Nie należy wtrącać się do rozmowy dorosłych, wiem, ale że rozmowa, jaką rozpoczęła "Gazeta Wyborcza Trójmiasto" artykułem Mirosława Barana, obraca się wokół sprawy i mnie bliskiej, czyli teatru Wybrzeże, zdecydowałem jednak wtrącić się na własnych łamach. Czegoś w niej bowiem nie rozumiem - pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
Chwytam tezę, bo jest prosta: teatr za poprzedniego dyrektora Macieja Nowaka był, poza paroma "spektakularnymi klapami", przykładem sceny "w świetnej kondycji artystycznej". Za obecnego szefa, Adama Orzechowskiego, jest teatrem w artystycznym upadku. Kłopot mam ze zrozumieniem licznych argumentów, jakie na rzecz tej tezy padają. Weźmy choćby spektakl "Tytus Andronikus" w reżyserii Moniki Pęcikiewicz. Dla Mirosława Barana - to ilustracja świetności teatru Nowaka. Dowodem to, że w II konkursie na teatralną inscenizację dawnych dzieł literatury europejskiej "Tytus" zgarnął "aż cztery" z dziewięciu nagród. Ktoś niezorientowany pomyśli - no tak, zmiażdżyli konkurencję, prawdziwy knockdown i chapeau bas. Ale w rzeczywistości to nie "Tytus", tylko "Baal" teatru im. Kochanowskiego z Opola został uznany za najlepszy spektakl w tym konkursie. "Baal" zgarnął w sumie trzy, przepraszam - zaledwie trzy nagrody, no i do tego jeszcze wyróżnienie. Owszem, otwiera