EN

6.08.2021, 14:56 Wersja do druku

Falowanie i spadanie

Sezon teatralny 2020/2021 podsumowują Jakub Moroz i Przemysław Skrzydelski

Skrzydelski: Gdy przychodzi do rozmowy o tym minionym sezonie – bardzo dziwacznym i męczącym, bo tak trudnym w kontekście ciągłych zmian repertuarów, wracających lockdownów i limitów – łapię się na tym, że szybko zapominam o tym, co się wydarzyło przez ostatni rok. Prawdopodobnie jednak jest w tym odruch obronny, próba wyparcia albo racjonalizacji sytuacji.

Moroz: Wszystko w życiu teatralnym zaczęło wracać do normy albo możliwe, że to złudzenie, bo skutki smutnego etapu będą widoczne dopiero w nadchodzącym sezonie. Ale też, nie ukrywam, była we mnie nadzieja na to, że polski teatr sprawniej zareaguje na to, co się stało. Tymczasem w żadnych zapowiedziach o nowych spektaklach nie wyczułem próby przemyślenia tego wyjątkowego czasu.

Skrzydelski: Chciałbyś od razu refleksji, ale przecież w tym sezonie chodziło przede wszystkim o to, żeby nadgonić z premierami i doprowadzić do pokazów tych przedstawień, które były kilkukrotnie odwoływane.

Moroz: 

To prawda, wszyscy próbowali sprintem nadrabiać straty, ale mimo wszystko – czy ktokolwiek powiedział coś naprawdę ważnego o samym teatrze? Chodzi mi o odpowiedź na pytanie, jaki teatr jest potrzebny i jak go organizować.

My sami w naszych kilku wywiadach z twórcami na przełomie 2020 i 2021 r. jakoś staraliśmy się dotykać tego tematu, jednak odnoszę wrażenie, że było to niezwykle trudne: wyczuwało się dużo strachu o przyszłość, o to, czy w ogóle uda się normalnie funkcjonować. Szeroka dyskusja o znaczeniu teatru trochę umykała. Co więcej, bali się wszyscy. My również.

Skrzydelski: W pewnym momencie – myślę, że to było wyczuwalne zwłaszcza w listopadzie i grudniu – nastąpiła dezorientacja. Pojawiła się ogromna liczba wątków wartych poruszenia, ale później wszystko sprowadzało się do pytania: czy w końcu będzie tak jak kiedyś?

Moroz: Z dzisiejszej perspektywy to zdaje się nawet trochę naiwne.

Skrzydelski: Oczywiście będzie tak jak kiedyś. Na razie odrzucam inwazję kolejnego superwirusa. Jednym słowem jeśli nagle nie okaże się, że kolejny dłuższy lockdown jest konieczny, wszystko będzie po staremu albo nawet bardziej po staremu. Jak wiadomo, potrzeba wielu przeżyć, żeby nie zmieniło się nic.

Moroz: Czyli z sezonu na sezon coraz gorzej i jeszcze więcej spektakli o niczym albo dla garstki specjalistów?

Skrzydelski: Jak by ci to powiedzieć. Coś w tym stylu. 

Formalnie zmieni się prawdopodobnie jedynie to, że dla teatrów będzie mniej pieniędzy zarówno na szczeblu samorządowym, jak i centralnym. Wiele projektów nie dojdzie do skutku, chyba będą się liczyć realizacje bardziej kameralne, tańsze, łatwiejsze w eksploatacji. Czy to dobrze? Nie wiem.

Natomiast jeśli chciałbyś szerszych przemyśleń o kondycji współczesnego człowieka po pandemii, to zawsze możesz liczyć na to, że znów zostanie zaproszony do Polski Luk Perceval albo inny gigant. Ale raczej nie stanie się to szybko.

Moroz: Perceval. On po tym sezonie zostaje w głowie.

