Kilka dni temu opublikowałem artykuł pod tytułem „MeToo w teatrze – czerwona lampka” (https://hartman.blog.polityka.pl/2021/12/07/metoo-w-teatrze-czerwona-lampka/). W związku ze sprawą Pawła Passiniego wyraziłem w nim obawę, że w ferworze walki z molestowaniem seksualnym w teatrze (i nie tylko tam) łatwo może dojść do niesprawiedliwych i przesadnych oskarżeń, a nawet pomówień. Namawiałem do ostrożności i unikania ferowania przedwczesnych wyroków, zwłaszcza w sytuacji, gdy mamy jedynie „słowo przeciwko słowu”. Sprawy Pawła Passiniego bynajmniej nie rozstrzygałem, a broniłem go tylko przed ostracyzmem i zawodowym uśmiercaniem przed jej rzetelnym osądzeniem. Mój tekst został przyjęty przez środowisko teatralne z mieszanymi uczuciami. Jedni przyznali mi rację, inni uznali, że była to zakamuflowana obrona mężczyzn molestujących młode kobiety. Były też głosy, że „Żyd broni Żyda” albo „dziad broni dziada”.
Przede wszystkim jednak w reakcji na mój artykuł, napisał do mnie Paweł Passini przejmujący list, z którego wynika coś, co w żadnym wypadku nie powinno się było stać. Otóż nie dano mu dotychczas żadnej możliwości publicznego odniesienia się do swojej sprawy i stawianych mu zarzutów. Tak być nie może i dlatego użyczam mu swojego skromnego medium, by chociaż w ten sposób mógł dotrzeć ze swoim stanowiskiem do własnego środowiska. Jednocześnie proszę e-teatr o przedruk tego materiału, tak jak stało się to w przypadku mojego poprzedniego felietonu.