Inne aktualności
- Francja. Aktorka Elizabeth Duda: chcę wypełnić lukę w obecności poezji Miłosza we Francji 21.12.2024 12:43
- Kraków. Projekt „Kultura – pomimo ciemności i ograniczeń 2024” 21.12.2024 11:27
- Lublin. Gruziński balet, Koncert Wiedeński i noworoczne widowisko w CSK 20.12.2024 17:42
- Warszawa. Fundacja Ivana Wyrypajewa Teal House otworzyła program „Art Integration” 20.12.2024 17:35
- Olsztyn. Spektaklem „Setka Jaracza” teatr obchodzi podwójny jubileusz 20.12.2024 17:02
- Warszawa. „Urodziny Leśmiana”. Koncert relaksacyjny, czytanie performatywne i debata 20.12.2024 16:55
- Dolnośląskie. Teatralne królestwo ustanowiono w Nowinie 20.12.2024 16:35
- Warszawa. Nie żyje Svitlana Oleshko 20.12.2024 14:45
- Kraj. Nowy balet „Dziadek do orzechów i Król myszy” z Opery w Zurychu 20.12.2024 14:29
- Warszawa. O ekologii w operze. Dokumentacja opery „Szczur i Drzewo” 20.12.2024 13:25
- Warszawa. Dramat. I co? Tłumaczenia teatralne. Spotkanie w ramach cyklu „Książka w teatrze” 20.12.2024 13:19
- Lublin. Premiera „Cyberiady” 20.12.2024 13:10
- Toruń. Internetowa premiera filmu dokumentalnego z okazji 10-lecia Teatru Muzycznego 20.12.2024 11:30
- Warszawa. Reportaż z pokazu „Sprawa Dantona. Rekonstrukcja” w niedzielę na VOD Teatru Powszechnego 20.12.2024 11:29
Ludzie! każdy z was mógłby, samotny, więziony,
Myślą i wiarą zwalać i podźwigać trony.
(Adam Mickiewicz, Dziady cz. III)
Jest jedenasty lutego, minęła dziewiąta rano. Wiatr świszczy i jęczy w kominie. Odwilż zlizuje z dachów i chodników łachy białej zmarzliny. Trzy dni temu sąd obwodowy w Grodnie skazał Andrzeja Poczobuta na osiem lat więzienia o zaostrzonym rygorze za „wzniecanie nienawiści”. Dziennikarz i działacz polskiej mniejszości na Białorusi został również wpisany przez tamtejsze KGB na listę osób, które „mają do czynienia z działalnością terrorystyczną”. Wcześniej spędził 500 dni w białoruskim areszcie.
Kilka oczywistości. Współczesna Białoruś jest suwerennym państwem tylko na papierze, a de facto kolonią Rosji, Łukaszenka i Putin to dwa połączone paktem krwi zbiry albo dwugłowy ZBiR, jak kto woli.
,,Likwidacja opozycji otwiera drogę terrorowi. Zakneblowany, uciskany pod każdym względem naród nie ma żadnej możliwości oporu i obrony. Dyktator wywyższa jednostki najbardziej podłe, służalcze i nikczemne. Im gorsi ludzie, tym bardziej Stalin może być pewien ich lojalności. Najlepsi giną, najlepszych się likwiduje. […]. To zmienna cecha despotyzmu – tyran dobiera sobie nie myślących, lecz posłusznych”. Tak pisał Anatolij Rybakow w powieści Strach o wielkiej stalinowskiej czystce 1937 roku.
Nawet jeśli Putaszenka to nie Stalin, który likwidował nie tylko niewygodne jednostki, ale również niewygodne narody, to metody stosuje charakterystyczne dla wszystkich satrapii. Osiem lat więzienia o zaostrzonym rygorze brzmi wprawdzie lepiej niż kara śmierci czy katorga, niemniej skutek doraźnie jest ten sam – eliminacja lidera społeczności polskiej, a biorąc pod uwagę warunki odbywania kary – jego powolna eksterminacja.
