Nie pamiętaliśmy najczęściej ani imion, ani nazwisk jego bohaterów, ale widząc Bronisława Pawlika na ekranie, czuło się, że jest dobrze, że to jest polskie kino, a skoro polskie kino, to zawsze pan Bronisław – pisze Łukasz Maciejewski w AICT Polska.
Inne aktualności
-
Lublin. Kogo zobaczymy w programie ulicznym Carnavalu Sztukmistrzów 2025? 09.07.2025 14:00
-
Kraj. Znamy trasę Teatru Polska 09.07.2025 12:47
- Internet. Wyjątkowa usługa na portalu TwójBohater.pl 09.07.2025 12:25
- Warszawa. Jutro premiera „Trenera życia” na placu Konstytucji 09.07.2025 11:55
- Gdańsk. W sierpniu XX Międzynarodowy Festiwal Mozartowski Mozartiana 09.07.2025 11:19
- Warszawa. Siksa wraca do Komuny 09.07.2025 10:08
- Sopot. Katarzyna Żak śpiewa Młynarskiego i o miłości w Teatrze Atelier 09.07.2025 10:01
-
Gdańsk. Hiszpańska Xarxa otworzy jutro 27. Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA 09.07.2025 08:30
-
Toruń. Wilamy za 2024 rok dla Matyldy Podfilipskiej i Arkadiusza Walesiaka 09.07.2025 08:22
-
Warszawa. Dziś spotkanie z Ewą Krasnodębską świętującą 100 lat 09.07.2025 08:20
- Janowo. 11 lipca rusza ósmy sezon Wioski Artystycznej 08.07.2025 19:48
-
Radom. Konkurs na dyrektora Teatru Powszechnego bez rozstrzygnięcia 08.07.2025 17:13
- Warszawa. Ogłoszono nominacje do tytułu Mistrza Mowy Polskiej 2025 08.07.2025 17:05
- Wrocław. Wystawa fotografii teatralnej w Instytucie im. Jerzego Grotowskiego 08.07.2025 15:37
Ma się poczucie, że grał we wszystkich polskich filmach i serialach.
Że zawsze w pewnym momencie, po kwadransie, po dwóch, albo siedemnaście minut przed finałem, pojawiał się on.
I że to w zasadzie wystarczyło.
Nie pamiętaliśmy najczęściej ani imion, ani nazwisk jego bohaterów, ale widząc Bronisława Pawlika na ekranie, czuło się, że jest dobrze, że to jest polskie kino, a skoro polskie kino, to zawsze pan Bronisław.
Nie mam pojęcia, jak to naprawdę wyglądało, czy ktoś to zatwierdził, że skoro robi się film, trzeba mieć na planie Pawlika, na moment chociaż, na dzień, na pół, na dwa. Może to zresztą złudzenie, może wcale tak znowu wiele nie grał, ale chyba jednak występował często, od epizodu do epizodu, czasami zdarzyło się coś większego, a czasami wprost wspaniałego – jak Rzecki w „Lalce” Bera.
Tylko ta jego twarz, postura, spojrzenie, to była czysta poczciwość w mało poczciwym świecie, co zresztą wcale nie minęło. Świat i bez Pawlika nie będzie poczciwy.
On to jednak dawał, wnosił na ekran. Poczciwość, zawstydzenie, nie chciałbym napisać „fajtłapowość”, ale samo się ciśnie na usta.
W kurtce, w koszuli w kratę, role petentów, żebraków, urzędników niższego szczebla, dozorców.
„Chłopi”, „Polskie drogi”, „Ziemia obiecana”, „Ewa chce spać”, „Tabu”, filmy Hasa, Buczkowskiego, Kutza, Marczewskiego, Barańskiego, Zygadły. „Mąż swojej żony” u Barei, Rzecki. A jeszcze „Miś z okienka”, nie zapominajmy o misiu.
Losy tego aktora, ponure jak losy prawie całego tamtego pokolenia. Dzieciństwo, całe dzieciństwo, wchodzenie w dorosłość to była wojna. Decyzja o aktorstwie, szkolenie się u Iwo Galla, wybrzeże i Teatr Wybrzeże, potem Łódź, teatry warszawskie – przez wiele lat Powszechny, Polski, Ateneum, Współczesny. Teatry Warszawy, i współpraca ze wszystkimi świętymi, wieloletnia, cierpliwa, konsekwentna. Axer, Englert, Swinarski, ale i Szajna przecież, tytułowy Danton w spektaklu Wajdy, pod koniec życia otarł się jeszcze o Jarzynę nawet, o Agnieszkę Glińską, Norberta Rakowskiego.
I jeszcze choroba alkoholowa, wpisana w te straszne ciężko wódczane czasy. Wyborowa skoro nie było innych, wolnych wyborów. Tylko wyborowa.
Ostatnia rola, prawdziwie przejmująca. U mojego ukochanego Andrzeja Barańskiego, we „Wszystkich świętych”.
Nie mówił już, nie był w stanie zapamiętać tekstu, linijki nawet, a jednak był, i to dla wszystkich stanowiło wartość.
Prostota zaklęta nie w ciele tylko, to byłoby za mało. Prostota we wszystkim. Inaczej mówiąc: prawda.
Miał to jak nikt inny.