Skrzydelski: Mimo wszystko zostaje garstka bardzo dobrych przedstawień. Perceval natomiast wyznaczył pułap nieosiągalny w polskim teatrze. W ogóle nie jesteśmy przyzwyczajeni do dyskusji, które wywołują jego „3SIOSTRY” z TR Warszawa (w koprodukcji z Narodowym Starym Teatrem). Po prostu odwykliśmy od takiej skali.

fot. Monika Stolarska

Moroz: Wygląda to tak, jakby twórcy zagraniczni za każdym razem przyjeżdżali po to, żeby podratować teatralne rankingi w Polsce.

fot. Magda Hueckel

Skrzydelski: Trochę tak. No ale Krzysztof Warlikowski ze swoją „Odyseją. Historią dla Hollywoodu” z Nowego Teatru zajmuje drugie miejsce. Może spokojnie konkurować. Przy wszystkich wątpliwościach – z mojej strony dotyczących przede wszystkim powtarzalności tematów i powtarzalności rozwiązań przestrzennych. 

Moroz: W przypadku Warlikowskiego liczyłem na to, że odrzuci tę nieodpartą chęć robienia teatru przede wszystkim festiwalowego i skierowanego bardziej do widza we Francji, w Holandii czy Belgii.

fot. Marcin Baliński/mat. teatru

Skrzydelski: A masz jakiś spektakl, który dziś, po dłuższym czasie, pochwaliłbyś bardziej albo gorzej? Ja mam tak z „Czerwonymi nosami” w reżyserii Jana Klaty. Czterogodzinny seans z poznańskiego Teatru Nowego po kilku miesiącach wydaje mi się jeszcze bardziej nasycony znaczeniami, niejednoznaczny. Odbieram go intensywniej. Co więcej, aktorstwo zespołowe w tym przedstawieniu to temat do oddzielnej dyskusji. Cała ekipa Nowego budzi podziw.

Moroz: To prawda, natomiast ja mam tak, że przypominają mi się pojedyncze momenty ze spektakli mniej udanych albo szlachetne porażki. Mam tu na myśli np. „M. G.” Moniki Strzępki (Teatr Polski w Warszawie). Nadal bawi mnie to, w jaki sposób aktorzy „rozpychają się łokciami” na scenie w przedstawieniach Strzępki i Demirskiego. Lubię obserwować tę frajdę, jaką mają ze scenicznej obecności.

Skrzydelski: Według mnie z kolei język Pawła Demirskiego się wyczerpuje; ta formuła już nuży. Zresztą diagnozy duetu są zawsze spóźnione, to znaczy często jest tak, że Strzępka z Demirskim poruszają tematy być może nieobgadane wcześniej w teatrze, ale na pewno obgadane choćby w publicystyce. Co do ulubionych aktorów Strzępki – mogę w jakimś stopniu się zgodzić, ale czasami przybiera to wymiar zgrywu. Nie zapominaj, że przecież widzieliśmy również „Jeńczynę” ze Starego Teatru.

Moroz: Na szczęście udało mi się zapomnieć.

Skrzydelski: A zatem ustaliliśmy, że Perceval jest wydarzeniem i że Warlikowski nadal jest godny szerszych debat (ale na pewno bez taryfy ulgowej nierzadko wobec tego reżysera stosowanej). A co było dla ciebie rozczarowaniem sezonu?

Moroz: Lista jest długa. To jasne. Choć wygrywa chyba Grzegorz Jarzyna ze swoją „2020: Burzą” z TR Warszawa.

Skrzydelski: Taki paradoks. TR pokazał spektakl najlepszy (w koprodukcji ze Starym Teatrem), ale i pokazał spektakl najgorszy. Oczywiście ta nieszczęsna „Burza”, bardziej pasująca do sfery on-line niż teatru realnego, to nie jest ta jedna najgorsza rzecz tego sezonu, ale zwracam uwagę, że w przypadku takiego twórcy jak Jarzyna oczekiwania są zawsze większe. Od niektórych wymaga się więcej, co tu dużo gadać.

Moroz: W pewnym sensie nie zawiódł nas też Teatr Studio.

Skrzydelski: Nie liczyliśmy na wiele, i nie zostaliśmy zawiedzeni. Dyrektor Natalia Korczakowska od kilku lat stara się udowodnić, że teatr może być totalnie zbędny. Teatr Studio – nieustająca wtopa.

Moroz: Rozpędzamy się w krytykanctwie. Może wróćmy do sukcesów?

