Logo
Magazyn

Nie robię ideologii. Robię teatr

25.06.2025, 17:15 Wersja do druku

Kiedy zaczęłam pracę w Studio, miałam wrażenie, że wchodzę na spaloną ziemię – teren zaorany przez wewnętrzne konflikty. To było ryzyko, ale też szansa na zbudowanie czegoś od nowa – z Natalią Korczakowską, dyrektorką artystyczną STUDIO teatrgaleria w Warszawie, rozmawia Malwina Kiepiel.

Inne aktualności

Od blisko dekady tworzy w Teatrze Studio przestrzeń wolności – bez programu, bez ideologii, bez kompromisów. Łączy sztukę wizualną z postawą społeczną, Grzegorzewskiego ze sztuką cyfrową, a Brechta z DeepMind. – Nie interesuje mnie, co mówią artyści. Interesuje mnie, jak to mówią – mówi Natalia Korczakowska, dyrektorka artystyczna Teatru Studio. W rozmowie opowiada o przygotowywanym spektaklu „AlphaGo_Lee. Teoria Poświęcenia”, pracy z osadzonymi i o tym, dlaczego przyszłość teatru powstaje dziś na styku technologii cyfrowych, ciała i obrazu.

MK.: Jakim zjawiskiem jest dzisiaj Teatr Studio? I jaki miał być, kiedy po raz pierwszy wkroczyła Pani do tego budynku blisko dziesięć lat temu?

NK.: Kiedy zaczęłam pracę w Studio, miałam wrażenie, że wchodzę na spaloną ziemię – teren zaorany przez wewnętrzne konflikty. To było ryzyko, ale też szansa na zbudowanie czegoś od nowa. Szczególnie że to miejsce ma niezwykłą tradycję teatru eksperymentalnego, tworzonego od lat 70. przez takich artystów jak Józef Szajna czy Jerzy Grzegorzewski.

Zaczęłam więc wczytywać się w źródła tego teatru. Wyjątkową okazją była dla mnie praca nad spektaklem Witkacy. Two Headed Calf (REDCAT Theater, Los Angeles, 2019), który powstał we współpracy z CalArts. Przestudiowałam wtedy większość tekstów Witkacego, koncepcję „formy otwartej” Oskara Hansena – wybitnego polskiego architekta związanego ze Studiem Szajny. Przeprowadziłam też szereg rozmów – m.in. z Anką Ptaszkowską, która współtworzyła z Tadeuszem Kantorem Galerię Foksal, i z francuskim artystą wizualnym Danielem Burenem, autorem esejów krytycznych wobec rynku sztuki. I wyciągnęłam z tych badań pewne wnioski…

Jakie?

Pierwszą decyzją – dla wielu szokującą – było odrzucenie idei programowania teatru. Powiedziałam: Studio będzie teatrem bez programu, otwartym na różnorodność. Po angielsku brzmi to mocniej – no-program, jak no-logo z książki Naomi Klein. Chciałam stworzyć teatr wolny od ideologicznych ograniczeń. Miejsce dla artystów – niekoniecznie o podobnych poglądach, ale gotowych do zespołowej pracy, której celem jest reformowanie języka teatru.

To nie znaczy, że nie planujemy. Jesteśmy teatrem repertuarowym i realizujemy swoje zobowiązania. Ale nie narzucamy reżyserom światopoglądu ani kuratorskiej wizji. Proszę ich tylko o przemyślenie tożsamości tego miejsca – zawartej już w samej nazwie: teatrgaleria.

Pomysł połączenia tych słów narodził się w rozmowach z Dorotą Jarecką, która równolegle ze mną objęła kierownictwo Galerii Studio. Koncepcję Teatru Galerii zapoczątkował Józef Szajna, rozwijał ją Jerzy Grzegorzewski. To idea teatru powstającego na styku dwóch dziedzin – gdzie spektakl jest zarazem przedstawieniem i wystawą. Dobrym przykładem jest The Employees w reżyserii Łukasza Twarkowskiego. Na scenie znajduje się kubik – zamknięta przestrzeń teatralna: kostiumy, historia, emocje. Ale widz może traktować go także jako instalację – zmieniać miejsce, perspektywę. To rozbija czwartą ścianę i pozwala spojrzeć inaczej.

Podsumowując – chodzi o to, by teatr był żywy i nieustannie podważał sam siebie. Tylko wtedy może nadążać za rzeczywistością. Teatr obciążony ideologią, sztywnym programem, zamienia się w skansen – traci kontakt z widzem i rzeczywistością, przestaje być komunikatywny.

Czy Studio ma dziś jasno określony kierunek ideowy? Czy buduje Pani zespół według wspólnej wizji?

