EN

14.02.2023, 09:45 Wersja do druku

A poza tym nic w Poznaniu się nie dzieje

Tymczasem w Poznaniu.

Rozkopane całe miasto, idą ulicami ciasno

Gdyby zespół Apteka przenieść z najlepszych czasów do dzisiejszego Poznania, to z pewnością Kodym znalazłby inspirację do napisania równie prawdziwej piosenki co jego nieśmiertelnik:

Dziś lider Apteki jara się czymś bardzo innym, ale Poznań psychodelizuje bezapelacyjnie. Jak poznaniacy wytrzymują te rozkopy bez dopingu? Tego nie wie nikt do końca, ale można się domyślać. Nikt nie wie także, kiedy rozkopy się skończą, ani kiedy się zaczęły. Podobno rozkopy były zawsze (uśmiech).

Żeby nie wpaść w dół dosłowny i przenośny należy skorzystać z pomocy gastronomii (polecam np. Fromażerię – pytać o Patryka, to Wam objaśni i serem poczęstuje) albo sztuki, która ma wiele do zaproponowania w stolicy Pyrlandii.

Kolejne spotkanie z rekordzistą i towarzystwem

Jacek Malczewski został niedawno rekordzistą Polski. Najdroższy i chyba najbardziej polski malarz („Gdybym nie był Polakiem, nie byłbym artystą”) Poznań i okolice (Rogalin) upodobał sobie szczególnie. Największa kolekcja jego dzieł, jaka znajduje się w Muzeum Narodowym w Poznaniu,

Zobacz zdjęcia w galerii Obrazy Jacka Malczewskiego w Muzeum Narodowym w Poznaniu

została wzbogacona okazjonalnie 34 pracami ze Lwowskiej Narodowej Galerii Sztuki. Zaplanowana na cztery miesiące (28.11.22-31.03.23) potrwa pewnie dłużej, bo jej celem jest ochrona obrazów przed wojną, a Poznań to miejsce najlepsze dla tej kolekcji. Lwowska Narodowa Galeria Sztuki posiada znaczny, obejmujący wszystkie okresy twórczości, zbiór dzieł Malczewskiego. Składa się on z 68 obrazów i szkiców oraz 18 rysunków i akwarel. Jej wartość dla liczącej ponad 2 000 obrazów (ocalało minimum 1 200) jest może niedecydująca, ale kilka obrazów budzi zainteresowanie szczególne.

Zobacz zdjęcia w galerii: 28.11.22-31.03.23 Idę w świat i trwam. Obrazy Jacka Malczewskiego ze Lwowa

O wystawie na kapitalnie przygotowanej stronie (wirtualna podróż z audio!) tutaj

Na podkreślenie zasługuje rzadka w polskich warunkach oprawa (choćby wirtualna wędrówka), z którą rywalizować mogą tylko wystawy w warszawskim Muzeum Narodowym. Poznańska kolekcja polskiej sztuki jest tak bogata i ciekawa, że za każdym razem zauważa się coś nowego i wartościowego, dlatego będziemy wracać do niej w epizodycznych przypomnieniach. Wydaje się jednak, że warto przemyśleć oświetlenie wszystkich prac w poznańskim, dwugmachowym obiekcie, bo błyszczący werniks przy obecnym oświetleniu nie w pełni oddaje charakter części dzieł.

Sześć minut na piechotę z Narodowego dzieli nas od wyjątkowego teatru, który Naród zafundował sobie.

Teatr oswajający, ale nieoswojony

Po raz pierwszy spotkałem się z teatrem… oswajającym. Teatr Polski w Poznaniu oznacza spektakle ikonkami, które uprzedzają widzów o możliwych dyskomfortach dla ich wrażliwości. Celem tego działania jest „stworzenie możliwie najlepszych warunków do odbioru sztuki”. W sekcji Oswojenie – pielęgnuj swoją wrażliwość spektakle oznaczone są ikonkami oznaczającymi obszary dyskomfortu. Wybraliśmy się na dwa pokazy. Podczas pierwszego nasza wrażliwość mogła być poddana egzaminowi w obszarach:

od lewej: religia, śmierć, zaburzenia odżywiania, bezpośrednia interakcja z widownią, nagość i zaburzenia psychiczne.