Skrzydelski: No dobrze. Rola sezonu.

fot. Magda Hueckel / mat. teatru

Moroz: Spośród aktorek Małgorzata Kożuchowska w roli tytułowej w niezwykle ciekawej adaptacji „Matki Joanny od Aniołów” w reżyserii Wojciecha Farugi i Danuta Stenka jako Charlotta w „Sonacie jesiennej” Grzegorza Wiśniewskiego. Oba przedstawienia z Teatru Narodowego. Zresztą „Sonata” to dla mnie również wydarzenie sezonu. Uwielbiam taki teatr: intymny, psychologiczny, grany tak blisko widza. Odebrałem go bardzo intensywnie i bardzo osobiście.

Skrzydelski: Zgoda, szczególnie w sprawie Kożuchowskiej.

Moroz: Ale tak naprawdę Narodowy według mnie miał dziwny sezon: dwie świetne realizacje, jedna nieudana – „Trzy siostry” Jana Englerta – i jedna, która nie powinna zagościć na dużej scenie – „Piknik pod Wiszącą Skałą” w wersji Leny Frankiewicz.

Skrzydelski: Jednak w detalach różnimy się w ocenie „Trzech sióstr” – jest w tym spektaklu trochę dobrego. Przede wszystkim aktorzy Narodowego, którzy nigdy nie zawodzą. Natomiast jako próba opisu sytuacji bieżącej pozostają dla mnie te „Trzy siostry” nie do końca przejrzyste. Pewnie dlatego, że premiera była kilkukrotnie przekładana. A role męskie?

Moroz: Dla mnie to Wierszynin Jacka Belera z „3SIÓSTR” Percevala. Dotknęła mnie ta kreacja bezradnością tej postaci w daremnym poszukiwaniu miłości. Jest tu i rozpacz, i nadzieja, i odsłonięcie się na granicy – lecz właśnie bez jej przekroczenia – ekshibicjonizmu.

Skrzydelski: Bezapelacyjnie Zygmunt Józefczak jako Tuzenbach z tego przedstawienia pozostanie ze mną na długo. Dziś już właściwie tak się nie gra. Ale po szczegóły odsyłam do naszej rozmowy o Percevalu. Znakomity był też – w jednej, ale za to bardzo długiej scenie – Andrzej Chyra jako Martin Heidegger u Warlikowskiego. W ogóle Chyry jest za mało w teatrze. Pojawia się w premierze Nowego Teatru raz na dwa lata.

Moroz: Czy będziemy z osobna wymieniać nasze typy wokół scenografii, muzyki, kostiumów albo ruchu scenicznego i ustawienia świateł, czy może odeślemy do naszych dwudziestu trzech rozmów o spektaklach 2020/2021? 

Skrzydelski: Może mówiąc skrótem, ale jakże prawdziwym, powiedzmy tylko, że po teatralne dźwięki odsyłamy do Percevala (Karol Nepelski) i Warlikowskiego (Paweł Mykietyn). A jeśli chodzi o scenografię i filozofię przestrzeni – pewnie nikt się nie spodziewa – do Percevala (Philip Bussmann). No może jeszcze do Wiśniewskiego i jego „Sonaty jesiennej” (Mirek Kaczmarek).

Moroz: Jeszcze dorzuciłbym muzykę z „Matki Joanny” (Teoniki Rożynek). Ale zapomnieliśmy o jednej ważnej rzeczy.

Skrzydelski: Tak. Bo niedawno obejrzeliśmy „Balkon” w reżyserii Jana Klaty, ale ponieważ o Klacie w tym sezonie mówiliśmy dużo i ponieważ temat Jeana Geneta jest literacko trudny, to postanowiliśmy, że od tego spektaklu rozpoczniemy nasze rozmowy sezonu 2021/2022. A stanie się to 4 września. Jeśli oczywiście wrócimy z wakacji. I jeśli czwarta fala nas po drodze nie zaleje. Podobno właśnie wkroczyła, choć jeszcze tego nie widać. Ten 4 września… No nie wiem.

Moroz: Trochę żartujesz, jednak ja jeszcze chciałem poważnie.

Skrzydelski: Nie zabraniam.

