Sezon 2024/2025 Teatr im. Adama Mickiewicza zakończył z sześcioma nowościami na liczniku. Ostatnią z nich było „Jeśli przecięto cię na pół” w reżyserii Kaliny Jagody Dębskiej. To spektakl, który wymyka się gatunkowym szufladkom. Łączy baśniowość z groteską, czarny humor z poetyckim językiem.
Częstochowski teatr zakończył sezon! Do maja dał pięć premier. Na pierwszy ogień poszło nowe podejście do kultowych „Chłopców z Placu Broni”, czyli „Nie płacz, Nemeczku”, na mikołajki – „Niesamowite przygody skarpetek”, na sylwestra – czarna komedia „Jak usunąć znajomego”, na walentynki – „Lekcje tańca”, a na Międzynarodowy Dzień Teatru – „Mewa” według Czechowa.
Moim ulubionym tytułem pośród tych nowości jest sztuka Marka St. Germaina w reżyserii Anety Groszyńskiej z fantastycznymi rolami Hanny Zbyryt i Bartosza Kopcia. „Lekcje tańca” widziałam już dwukrotnie (o miejsca na ten kameralny spektakl nie jest łatwo!) i na pewno na tym nie poprzestanę. Jesienią obowiązkowo znów muszę zobaczyć historię Sengi i Evera.
Na pięciu propozycjach Teatr im. Adama Mickiewicza jednak nie poprzestał. I niemal na koniec sezonu zafundował nam kolejną po „Nie płacz, Nemeczku” prapremierę, czyli „Jeśli przecięto cię na pół” zrealizowaną na podstawie powieści Łukasza Barysa, laureata Paszportu Polityki, który zadebiutował głośnymi „Kośćmi, które nosisz w kieszeni”.
I choć dla reżyserki Kaliny Jagody Dębskiej (to jej spektakl dyplomowy) i dramaturżki Anny Mazurek nie jest to pierwsza realizacja, podobnie jak debiuty niesie powiew scenicznej świeżości.
Na dwie połówki
To, że będzie to mocna propozycja wiedziałam już po pierwszym przeczytaniu tekstu. Zresztą co innego sądzić o opowieści, która zaczyna się tak: Na początku września mama i kochanek zostali przecięci na pół przez ciężarówkę, co skutecznie udaremniło im ucieczkę na północ. Leżeli na autostradzie w szóstkę: dwie połówki mamy, dwie połówki kochanka, przód opla i końcówka opla.
„Jeśli przecięto cię na pół” to bowiem historia pełna rozłamów i podziałów. Tych rodzinnych, społecznych, tych na Polskę A i B, na to co przeszłe i przyszłe, tradycyjne i współczesne, ludowe i nowoczesne.
Narratorem jest tu Marcel, pogubiony, szukający własnej tożsamości nastolatek, który we wspomnianym wypadku stracił mamę. Ona chciała uciec ze Sromutki, on nie zna innego życia poza tym we wsi, która smutek ma nie tylko w nazwie. O sile korzeni i przywiązaniu do ziemi nieustannie przypominają mu zresztą babcia i ojciec. Ta dwójka to – oprócz niepełnosprawnej kuzynki Milenki – najbliższa mu teraz rodzina.
Baśniowa groteska
I tu warto zasygnalizować trudność, z którą musiały zmierzyć się Mazurek i Dębska, bo Barys swoją książkę napisał w formie monologu. Dopiero twórczynie podzieliły tekst na czworo głównych bohaterów, ożywiły także postaci, o których w powieści się wspomina, jak Elżbieta Jaworowicz czy Bożątko (przyznam, że duszek rodem ze staropolskich wierzeń ujął mnie bezgranicznie i włączyłam sobie to słówko do życia rodzinnego).
Wspólnie z Antonim Skrzyniarzem (muzyka), Łukaszem Horbowem (scenografia), Mają Michnacką (kostiumy), Wojciechem Dolatowskim (konsultacje choreograficzne) i Mariuszem Korkiem (asystent reżyserki) stworzyły przedstawienie przedziwne, które wymyka się ze wszystkich przegródek. Jest tu i humor (głównie czarny), i groteska, baśniowość, mrok, nieco farsy, nieco muzyki, bardzo dużo poetyckiej codzienności (bo takim językiem zresztą pisze autor, a Mazurek i Dębskiej zależało na tym, by nie zatracić tego szczególnego charakteru). Jest też mnóstwo tajemnicy.
Tę ostatnią podkreśla półmrok, który towarzyszy wielu scenom. Scenografa jest naturalna, prosta, daleka o barw znanych z Cepelii. Spośród materiałów Hrobów postawił w głównej mierze na jutę i sznurek jutowy. Uwagę zwraca też miniaturowy domek, który może odzwierciedla wnętrze, którego nie pokazano na scenie. Jest tu dużo trafnych pomysłów i dużo umowności – jak np. sporawy worek symbolizujący mamę Marcela, a właściwie to, co z niej zostało.
Odważniejsze są stroje, łączące to, co na pozór do siebie nie pasuje, miksujące folk z pewnym kiczem. I tak obok śnieżnobiałej koszuli i ludowej chustki, pojawiają się sportowe spodenki i legginsy w zwierzęcy wzór. I przyznam, że ja tę wizję totalnie kupuję.
Sekrety przeszłości
Ze sceny dużo się mówi o przeszłości, sekretach historii i tym, jak wpływają one na tu i teraz. Światy mieszają się pomiędzy tym doczesnym a duchowym, tym co na ziemi, i tym, co pod nią. Rzeczywistość się miesza, zmarli dochodzą do głosu. Sporo tu bólu, ale nie brakuje też nadziei.
Dużo mówi się tu o pokoleniowości. I dobrze oddaje to obsada, zresztą bardzo trafnie dobrana. I tak obok Czesławy Monczki, ikony częstochowskiej sceny, występują: Maciej Półtorak, który do zespołu dołączył blisko 20 lat temu, Karol Czajkowski, który w 2023 r. tu debiutował oraz Aleksandra Skraba, która staż w zespole ma najkrótszy, dołączyła bowiem w styczniu tego roku. I przy ostatniej z wymienionych chciałabym się zatrzymać.
Młoda aktorka wystąpiła w trzech z sześciu ostatnich premier. W „Jak usunąć znajomego?” - bawiła, ale ta produkcja nie dawała jej pola na szersze rozwinięcie skrzydeł. W „Mewie” była Niną i sceny z jej udziałem (w tym przede wszystkim otwierający monolog) należą do najbardziej wyrazistych w tym spektaklu. Ale – moim zdaniem – to właśnie w spektaklu Kaliny Jagody Dębskiej w pełni pokazała swój potencjał, udowadniając, że to, że otrzymała etat w naszym teatrze, to świetna decyzja. Rola niepełnosprawnej Milenki jest wymagająca, ale nie tylko w niej widać aktorski pazur Skraby, ten ujawniają fragmenty dotyczące Orlenu, rodzinnego oglądania telewizji, czy wreszcie wizyty Jaworowicz w Sromutce.
Mnie udało się obejrzeć go popremierowo w czerwcu. Kto nie zdążył, ma szansę to nadrobić. Teatr opublikował właśnie repertuar na sezon 2025/2026, pewnym jest więc to, że „Jeśli przecięto cię na pół” powróci po wakacjach. Spektakl (przeznaczony dla widzów od 16. roku życia) grany będzie w niedzielę, 7 września o godz. 16.00 i 19.00, a bilety już można rezerwować on-line na www.teatr-mickiewicza.pl.