EN

7.04.2025, 18:29 Wersja do druku

Z FOTELA ŁUKASZA MACIEJEWSKIEGO: Bezmiar subiekta – BRONISŁAW PAWLIK

Nie pamiętaliśmy najczęściej ani imion, ani nazwisk jego bohaterów, ale widząc Bronisława Pawlika na ekranie, czuło się, że jest dobrze, że to jest polskie kino, a skoro polskie kino, to zawsze pan Bronisław – pisze Łukasz Maciejewski w AICT Polska.

Inne aktualności

Ma się poczucie, że grał we wszystkich polskich filmach i serialach.

Że zawsze w pewnym momencie, po kwadransie, po dwóch, albo siedemnaście minut przed finałem, pojawiał się on.

I że to w zasadzie wystarczyło.

Nie pamiętaliśmy najczęściej ani imion, ani nazwisk jego bohaterów, ale widząc Bronisława Pawlika na ekranie, czuło się, że jest dobrze, że to jest polskie kino, a skoro polskie kino, to zawsze pan Bronisław.

Nie mam pojęcia, jak to naprawdę wyglądało, czy ktoś to zatwierdził, że skoro robi się film, trzeba mieć na planie Pawlika, na moment chociaż, na dzień, na pół, na dwa. Może to zresztą złudzenie, może wcale tak znowu wiele nie grał, ale chyba jednak występował często, od epizodu do epizodu, czasami zdarzyło się coś większego, a czasami wprost wspaniałego – jak Rzecki w „Lalce” Bera.

Tylko ta jego twarz, postura, spojrzenie, to była czysta poczciwość w mało poczciwym świecie, co zresztą wcale nie minęło. Świat i bez Pawlika nie będzie poczciwy.

On to jednak dawał, wnosił na ekran. Poczciwość, zawstydzenie, nie chciałbym napisać „fajtłapowość”, ale samo się ciśnie na usta.

W kurtce, w koszuli w kratę, role petentów, żebraków, urzędników niższego szczebla, dozorców.

„Chłopi”, „Polskie drogi”, „Ziemia obiecana”, „Ewa chce spać”, „Tabu”, filmy Hasa, Buczkowskiego, Kutza, Marczewskiego, Barańskiego, Zygadły. „Mąż swojej żony” u Barei, Rzecki. A jeszcze „Miś z okienka”, nie zapominajmy o misiu.

Losy tego aktora, ponure jak losy prawie całego tamtego pokolenia. Dzieciństwo, całe dzieciństwo, wchodzenie w dorosłość to była wojna. Decyzja o aktorstwie, szkolenie się u Iwo Galla, wybrzeże i Teatr Wybrzeże, potem Łódź, teatry warszawskie – przez wiele lat Powszechny, Polski, Ateneum, Współczesny. Teatry Warszawy, i współpraca ze wszystkimi świętymi, wieloletnia, cierpliwa, konsekwentna. Axer, Englert, Swinarski, ale i Szajna przecież, tytułowy Danton w spektaklu Wajdy, pod koniec życia otarł się jeszcze o Jarzynę nawet, o Agnieszkę Glińską, Norberta Rakowskiego.

I jeszcze choroba alkoholowa, wpisana w te straszne ciężko wódczane czasy. Wyborowa skoro nie było innych, wolnych wyborów. Tylko wyborowa.

Ostatnia rola, prawdziwie przejmująca. U mojego ukochanego Andrzeja Barańskiego, we „Wszystkich świętych”.

Nie mówił już, nie był w stanie zapamiętać tekstu, linijki nawet, a jednak był, i to dla wszystkich stanowiło wartość.

Prostota zaklęta nie w ciele tylko, to byłoby za mało. Prostota we wszystkim. Inaczej mówiąc: prawda.

Miał to jak nikt inny.

Źródło:

AICT Polska
Link do źródła

Autor:

Łukasz Maciejewski

Data publikacji oryginału:

07.04.2025