W Studio obowiązują dwie zasady: brak programu i idea teatrugalerii. Artyści nie muszą podzielać moich poglądów – nie tworzę ideologicznej wspólnoty ani nie podporządkowuję ich jednej wizji świata. Jedyną granicą jest zakaz przemocy – dosłownej i symbolicznej. Nie ma miejsca na agitację.

Interesuje mnie przede wszystkim jak, a nie co. To podejście jest szczególnie owocne w czasach rozwoju nowych technologii. Wierzę, że dziś możliwa jest rewolucja języka teatralnego – podobna do tej, jaką wywołał Brecht, gdy do teatru weszła elektryczność.

Dzięki niemu teatr wyzwolił się z iluzji, aktor z naśladownictwa, a widz – z psychologicznej manipulacji. Ten gest pokazał, że estetyka i treść społeczna nie muszą się wykluczać. Sama traktuję teatr jako sztukę wizualną, ale też jako medium polityczne, osadzone w rzeczywistości. Jak u Witkacego – „czysta forma” i „treść życiowa” mogą współistnieć.

A co z Pani inspiracją sztuką wizualną? Jak wpływa na język Teatru Studio?

To dla mnie kluczowe – zarówno z powodu historii tego miejsca, jak i moich osobistych poszukiwań. Od dawna fascynuje mnie łączenie teatru ze sztuką wizualną. Witkacy był tutaj wzorem – łamał formę, w pozytywnym sensie „profanował” teatr, czyniąc go dostępnym i bliskim ludziom. To gest zarówno formalny, estetyczny, jak i polityczny.

Odejście od ideologicznego modelu pozwoliło Studio stać się przestrzenią eksperymentu – teatrem otwartym, różnorodnym, żywym. Dziś mamy rzadkość: świadomość, że rodzi się nowy język teatralny – i my jesteśmy na tej fali. Potwierdzają to nasze międzynarodowe sukcesy, jak The Employees, entuzjastycznie przyjęte w Nowym Jorku, Londynie i Barcelonie.

Udało się Pani zbudować zespół różnorodny – od 83‑letniej Ireny Jun po młodych aktorów. Jak dobiera Pani ludzi?

Kieruję się intuicją – podobno mam „nos” do aktorów, którzy szukają w teatrze sztuki, a nie gwiazdorstwa czy iluzji. Razem zaczęli ze mną pracę m.in.: Ewelina Żak, Bartosz Porczyk, Marcin Pępuś, Robert Wasiewicz. Ostatnio dołączyli laureaci z Kalisza – Maja Pankiewicz, Daniel Dobosz, Wiktoria Kruszczyńska. To prawdziwa frajda obserwować ich rozwój. Mamy zespół jak drużynę – grają razem, rozumieją się i trzymają poziom. To ogromna wartość.

A co z twórcami spoza zespołu?

Nie szukam jednego stylu ani formy. Szukam artystów, którzy traktują teatr jako syntezę sztuk – nie jako dominację tekstu. Nie interesuje mnie teatr czysto formalny czy wyłącznie estetyczny. Pracujemy stale z wybitnymi reżyserami światła (Bartosz Nalazek, Sasza Prowaliński), dźwiękowcem Marcinem Lenarczykiem, kompozytorem Marcinem Maseckim. Wymienię też choreografkę Ramonę Nagabczyńską i reżysera Cezarego Tomaszewskiego – każdy wnosi unikalny wkład.

Jak ocenia Pani miniony sezon – co się udało, a co jest jeszcze przed Wami?

Miniony sezon był niezwykle intensywny – zrealizowaliśmy 314 wydarzeń, w tym 6 premier, 215 spektakli, 10 wystaw i kilkadziesiąt działań edukacyjnych i społecznych, gromadząc blisko 45 tys. widzów.

Powstały m.in.:

- „Mahagonny.After Party” w reżyserii Krystiana Lady – dialog z formą operową, z utworami Kurta Weilla i nową operą Katarzyny Głowickiej;

- „2049. Witaj, Abdo” – dystopijna sztuka Mikity Iljińczyka, nagrodzona w konkursie Aurora;

- Inicjatywa Przystanek Śląsk, łącząca Warszawę i Katowice;

- Spektakl z udziałem osadzonych – „Rzeczy z Pudełka” – realizowany w Areszcie Śledczym na Grochowie.

To zróżnicowane projekty – dokładnie o to chodzi: widz wie, że w STUDIO nic nie jest oczywiste. Niektórzy wracają na spektakle kilkanaście razy, jak np. Berlin Alexanderplatz z Bartoszem Porczykiem.

Co przed nami w sezonie 2025/26?

