Bardzo to smutne, że trójmiejska elita nie chce toczyć sporów w ważnych sprawach. To znaczy spierają się, nieraz ostro, ale tylko w swoim kółku, przy wódce (przepraszam, przy winie). Brak publicznej debaty [o Teatrze Wybrzeże za dyrekcji Adama Orzechowskiego] to cecha prowincji. A prowincja to miejsce, gdzie elitę udaje towarzystwo splątane siecią wzajemnych zależności, które publicznie mówi o sobie tylko dobrze - pisze Marek Wąs w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.
Tekst Mirka Barana ["Wiele hałasu o nic"], który podsumował dwa lata rządów Adama Orzechowskiego w Teatrze Wybrzeże, wywołał burzę. "Wrak pełen trupów zamiast teatru" - napisał Baran. Teraz krytycy dyrektora zacierają ręce, przyjaciele są oburzeni. O tym się mówi. W teatrach, na wernisażach, w kawiarniach. Tylko jakoś nikt nie chce publicznie, pod nazwiskiem, zabrać głosu w debacie o teatrze Orzechowskiego. Wiem od kolegów z działu kultury, że zadzwonili do kilkudziesięciu osób, same znane nazwiska - wszyscy odmówili. Jednemu nie wypada, drugi nie chce brać udziału w "nagonce" na dyrektora, ale bronić go też nie zamierza. Pewien pisarz szczerze przyznał, że do teatru nie chodzi. Odważyli się młody reżyser Andrzej Mańkowski i teatrolog prof. Andrzej Żurowski. Dołączą do nich nieliczni. Bardzo to smutne, że trójmiejska elita nie chce toczyć sporów w ważnych sprawach. To znaczy spierają się, nieraz ostro, ale tylko w swoim kółku, przy