EN

17.11.2023, 18:03 Wersja do druku

Jak to w komedii bywa

Do napisania tej historii popchnęło mnie niejako moje własne życie, ponieważ sam pochodzę z dość konserwatywnej żydowskiej rodziny. W pewnym momencie stanąłem przed koniecznością dokonania wyboru, niejako wbrew moim własnym rodzicom - o sztuce „Koszerne raz!” opowiada jej autor James Sherman w rozmowie dla Teatru Kwadrat.

fot. M. Kaźmieruk/ Teatr Kwadrat

Inne aktualności

TK: Spektakl „Koszerne raz!”, wystawiany w Teatrze Kwadrat, jest kompilacją twoich dwóch sztuk „Beau Jest” i „Jest a Second”. Co myślisz, jako autor, o naszej adaptacji?

JS: Jestem zachwycony i zaszczycony. W pewnym sensie było to moim celem, żeby teatry mogły wystawiać obie sztuki, dlatego umieściłem ich akcję w mieszkaniu tej samej bohaterki, Sary Goldman. Wiele teatrów na świecie wystawia te sztuki oddzielnie, tak jak zostały napisane. Tymczasem Teatr Kwadrat złożył mi propozycję wystawienia ich kompilacji. Genialne – pomyślałem! Przeżyć obie te historie w ciągu jednego wieczoru, to coś wspaniałego!

Opowiedz nam o czym jest „Koszerne raz!”.

Zacznę od fabuły „Beau Jest”, której scenariusz stanowi pierwszą część waszego przedstawienia. Główną bohaterką sztuki jest Sara Goldman. Pochodzi z tradycyjnej żydowskiej rodziny, w której relacje są niezwykle istotne. Bardzo kocha swoich rodziców i nie dopuszcza do siebie myśli, że mogłaby ich zawieźć w jakiejkolwiek kwestii. Problem w tym, że jej chłopak, Chris, nie jest żydem. Sara ma więc poczucie, że tym faktem sprawia rodzicom wielki zawód.

Czy tak jest naprawdę?

Istotnie, Miriam, matka Sary nieustannie załamuje ręce, że jej ukochana córka nie może ułożyć sobie życia. Próbuje więc umawiać ją na randki.

By uniknąć kolejnych żenujących spotkań z przypadkowymi kawalerami z polecenia, Sara oznajmia rodzinie, że zerwała z Chrisem i teraz spotyka się z przystojnym lekarzem żydowskiego wyznania.

Czyli córka idealna?

Problem w tym, że żadna z tych informacji nie jest prawdą, a z pozoru niewinne kłamstwo może szybko się wydać, ponieważ w rodzinie Goldmanów zbliża się ważna uroczystość, na której Sara nie może pokazać się bez drugiej połowy. W akcie desperacji wynajmuje więc „idealnego narzeczonego” z agencji specjalizującej się w tego typu usługach.

Tuż przed przybyciem rodziców przystojniak „na telefon” imieniem Bob, zjawia się w domu Sary, jednak od razu wychodzi na jaw, że nie jest on żydem. Musi udawać więc nie tylko, że jest lekarzem, ale także że zna się na żydowskich świętach i obrzędach.

Czy to się udaje?

Jak to w komedii bywa, dochodzi do wielu pomyłek i zabawnych sytuacji. W sztuce eksploruję wszystko to, co może się stać, gdy ktoś udaje kogoś innego oraz jakie zabawne nieporozumienia mogą z tego wyniknąć.

Skąd pomysł na tę historię?

Do napisania tej historii popchnęło mnie niejako moje własne życie, ponieważ sam pochodzę z dość konserwatywnej żydowskiej rodziny. W pewnym momencie stanąłem przed koniecznością dokonania wyboru, niejako wbrew moim własnym rodzicom. Myślę, że każdy z nas na jakimś etapie musi mierzyć się z tym problemem, bo na ogół tak już jest, że z jednej strony kochamy swoich rodziców i nie chcemy ich zawieźć, ale chcemy też dokonywać własnych wyborów i żyć własnym życiem. Dlatego, myślę, tak wielu widzów utożsamia się z tą historią.

Brat głównej bohaterki, Joel, jest terapeutą. Pod koniec pierwszego aktu wypowiada do niej takie oto zdanie: „Musisz dorosnąć i przestać obwiniać swoich rodziców za własne niepowodzenia”. To bardzo życiowe. Czy próbujesz w ten sposób przeprowadzić na widzach jakiś rodzaj terapii?

W jakimś sensie tak, przyznaję. Po to właśnie stworzyłem postać Joela, aby bohaterowie sztuki mogli przeprowadzić rozmowę, która poruszy widza. Tak jak mówiłem, problem w relacjach dzieci-rodzice jest uniwersalny i dotyczy wielu z nas. Nawet o niełatwych rzeczach można opowiadać w komediowy sposób. Dzięki temu łatwiej nam przyswoić to, co trudne.

Skoro mowa o Joelu, to właśnie on wychodzi na pierwszy plan w drugiej części „Koszernego” , pierwotnie stworzonej przez Ciebie jako sztuka „Jest a Second”.

Tak, zgadza się. Sztukę „Jest a Second” napisałem kilka lat po „Beau Jest”. Ponownie postanowiłem umieścić akcję w domu Sary Goldman, ale więcej światła rzucić na jej brata, Joela.

Okazuje się, że on również skrywa pewną tajemnicę. Rewelacyjne i jednocześnie bardzo życiowe wydało mi się, że przecież to on pouczał Sarę i namawiał do tego, by nie ukrywała prawdy przed rodzicami. Teraz role mogły się odwrócić i to Sara będzie przekonywać Joela, żeby odważył się być sobą. Tak więc zdecydowałem się stworzyć kontynuację tej pierwszej historii, z tymi samymi bohaterami i ich pozornie niczego nieświadomymi rodzicami. Dlaczego pozornie? Tego nie będę zdradzać, by nie psuć widzom finału.

Wychodzi na to, że rodzice zawsze najlepiej znają swoje dzieci?

Tak jest, ale nie powiem już nic więcej na ten temat. Zapraszam na spektakl do Teatru Kwadrat, by przekonać się osobiście, jaką pointę zdecydowałem się zawrzeć w „Koszernym”.

A jak Ci się podoba ta pewna komiksowość w postaciach i scenografii, którą wielu przyrównuje np. do estetyki Wesa Andersona?

Pracując z reżyserem waszej sztuki, poznałem lepiej jego historię i znacznie bardziej zrozumiałem jego samego. Przekonałem się, co tak naprawdę interesuje go w teatrze. To, że podjął się inscenizacji moich sztuk w swojej genialnej wyobraźni, wychodząc z ram i konwencji, jest znakomite, ale też bardzo odważne, a jednocześnie bardzo przystępne dla odbiorcy. Mam nadzieję, że widzowie również podzielą moje zdanie.

Czy historia o żydowskiej rodzinie może być uniwersalna?

Dotykamy tu wielu uniwersalnych kwestii, takich jak relacje z rodzicami, własna dojrzałość, szczerość relacji, odwaga i oczywiście miłość. A jednocześnie śmiejemy się szczerze z tego, co nas uwiera. W teatrze najważniejsze jest to, co nie da się zaszufladkować. Edyp był Grekiem, ale nie sprawiło to, że tylko Grecy rozumieją jego historię. Wierzę, że tak też jest w tym przypadku. Zdecydowanie nie trzeba być żydem, by doskonale bawić się na tym spektaklu i wziąć z niego coś dla siebie.

Źródło:

Materiał nadesłany