Kiedy byłem mały, bawiłem się z kolegami w wojnę. Choć żyliśmy w okresie „walki o pokój”, wojna była powszechna – w telewizji, kinie, lekturach szkolnych, opowieściach dziadków. Zanim do naszej świadomości trafiły takie słowa, jak „Katyń” czy „Gułag”, głównym wrogiem w zabawach w wojnę byli Niemcy. Potem zresztą byliśmy już za duzi, żeby się bawić. Żałowaliśmy, że nie było nam dane zabić Hitlera, ale od czego jest wyobraźnia. Tam zabijaliśmy Hitlera wielokrotnie i na różne sposoby, dzięki czemu ratowaliśmy miliony istnień ludzkich przed zagładą. Te chłopięce marzenia trafnie odczytał i pokazał w Bękartach wojny Quentin Tarantino. Scenę w teatrze mogę oglądać nieustannie. Puszczanie serii z karabinów maszynowych w Hitlera i jego kamarylę, a potem ich spalenie sprawia mnie jako widzowi fizyczną frajdę. Groza w jednej sekundzie przemienia się w oczyszczający śmiech i nie przeszkadza temu świadomość, że to fikcja. Ta fikcja na czas trwania katharsis zostaje niejako zawieszona. Pragnienie sprawiedliwości, czy jak kto woli, zemsty, zostaje zaspokojone.
Dawno temu, pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy puściły lody, na łamach miesięcznika „Literatura” przeczytałem fragment prozy jakiegoś rosyjskiego pisarza, który wypłynął na fali pierestrojki. Niestety nie pamiętam, kto to był, egzemplarz pisma zaległ gdzieś na strychu. Ale były to słowa, które mną wtedy wstrząsnęły, a ich sens był mniej więcej taki: pragnienie zemsty i sprawiedliwości milionów ofiar stalinizmu mogłoby zostać zaspokojone co najwyżej w jeden sposób, mianowicie, gdyby mogli zobaczyć Stalina we własnej osobie, konającego z głodu i pragnienia na bezludnej wyspie, tak małej, że ledwie mieszczącej dyktatora. Rzeczywisty koniec Stalina był podobno zbliżony do wyżej przedstawionego, otoczenie dyktatora ponoć nie kwapiło się z pomocą dla umierającego „Soso” i czekało, aż w samotności wyzionie ducha. Marna dość pociecha, ale dobre i to. Być może gdyby dyktatorzy kończyli częściej na szafocie niż w domowych pieleszach, świat byłby troszeczkę lepszy. Sergio Leone wiedział, że ze starcia Dobrego, Złego i Brzydkiego zwycięsko musi wyjść Dobry. Zły zostaje surowo ukarany (kulką), a Brzydki ewentualnie dostaje drugą szansę.
Patrzę na fotografie z procesu Andrzeja Poczobuta. Jego twarz wychudzona, o wyostrzonych rysach, spokojna i szlachetna. A z drugiej strony nasze poczucie bezsilności, wściekłość. Nie mogę nie myśleć wtedy o Mickiewiczowskich Dziadach części III, o scenie więziennej w klasztorze księży bazylianów na Ostrobramskiej w Wilnie. Ta scena rozgrywa się po serii aresztowań wśród filaretów i filomatów w 1823. Dwieście lat minęło, a Nowosilcow wciąż mocarny, a opowieści więźniów wciąż aktualne. Tak jak opowieść Jana Sobolewskiego, który relacjonuje kolegom, co prowadzony ze śledztwa widział tego dnia w Wilnie.
Wywiedli Janczewskiego; – poznałem, oszpetniał,
Sczerniał, schudł, ale jakoś dziwnie wyszlachetniał.
Ten przed rokiem swawolny, ładny chłopczyk mały,
Dziś poglądał z kibitki, jak z odludnej skały
Ów Cesarz! – okiem dumnym, suchym i pogodnym;
To zdawał się pocieszać spólników niewoli,
To lud żegnał uśmiechem, gorzkim, lecz łagodnym,
Jak gdyby im chciał mówić: nie bardzo mię boli.
