Za czasów Macieja Nowaka o Teatrze Wybrzeże podnosił się krzyk na cały kraj, a i dalej. Jasne, że wokół tamtych premier sporo było kontrowersji. Mniejsza o to, sedno w tym, że teatr Nowaka miał - kontrowersyjny, bo kontrowersyjny, i dobrze, że takowy - wyrazisty plan repertuarowy i program artystyczny. Teraz w Teatrze Wybrzeże mamy, ot - letnie piwo. Jest spokojnie i gnuśnie, eklektycznie i prowincjonalnie - głos w dyskusji o Teatrze Wybrzeże na łamach Gazety Wyborczej - Trójmiasto zabiera Andrzej Żurowski, eseista, teatrolog i krytyk teatralny.
Kondycja Teatru Wybrzeże jest dla mnie kwestią niezwykle istotną. I merytorycznie, i emocjonalnie. Z Wybrzeżem jestem związany od zawsze. Jako widz chodzę to tego teatru od ponad pół wieku, to była pierwsza scena dramatyczna, do której zabierali mnie rodzice. Przed 40 z górą laty trwale związałem się z tym teatrem zawodowo - najpierw jako recenzent teatralny, potem kierownik literacki tej sceny, jej konsultant artystyczny, obecnie jako promotor prac magisterskich, często związanych ze zjawiskami teatralnymi tyczącymi także Gdańska. Jeżeli przyjrzeć się repertuarowi, przygotowywanemu przez Adama Orzechowskiego, na pierwszy rzut oka wydaje się on atrakcyjny, przede wszystkim ze względu na bardzo dużą ilość polskich prapremier. Tego zresztą można było oczekiwać po osobie, która w Bydgoszczy powołała do życia Festiwal Prapremier. Z tego punktu widzenia repertuar Teatru Wybrzeże pozornie więc wydaje się ciekawy. Pozornie - bo jakość wybieranych t