I dlatego kiedy zobaczyłem po wielu latach panią Barbarę w „Listach do M 4”, byłem tym zdziwiony. I zachwycony. Nie tylko ja - pisze Łukasz Maciejewski w AICT Polska.
Inne aktualności
- Warszawa. Open Call w Komunie – ostatni dzień 04.11.2024 19:12
- Warszawa. Festiwal Niepodległa na Krakowskim Przedmieściu 04.11.2024 19:05
- Warszawa. Pożegnanie Elżbiety Zającówny – w środę 04.11.2024 18:14
- Szczecin. Najbliższy tydzień w Teatrze Polskim 04.11.2024 16:29
- Śrem. Awangardowa edukacja kulturalna: Teatr Instrumentalny Bogusława Schaeffera 2024 04.11.2024 15:22
- Tarnów. Sylwester w Teatrze im. Ludwika Solskiego 04.11.2024 15:10
- Warszawa. Dwa premierowe spektakle Michała Zadary w Muzeum Sztuki Nowoczesnej 04.11.2024 14:44
- Nowy Sącz. Pokaz reżyserskiej wersji kultowego „Czasu Apokalipsy” 04.11.2024 14:39
- Toruń. „AI-Art. Sztuka, technologia i ekologia w teatrze” – nowy projekt Baja Pomorskiego 04.11.2024 14:23
- Warszawa. „Niedźwiedzisio” – premiera streamingowa Teatru Baj 04.11.2024 13:22
- Warszawa. Debata „Historia HI§TORY, czyli Gombrowicz i reszta świata” w POK 04.11.2024 13:02
- Kraków. Teatr Słowackiego zaprasza na premierę „Tak zwanej ludzkości w obłędzie” 04.11.2024 12:45
- Bydgoszcz. XXIII Festiwal Prapremier startuje w najbliższy piątek 04.11.2024 12:41
- Kraków. Krakowska Akademia Musicalu zaprasza na „Piękną i Bestię Jr.” 04.11.2024 11:59
„Listy do M. 4” to nie jest pozycja, którą chciałbym bronić albo chwalić. Szczerze? Jest mi wszystko jedno. Produkt niekonieczny, chociaż może komuś to się jednak podoba.
A jednak piszę o „Listach do M. 4”, z pewnym, niewielkim co prawda, wzruszeniem, ponieważ pojawiła się w tym filmie nieoczekiwanie Barbara Wrzesińska, w całkiem dużej, a na pewno szlachetnie zagranej roli starszej pani, opiekującej się mężem (Stanisław Brudny). I był tam zalążek dramatu i niesentymentalnej czułości, który oczywiście jak to w takich produkcjach nie wybrzmiał należycie, w każdym razie został zarysowany.
Barbara Wrzesińska. To jednak najważniejsze. Że właśnie ona, że znowu, że jest, gra. I że Piotr Bartuszek, reżyser castingu, o Barbarze Wrzesińskiej sobie i nam przypomniał. Może po to tylko było warto ten film nakręcić?
Są aktorzy, którzy przemawiają do nas właściwościami charakterologicznymi, prywatnymi cechami, które z czasem stają się zbiorowym obrazem, zwłaszcza jeżeli aktorzy ci zyskują dużą popularność.
Nie wiem jaki charakter ma pani Barbara Wrzesińska – nie znamy się prywatnie, nigdy nie rozmawialiśmy, ale przecież nie muszę tego wiedzieć, to nie jest najważniejsze. Dobrze znam panią Wrzesińską, wszyscy ją znamy. No, prawie wszyscy. Panna Basieńka z „Kabaretu Olgi Lipińskiej”. Zdaje się, że to Olga Lipińska, w którymś z wywiadów, powiedziała, że zaangażowała Wrzesińską, ponieważ, podobnie jak bohaterka „Kabareciku”, była naiwna w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nie wierzyła nigdy, że świat może być zły, może ukłuć. I dlatego wolała się śmiać.
Ten trzpiot z telewizyjnej serii był z jakiegoś innego rozdania, nie z kartek na mięso, nie z polonezów Caro i z papierosów Carmen. Trzpiot był nie z tego świata. Zdziwiony absurdem i absurdalnie nim zachwycony.
W „Kabarecie Olgi Lipińskiej” potrzebny był wigor komediowy Wrzesińskiej, ale „Basieńka” ma i miała wiele twarzy, tylko być może akurat w jej przypadku, siła i popularność „Kabaretu”, trochę za dużo jej zabrała. Ktoś czegoś nie zobaczył, nie dopilnował, komuś umknęła. W kinie zwłaszcza. Niemniej lista osiągnięć aktorskich Wrzesińskiej i tak jest ogromna. W teatrze występuje do dzisiaj, a tam zdarzały się wspaniałe nazwiska (Kreczmar, Axer) i wielkie role – Gladys w „Aloesie” w reżyserii Waldemara Matuszewskiego. W kinie obsadzał ją czasami Zanussi – w „Strukturze kryształu”, tym najmniejszym arcydziele świata, zagrała introwertycznie, z głową schowaną i ze słowami schowanymi, cała była schowana, grywała też u Wajdy („Wesele”, „Popioły”), u Holland (główna rola w „Coś za coś”), Bera (Wąsowska w „Lalce”) czy Wosiewicza („Wiglia ’81”), za to w „Trzeba zabić tę miłość” Morgensterna zagrała wstrząsającą, ekshibicjonistyczną rolę starzejącej się kocicy z rozmazanym makijażem. Tak wtedy w kinie grała wyłącznie Gena Rowlands.
I dlatego kiedy zobaczyłem po wielu latach panią Barbarę w „Listach do M 4”, byłem tym zdziwiony. I zachwycony. Nie tylko ja. Moja siostra, Madzia, zadzwoniła do mnie: „Widziałeś to? Pani Barbara Wrzesińska. Tak ją lubiłam w dzieciństwie”.
Najpiękniejszy prezent obsadowy sezonu.
Zapraszajcie, proszę, na plan takie aktorki, piszcie dla nich role.
Chcemy więcej prezentów.