[…]
On postrzegł, że lud płacze patrząc na łańcuchy,
Wstrząsł nogą łańcuch, na znak, że mu niezbyt ciężył. –
A wtem zacięto konia, – kibitka runęła –
On zdjął z głowy kapelusz, wstał i głos natężył,
I trzykroć krzyknął: „Jeszcze Polska nie zginęła”.
Więźniowie nakręcają się opowieściami o okrucieństwach Moskala, piją wino, podśpiewują zakazane piosenki.
Póki cała carska szyja,
Jezus Maryja,
Póki Nowosilcow pija,
Jezus Maryja,
Nie uwierzę, że nam sprzyja
Jezus Maryja.
Nie dbam, jaka spadnie kara,
Mina, Sybir czy kajdany.
Zawsze ja wierny poddany
Pracować będę dla cara;
W minach kruszec kując młotem,
Pomyślę: ta mina szara
To żelazo, — z niego potem
Zrobi ktoś topór na cara.
Wreszcie Konrad odpala swoją pieśń zemsty, która przeraża księdza Lwowicza. Duchowny miał prawo się przestraszyć, bo w tej pieśni Mickiewicz naprzeciwko nihilizmu rosyjskiego stawia nihilizm antyrosyjski. Gdyby jeszcze za pieśnią stała dobrze uzbrojona polska armia, mielibyśmy pełen sukces. A tak – została nam Wielka Improwizacja. I jeszcze sto lat bez mała minie, zanim skamandryta Słonimski będzie mógł zrzucić z ramion płaszcz Konrada i marzyć „o Polsce słabej” w świecie, „gdzie słabość nie jest winą”, czym przypominał wileńskich filaretów. Ale i ten sen nie trwał długo, bo o naszym zbiorowym losie znowu zdecydowały obce sztaby.
Rozmowy w celi u bazylianów, a jeszcze bardziej te z Salonu Warszawskiego, brzmią jak dzisiejsze spory pomiędzy polskimi „realistami” i „romantykami”, którzy nie są w stanie uzgodnić definicji interesu narodowego. Jedni upatrują go we wstrzemięźliwym oczekiwaniu na rozwój ukraińskich wypadków, drudzy w jak najdalej idącej pomocy krajowi broniącemu Europy przed „ruskim mirem”. Osią sporu jest też stosunek do Moskali. Czyż prominentni politycy Platformy Obywatelskiej nie pchali nas jeszcze niedawno w objęcia Rosji, „takiej, jaką ona jest”? Teraz, kiedy Nowosilcow wyjechał z Warszawy, żeby robić porządki w Buczy i innych miastach zbuntowanej prowincji Imperium, stronnictwu rosyjskiemu pozostała czkawka i spore sumki na kontach. Zadziwiająca powtarzalność!
Dziś sprawa Poczobuta (ale też sprawa ukraińska) pokazują, że poza pełnymi słuszności frazami niezbędna jest realna siła do walki ze złem. Myślę, że sam Andrzej Poczobut zamiast być „symbolem”, wolałby wrócić do domu i znowu zająć się dziennikarstwem. Na wolności jest bardziej potrzebny niż w więzieniu. Choćby swoim starym rodzicom. Nie my jednak wybieramy dla siebie role. Jemu przypadła rola męczennika. My protestujemy pod ambasadami, piszemy petycje, felietony… Piąstkami wygrażamy smokowi. Niestety, wiele wskazuje na to, że przyszłość rozstrzyga się nie w kołach szlachetnych buntowników, ale w gabinetach i salonach Senatorów tego świata. Duch kompromisu unosi się nad dziejami. Nawet jeśli od czasu do czasu piorun trafi jednego czy drugiego Doktora.
Geniusz Mickiewicza polega na tym, że jest tak samo aktualny czytany „za”, jak i „przeciw”. Ja przyznaję rację świadkowi Sobolewskiemu:
Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie,
Zapomnij o mnie.