. A był to teledysk do piosenki „Everybody Loves the Sunshine” zespołu Queens. Za kamerą i w tym wypadku stał Mariusz Palej. Jest to letnia historia, ale nagrywana nad Zalewem Zegrzyńskim na początku maja, gdzie temperatura wynosiła rano ok. 4-5 stopni. Byliśmy ubrani w podkoszulki z krótkim rękawem i spodenki, więc trzeba było się intensywnie ruszać. Natomiast w finale zostałem otoczony przez mnóstwo roztańczonych dziewczyn ze szkoły tańca Agustina Egurroli.
Możemy zobaczyć Cię też w klipie do piosenki „Kłamcy” grupy rockowej Harissa, promującego płytę „AntyRaj”.
Ten teledysk również dobrze wspominam, ponieważ wcieliłem się w nim w role antybohatera, kogoś kto zarządza innymi ludźmi. Możliwe, że jest on związany z mafią albo polityką, ale nie jest to oczywiste. Jednak jego zachowanie, czyli ciągłe przekupstwa, chamstwo czy imprezki z młodymi dziewczętami, mówi samo za siebie.
Ciebie chyba lubią obsadzać w teledyskach z młodymi dziewczynami?
Oczywiście (śmiech). Pojawiłem się też w obrazku do piosenki „Nic z tego nie będzie” grupy Andy, składającej się z czterech dziewczyn. Grałem księdza na stypie, który dostaje od dziewcząt z zespołu narkotyki, ponieważ – podobnie jak pozostali uczestnicy – nie był zainteresowany ich występem. Przestroga dla nieuważnych widzów (śmiech). Chwilę później zaczyna się spowodowana działaniem używek orgia, ale nie będę zdradzał, jak zachowywał się ksiądz.
Przed nami jubileuszowa TALIA. Stęskniłeś się za tym festiwalem?
Wszyscy jesteśmy spragnieni grania. Ubiegłoroczna TALIA odbyła się online, więc nie mogliśmy pokazać festiwalowej publiczności spektaklu „Mayday”. Myślę, że wyszło nam to na dobre, gdyż do tej pory zawsze przygotowywaliśmy nową propozycję, a teatry z całej Polski, które do nas przyjeżdżały, zabierały spektakle grane przez nie od lat. Przez ostatni rok udało nam się rozegrać, dzięki czemu wiemy też, jak publiczność reaguje na naszą komedię.