Przygotowujemy 6 nowych premier:

- „U mnie wszystko w porządku” – Cezary Tomaszewski, temat żałoby i zdrowia psychicznego (premiera 5 września);

- „AlphaGo_Lee. Teoria Poświęcenia” – moja reżyseria, rekonstrukcja meczu człowiek–AI (premiera 27 września);

- Monodram „Nieśmiała dżokejka” Dominiki Ostałowskiej (27 listopada);

- Adaptacja „Magicznej Rany” Doroty Masłowskiej, reż. Radosław B. Maciąg (19 grudnia);

- Koprodukcja z Narodowym Starym Teatrem – „Requiem dla snu” Jakuba Skrzywanka (17 kwietnia);

- Monodram „Mała empiria” Eweliny Żak, wg Katarzyny Sobczuk (maj 2026).

Studio również działa międzynarodowo: The Employees odwiedzi Szwajcarię, Koreę Południową, Finlandię oraz Katowice i Kraków. Galeria Studio zaprasza nowe instalacje – m.in. „Echo” Karoliny Hałatek – a Michał Grzegorzek objął stanowisko dyrektora od 1 września. Dział Edukacji rozwija inicjatywy: otwarte próby, kampanię o zdrowiu psychicznym, warsztaty Go, działania inkluzywne i sensoryczne. W lipcu startuje projekt Plac Centralny, latem współpraca instytucji z Placu Defilad, a w październiku – druga edycja Przystanku Śląsk.

Wspomniała Pani o spektaklu „AlphaGo_Lee. Teoria Poświęcenia” i współpracy z ONX Studio oraz choreografką Sung Im Her. Czy może Pani opowiedzieć więcej o tych międzynarodowych partnerstwach i ich wpływie na język teatru?

Tak, to dla mnie obecnie kluczowy obszar – połączenie teatru ze sztuką cyfrową, która przeobraża scenę podobnie jak street art czy sztuka XR. Spektakl, za który odpowiadam scenicznie i autorsko, to część koprodukcji z londyńskim Battersea Arts Centre. Wprowadziliśmy tam otwarte próby dla publiczności – format, który planujemy kontynuować w Studio.

W zespole mamy choreografkę Sung Im Her – artystkę działającą w Korei, Belgii i Wielkiej Brytanii, znaną m.in. z „Nutcrusher” i „The I of the Beholder”. To ona odpowiada za ruch sceniczny.

Z kolei cyfrową stroną spektaklu zajmuję się Marc da Costa, multimedia artist związany z Onassis ONX w Nowym Jorku – hybrydowej przestrzeni XR i AI wspieranej przez Onassis Foundation i New Museum.

Odpowiedzialna za strategię międzynarodową w Studio jest Anna Lewanowicz, a w roli Lee zobaczymy Cat Kim – koreańsko-amerykańską aktorkę z San Francisco, którą zaprosiłam dzięki kontaktom z California Institute of the Arts. Praca nad spektaklem obejmowała wyjazdy do Seulu, Tokio i Londynu, a odwiedziny w siedzibie DeepMind w Londynie, gdzie inżynier Piotr Mirowski zaprosił mnie do testowania nowego programu.

Czyli spektakl ma charakter międzynarodowy?

Zdecydowanie. W spektaklu udział biorą tancerki koreańskiego pochodzenia związane z brytyjską sceną – Cynthia Cin Yee CheungJiwon Oh i Sugyeong Won. To artyści, którzy wnoszą świeże spojrzenie i odmienny sposób bycia na scenie, wzbogacając teatralną narrację.

Czy teatr może realnie wpływać na rzeczywistość społeczną? – myślę o projektach jak „Rzeczy z Pudełka”, działaniach w więzieniu itd.

To było dla mnie doświadczenie graniczne – a zarazem bezcenne. Projekt „Rzeczy z Pudełka” narodził się razem z Działem Edukacji z potrzeby wyjścia poza instytucję – w realny kontekst społeczny. Przez wiele miesięcy pracowaliśmy z osadzonymi w Areszcie Śledczym na Grochowie, w bardzo trudnych warunkach. Spektakl to także film dokumentalisty Marka Kozakiewicza, prezentowany tylko tam, w więzieniu.

Celem było, by widzowie – i aktorki – przekroczyli granice codzienności. Więźniarki, które początkowo były nieufne, z czasem zbudowały wspólnotę – ze strażniczkami i publicznością. W dniu premiery wszyscy się obejmowali i płakali. Chociaż to miejsce skrajne, zniknęły podziały – teatr połączył nas.

Czy ten projekt zmienił Panią jako artystkę i dyrektorkę?

Zdecydowanie. Z perspektywy „stamtąd” zobaczyłam świat inaczej – doświadczyłam efektu obcości, który przesunął moje granice empatii. To jedna z najbardziej wartościowych lekcji w moim życiu – i polecam każdemu takie doświadczenie.