Moroz: Osobiście chciałbym jeszcze raz wszystkich widzów gorąco zachęcić do tego, by obejrzeli „Biesy” w reżyserii Pawła Miśkiewicza oraz „Biegunów” Michała Zadary. Z tego, co wiem, te tytuły wrócą na afisz niezwłocznie, ale na pewno bilety można rezerwować wcześniej. Naprawdę warto.

Skrzydelski: A zatem od razu po urlopie – kierunek Kraków, Stary Teatr; potem Warszawa, Powszechny. Albo na odwrót.

Moroz: Dobrego teatru zawsze i wszędzie na ten przyszły sezon.

Poprzednie rozmowy Skrzydelskiego i Moroza:

„Między ziemią a niebem”. Rozmowa o „Matce Joannie od Aniołów”, reż. Wojciech Faruga, Teatr Narodowy

„Gombro na oparach”. Rozmowa o „Ślubie”, reż. Radosław Rychcik, Teatr Zagłębia

„Bandaż na krwawiące serce”. Rozmowa o „Lazarusie”, reż. Jan Klata, Teatr Capitol we Wrocławiu

„Wszystko, czego dziś chcesz”. Rozmowa o „Oszustach”, reż. Jan Englert, Och-Teatr

„Ćwiczenia z nienawiści”. Rozmowa o „Sonacie jesiennej”, reż. Grzegorz Wiśniewski, Teatr Narodowy

„Czas kochania, czas umierania”. Rozmowa o „Trzech wysokich kobietach”, reż. Maksymilian Rogacki, Teatr Polski w Warszawie

„Wuefiści kontra literaci”. Rozmowa o „Końcu z Eddym”, reż. Anna Smolar, Teatr Studio

„Walka postu z karnawałem”, rozmowa o „Czerwonych nosach”, reż. Jan Klata, Teatr Nowy w Poznaniu

„Czyja to właściwie kwestia?”, rozmowa o „M. G.”, reż. Monika Strzępka, Teatr Polski w Warszawie

„Rozpacz i zmierzch”, rozmowa o „Trzech siostrach”, reż. Jan Englert, Teatr Narodowy

„Ocalony?”. Rozmowa o „Powrocie do Reims”, reż. Katarzyna Kalwat, Nowy Teatr w Warszawie

„Wojna to ich największa rozkosz”, rozmowa o „Lilli Wenedzie”, reż. Grzegorz Wiśniewski, Teatr Wybrzeże

„Jarzyna 2020/2021 – zestaw do wyświetlania”, rozmowa o „2020: Burzy”, reż. Grzegorz Jarzyna, TR Warszawa

„Teatr wtrąca się w turystykę”, rozmowa o „Biegunach”, reż. Michał Zadara, Teatr Powszechny w Warszawie

„Strefa zgniotu”, rozmowa o „Kraszu”, reż. Natalia Korczakowska, Teatr Studio

„Oldschool dla oldboyów”, rozmowa o „Fataliście”, reż. Wojciech Urbański, Teatr Dramatyczny w Warszawie

„Kilka ciepłych chwil”, rozmowa o „Minettim”, reż. Andrzej Domalik, Teatr Polonia

„Majestat na manowcach”, rozmowa o „Królu Learze”, reż. Wawrzyniec Kostrzewski, Teatr Dramatyczny w Warszawie

„Tuląc nieobecnych”, rozmowa o „Odysei. Historii dla Hollywoodu”, reż. Krzysztof Warlikowski, Nowy Teatr w Warszawie

„Eseje znad Styksu”, rozmowa o "3siostrach", reż. Luk Perceval, TR Warszawa, Narodowy Stary Teatr

„Ziemio, przebacz”, rozmowa o „Pikniku pod Wiszącą Skałą”, reż. Lena Frankiewicz, Teatr Narodowy

„Rewolta w podrygach”, rozmowa o „Biesach”, reż. Paweł Miśkiewicz, Narodowy Stary Teatr

„Babski stan”, rozmowa o „Uszedłem tylko ja sam”, reż. Agnieszka Glińska, Teatr Dramatyczny w Warszawie

Źródło:

Materiał własny