EN

14.02.2023, 10:15 Wersja do druku

TSNK/22

Inne aktualności

Teatr się nie klika, więc dziś będzie o polskiej kulturze za granicą. Od ubiegłego wtorku miałem przyjemność uczestniczyć w odbywających się w hamburskiej Thalia Theater Dniach Lessinga, które są festiwalem teatralnym zderzającym lokalne niemieckie z zagranicznym.

W tej edycji można było zobaczyć spektakle Kiriłła Sieriebriennikowa, Romeo Castelucciego, Taylora Maca, Jakaba Tarnoczi, Nicolasa Stemanna i innych. Polskę oficjalnie reprezentował wykład performatywny znakomitej reżyserki Magdy Szpecht, wyprodukowany przez Festiwal Sirenos Wilno, ÆFEKT i Nowy Teatr w Warszawie, a poświęcony wojnie w Ukrainie. Trzeba od razu powiedzieć, że temat zaangażowania się Niemiec w ten konflikt zdominował w ostatnim czasie zarówno dyskusję niemieckiej opinii publicznej, jak i żywiący się jej produktami teatr. Magda Szpecht w krótkim, nieco ponadgodzinnym wykładzie performatywnym CYBER ELF opowiadała niemieckiej publiczności o swoim zaangażowaniu w działania mające na celu demaskowanie rosyjskiej propagandy. Pospektaklowe spotkanie z artystką pokazało, że praca tytułowych Cyber Elfów ma wielki sens, odsłania bowiem najczęstsze i najbardziej bezczelne mechanizmy manipulacji, dając zwykłym ludziom narzędzia do oddzielania fake newsów od prawdy, co w kontekście wojny w Ukrainie zrobiło na niemieckich widzach duże wrażenie. To zaś – biorąc pod uwagę spory procent Niemców traktujących poczynania Rosji w Ukrainie z niezrozumiałą pobłażliwością – wydaje się bardzo potrzebne.

Nieoczekiwanie polskiego charakteru nabrały również pokazy „Króla Edypa” w reżyserii Nicolasa Stemanna z Schaushpielhaus Zurich. A to za sprawą urodzonej w Sokołowie Podlaskim wybitnej aktorki scen niemieckich – Patrycji Ziółkowskiej, która w opartej na ciekawym pomyśle inscenizacyjnym (rozpisanie antycznej tragedii Sofoklesa tylko na dwie aktorki), zagrała kilka znakomitych ról, w tym tytułowego Edypa. Pani Patrycja, aktorka takich teatrów jak właśnie Schaushpielhaus Zurich, Thalia Theater w Hamburgu czy Burgtheater w Wiedniu nie tylko płynnie mówi po polsku, ale – jak zadeklarowała – ma ciągły sentyment do naszej ojczyzny. Jako że jest jedną z ulubionych aktorek Luka Percevala był nawet pomysł, żeby zagrała w jego warszawsko-krakowskich „3siostrach”, ale na drodze do polskiego teatralnego debiutu jak zwykle stanęły pieniądze (rzekome wysokie koszty podróży i akomodacji aktorki w Polsce). Trochę szkoda, tym bardziej, że na biedne teatry nie trafiło. Patrycja Ziółkowska na szczęście jednak nie musi szukać pracy, w Niemczech jest rozchwytywana, grała na Festiwalu Salzburskim, wciąż ma nowe propozycje i repertuarowe plany.

W tych samych dniach na scenie Thalii w Garażu grany był spektakl Charlotte Sprenger – „Hotel Savoy” na podstawie dziwnej i hipnotyzującej powieści Josepha Rotha. I tu kolejna niespodzianka: tytułowa instytucja to prawdopodobnie łódzki hotel o tej samej nazwie, słynny w czasach młodości pisarza. Reżyserka chyba wzięła sobie do serca wiadomość, że opowieść oficjalnie dzieje się gdzieś w przygranicznej wschodniej strefie frontowej, czyli najlepiej w Polsce, bo pozwoliła aktorowi na drobny żart. O nim za chwilę – najpierw przytoczę prawdziwą scenkę, której świadkiem byłem w hamburskim metrze. Jadąc na spektakl z Hauptbanhof na dworzec Hamburg Altona, spotkałem dwóch rodaków w trudnym do określenia wieku, na pewno po 50. Łatwo natomiast było określić ich stan (trochę się chwiali) oraz narodowość, bo nie dość, że ostro popijali winko z gwinta, to jeszcze jeden z nich obrócił się do towarzysza i powiedział mu stanowczo, acz z wyszukaną grzecznością: „Jureczku, bardzo cię proszę, nie odzywaj się do mnie teraz, bo jestem strasznie wkurwiony”, po czym poszedł do niemieckich policjantów, rozmawiających z jakąś kobietą, i przez kolejne kilkadziesiąt sekund wrzeszczał na nich po niemiecku. Znosili ten wybryk naszego rodaka – trzeba przyznać – z imponująco pokerowymi twarzami, po czym odwrócili się i wraz z ową kobietą gdzieś sobie poszli. Mój bohater zaś podniósł butelkę do ust, pociągnął porządny łyk i krzyknął za oddalającymi się stróżami prawa: „Na zdrowie”! Po czym zebrał kolegę za kark i poszli sobie w siną od alkoholu dal – i tyle ich widzieli.

I teraz proszę sobie wyobrazić moją minę, gdy kilkadziesiąt minut później, w spektaklu „Hotel Savoy”, pojawia się na scenie pielęgniarka prowadząca… pijanego doktora, który – zauważywszy publiczność – bierze potężny łyk wina, uśmiecha się szelmowsko od ucha do ucha i zwraca do publiczności po polsku: „na zdrowie!”. Zdębiałem, bo nagle sobie uświadomiłem, dlaczego niemiecki teatr jest taką potęgą! To jasne jak słońce: oni tam po prostu są zawsze kilkadziesiąt minut za rzeczywistością! Czego i Państwu życzę. A polska kultura? Była, jest i będzie na swoim poczesnym miejscu: przemoc i wrzaski – po niemiecku, a uprzejmości, grzeczności i empatia – niezmiennie w języku Mickiewicza i Słowackiego. Cóż. Na zdrowie!

Tytuł oryginalny

TSNK/22

Źródło:

www.aict.art.pl
Link do źródła

Wątki tematyczne