Hannah Arendt pisała o „banalności zła” – o tym, że bierna obojętność prowadzi do oderwania od rzeczywistości. Projekt był próbą powrotu do niej – ważną próbą w kontekście narastających podziałów społecznych.

Teatr Studio to miejsce o niezwykłej historii – czy odczuwa Pani obecność Szajny i Grzegorzewskiego w dzisiejszym kształcie teatru?

STUDIO to teatr o wyjątkowej tożsamości, tworzonej przez wybitnych twórców, takich jak Szajna i Grzegorzewski, oraz nawiązujący do duchowego patrona, Stanisława Ignacego Witkiewicza – jego twórczość jest mi bardzo bliska. Dorota Jarecka (była kierowniczka Galerii Studio) przygotowała kiedyś wystawę dzieł zaczętych przez Szajnę – kolekcję, którą rozwijamy do dziś. To chyba jedyny teatr na świecie, który posiada własną kolekcję sztuki. Na wystawie zawarto też archiwa dokumentujące działalność od lat 70. Widziałam tam wyraźnie, jak Galeria ewoluowała – od dzikich performansów po oficjalne wernisaże ery Waldemara Dąbrowskiego. Ten kontrast codziennie mnie inspiruje i przypomina, jak łatwo ulec mainstreamowi. Chcę, żeby STUDIO było instytucją prestiżową, ale nadal teatrem artystów i wolnej ekspresji – jak niegdyś nowojorski CBGB czy warszawska Galeria Foksal, osadzona w „Teorii Miejsca”, czyli braku programu.

Jak się dziś pracuje z tym dziedzictwem w praktyce?

Na jednej z pierwszych wystaw Galerii, przygotowanej przez Dorotę Jarecką i Barbarę Piwowarską, zobaczyłam szkice Oskara Hansena – architekta współpracującego z Szajną. Opisywały one możliwe rozbicie symbolicznej bariery między widzem a aktorem – czyli piątej ściany Dużej Sceny Studio. Ten pomysł dziś wraca w spektaklach takich jak Berlin Alexanderplatz czy The Employees.

Irena Jun, legenda naszego zespołu, to żywy łącznik z tamtą epoką. W jej monodramie Stara kobieta wysiaduje widzimy mistrzostwo aktorskie i szkołę Szajny. Ale przede wszystkim – jej gotowość do przekraczania granic artystycznych i myślowych.

Pojawiły się opinie, że Teatr Studio dziś „znajduje się na obrzeżach polskiego życia teatralnego” – że odsunął się od dziedzictwa Grzegorzewskiego i zanurzył w niszowej sztuce cyfrowej. Co Pani na to?

Nie widzę żadnego konfliktu — to kontynuacja, nie odejście. Dla Szajny teatr zawsze był sztuką wizualną. Grzegorzewski komponował sceny niczym malarskie płótna, używał obiektów-rzeźb, eksperymentował z fotografią i filmem oraz brzmieniem. To wszystko kontynuujemy w BerlinieThe EmployeesSercu ze szkła (reż. Cezary Tomaszewski, z Janem i Marią Peszek). Współpraca z architektką Olą Wasilkowską daje spektaklom kadr jak z obrazu.

Ci, którzy twierdzą, że Studio „odeszło od ducha Grzegorzewskiego”, po prostu na te spektakle nie chodzą.

A zarzut, że Studio „jest niszowe”?

Frekwencja w minionym sezonie wyniosła 81%. Spektakle takie jak The Employees grane były w Nowym Jorku, Londynie, Kopenhadze. To mocny dowód, że publiczność nas znajduje – w Polsce i za granicą.

Otoczenie teatru również się zmienia – Plac Defilad, nowa przestrzeń. Czy wpłynie to na Studio?

Nowy Plac Centralny to dla nas wyzwanie i inspiracja. STUDIO jest jak wirus – lekkie, elastyczne, gotowe na zmiany. Obecnie szukamy najlepszego miejsca na scenę, która mogłaby stać się sercem Placu Defilad.

Dokąd dziś zmierza teatr?

Teatr stoi przed ogromnym wyzwaniem: zachować tożsamość w świecie cyfrowym, a jednocześnie otworzyć się na niego. Sztuka cyfrowa szuka dziś swojego miejsca w przestrzeni – tak jak teatr szuka nowych środków wyrazu. Myślę, że w tym „pomiędzy” jest coś naprawdę ekscytującego – dzisiaj widzimy przesunięcie kulturowych płyt tektonicznych. Teatr Studio płynie z tą falą i możliwość bycia częścią tych przemian to dla mnie – jako artystki, dyrektorki i człowieka – ogromna satysfakcja i wyróżnienie.

Tytuł oryginalny

Nie robię ideologii. Robię teatr

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Malwina Kiepiel

Data publikacji oryginału:

25.06.2025

Sprawdź także