I dlatego kiedy zobaczyłem po wielu latach panią Barbarę w „Listach do M 4”, byłem tym zdziwiony. I zachwycony. Nie tylko ja - pisze Łukasz Maciejewski w AICT Polska.
Inne aktualności
- Warszawa. Kolejne Forum Prawa Autorskiego o organizacjach zbiorowego zarządzania – w listopadzie 10.09.2024 19:18
- Warszawa. Kaskaderzy dźwięku na Warszawskiej Jesieni 2024 10.09.2024 18:15
- Słowacja. Międzynarodowi artyści zrezygnowali z wystawienia opery Verdiego w Bratysławie 10.09.2024 17:53
- Katowice. Odsłonięto popiersie Krzysztofa Respondka w Galerii Artystycznej 10.09.2024 17:50
- Kraków. 20. sezon artystyczny Teatru Łaźnia Nowa „Zachowaj czystość umysłu” 10.09.2024 17:32
- Warszawa. Pokaz spektaklu „Basia” w Centralnym Przystanku Historia – w piątek 10.09.2024 17:24
- Łódź. Obchody 130. urodzin Juliana Tuwima – od piątku 10.09.2024 17:19
- Gdynia. Trwają przygotowania do teatralnej superprodukcji „Quo Vadis" w Muzycznym 10.09.2024 16:07
- Wrocław. Finał Konkursu na debiut reżyserski 10.09.2024 14:55
- Wrocław. Nowy sezon w Pantomimie 10.09.2024 14:43
- Łódź. Teatr Jaracza stworzy wirtualną bibliotekę i odsłoni kulisy powstania „Amadeusza” 10.09.2024 14:33
- Słupsk. Na deski Tęczy wraca „Terra Incognita". W próbach „Czarownice" 10.09.2024 14:18
- Zielona Góra. „Życie Pani Pomsel” gościnnie w Lubuskim Teatrze 10.09.2024 14:06
- Białystok. Zakończył się pierwszy Letni Festiwal Teatralny BLIŻEJ 10.09.2024 13:55
„Listy do M. 4” to nie jest pozycja, którą chciałbym bronić albo chwalić. Szczerze? Jest mi wszystko jedno. Produkt niekonieczny, chociaż może komuś to się jednak podoba.
A jednak piszę o „Listach do M. 4”, z pewnym, niewielkim co prawda, wzruszeniem, ponieważ pojawiła się w tym filmie nieoczekiwanie Barbara Wrzesińska, w całkiem dużej, a na pewno szlachetnie zagranej roli starszej pani, opiekującej się mężem (Stanisław Brudny). I był tam zalążek dramatu i niesentymentalnej czułości, który oczywiście jak to w takich produkcjach nie wybrzmiał należycie, w każdym razie został zarysowany.
Barbara Wrzesińska. To jednak najważniejsze. Że właśnie ona, że znowu, że jest, gra. I że Piotr Bartuszek, reżyser castingu, o Barbarze Wrzesińskiej sobie i nam przypomniał. Może po to tylko było warto ten film nakręcić?
Są aktorzy, którzy przemawiają do nas właściwościami charakterologicznymi, prywatnymi cechami, które z czasem stają się zbiorowym obrazem, zwłaszcza jeżeli aktorzy ci zyskują dużą popularność.
Nie wiem jaki charakter ma pani Barbara Wrzesińska – nie znamy się prywatnie, nigdy nie rozmawialiśmy, ale przecież nie muszę tego wiedzieć, to nie jest najważniejsze. Dobrze znam panią Wrzesińską, wszyscy ją znamy. No, prawie wszyscy. Panna Basieńka z „Kabaretu Olgi Lipińskiej”. Zdaje się, że to Olga Lipińska, w którymś z wywiadów, powiedziała, że zaangażowała Wrzesińską, ponieważ, podobnie jak bohaterka „Kabareciku”, była naiwna w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nie wierzyła nigdy, że świat może być zły, może ukłuć. I dlatego wolała się śmiać.
Ten trzpiot z telewizyjnej serii był z jakiegoś innego rozdania, nie z kartek na mięso, nie z polonezów Caro i z papierosów Carmen. Trzpiot był nie z tego świata. Zdziwiony absurdem i absurdalnie nim zachwycony.
W „Kabarecie Olgi Lipińskiej” potrzebny był wigor komediowy Wrzesińskiej, ale „Basieńka” ma i miała wiele twarzy, tylko być może akurat w jej przypadku, siła i popularność „Kabaretu”, trochę za dużo jej zabrała. Ktoś czegoś nie zobaczył, nie dopilnował, komuś umknęła. W kinie zwłaszcza. Niemniej lista osiągnięć aktorskich Wrzesińskiej i tak jest ogromna. W teatrze występuje do dzisiaj, a tam zdarzały się wspaniałe nazwiska (Kreczmar, Axer) i wielkie role – Gladys w „Aloesie” w reżyserii Waldemara Matuszewskiego. W kinie obsadzał ją czasami Zanussi – w „Strukturze kryształu”, tym najmniejszym arcydziele świata, zagrała introwertycznie, z głową schowaną i ze słowami schowanymi, cała była schowana, grywała też u Wajdy („Wesele”, „Popioły”), u Holland (główna rola w „Coś za coś”), Bera (Wąsowska w „Lalce”) czy Wosiewicza („Wiglia ’81”), za to w „Trzeba zabić tę miłość” Morgensterna zagrała wstrząsającą, ekshibicjonistyczną rolę starzejącej się kocicy z rozmazanym makijażem. Tak wtedy w kinie grała wyłącznie Gena Rowlands.
I dlatego kiedy zobaczyłem po wielu latach panią Barbarę w „Listach do M 4”, byłem tym zdziwiony. I zachwycony. Nie tylko ja. Moja siostra, Madzia, zadzwoniła do mnie: „Widziałeś to? Pani Barbara Wrzesińska. Tak ją lubiłam w dzieciństwie”.
Najpiękniejszy prezent obsadowy sezonu.
Zapraszajcie, proszę, na plan takie aktorki, piszcie dla nich role.
Chcemy więcej prezentów.