Brakuje ikonki „nuda”, ale po prawdzie na żadnym z obejrzanych przeze mnie w ostatnich latach spektakli Polskiego nie nudziłem się. No może na jednym, żeby nie było za dużo lukru (uśmiech). W Trójmieście ta brakująca ikonka otwierałaby większość zeszłorocznych oswojeń (uśmiech trochę smutny). Te ikonki to chyba endemiczny pomysł w polskim teatrze, który zauważyłem dopiero po spektaklu. Może dobrze? Wtedy też, w ramach researchu napędzanego galopującą ciekawością, odkryłem kolejną podstronę kontekstową, czyli Non omnis moriar – chwilami lekko przerażającą (Lenin!), szlachetnie uzupełniającą wiedzę i jakby obowiązkową po „Chamstwie” Pobłockiego (chłopi), w ostatecznym rezultacie arcydzielnie dopinającą całość konceptu i kontekstu. Dzięki temu nie można ani przez chwilę mówić o spłaszczeniu problemu, ani o bluźnierczym, efekciarskim potraktowaniu, tylko o niezwykle dociekliwym studium tematu śmierci ze szczególnym uwzględnieniem osób najważniejszych (na czele z Janem Pawłem II) po NIPów (Not Important Person).

fot. Magda Hueckel

O „Śmierci Jana Pawła II” wszyscy napisali już wszystko, reżyser i spektakl wygrali zeszły rok spektakularnie w wielu konkurencjach. Osterwa powiedział, że teatr jest dla tych, którym nie wystarcza kościół, spektakl Jakuba Skrzywanka raczej nie wpisuje się w taki komunikat. Nie jest też pierwszym dokumentem teatralnym eksplorującym sferę duchowości i procedur kościoła rzymskokatolickiego, ale prawdopodobnie najbardziej wstrząsającym. „Msza” Artura Żmijewskiego była anonimowa, „Śmierć Jana Pawła II” poprzez spersonalizowanie dociera głębiej do istoty sensu życia i cierpienia, duchowości i codzienności, wyjątkowości i typowości, nieomylności i zwyczajności. To spektakl powstały po „Młodym papieżu”, niepozostawiający nikogo obojętnie, jeden z najważniejszych w ostatnich latach. Jego siłę osłabiają trochę jednostronne komentarze w postaci wstawek filmowych i lekkiej szydery, jaką jest stoisko z merchami. Oczywiście nie należy wymagać obiektywizmu od osób twórczych czy osób artystycznych (takie fajne terminy ostatnio kupiłem, buszując na stronach instytucji kultury), ale siła przekazu byłaby większa. Gdyby tak bardzo jednostronne, spłaszczające komentarze nie wystąpiły, zostalibyśmy sam na sam z absurdem. Bez ozdobników i dodatków.

Niecałe dwie godziny później można się było przenieść do zupełnie innej krainy.

fot. Grzegorz Dembiński/mat. teatru

My się nie chcemy bić, my chcemy się całować

Maciej Nowak podczas dyrektury w Teatrze Wybrzeże zapraszał do Niekabaretu, w Poznaniu schodzimy do Piwnicy pod Sceną, by zabawić się smacznie i nieprzyzwoicie. Kiedyś na starcie były ostrygi, teraz maleńkie kanapeczki i szocik, ale program zdecydowanie lepszy. „Extravaganza. The best of” bawi w dwóch częściach przez 150 minut z przerwą. Dziewięciosobowej kompanii złożonej z aktorów Polskiego wzmocnionych gościnnymi przewodziła Elżbieta Węgrzyn, którą z pewnością zatrudniliby David Lynch i Bertolt Brecht, gdyby zaproponowano im przyrządzenie kabaretu. Była równie przekonywująca jako awatar Joela Greya jak i jako biedronka. Przepyszny był Mateusz Wiśniewski – jego numer o mistrzach prokrastynacji pt. „Future Us” to jeden z najlepszych fragmentów, popis naturalnych predyspozycji zręcznego niczym iluzjonista aktora. Wiśniewski ma to „coś”, podobnie jak jeden z ulubieńców poznańskiej publiczności Piotr B. Dąbrowski, którego monolog BDSM o Polsce jest jednym z najbardziej przekonywujących wyznań miłosnych oraz patriotycznych ever (uśmiech). Wokalnie prym wiodła Kornelia Trawkowska, która w „Vaginie” dowcipnie i tak przekonywująco przeprowadziła śpiewny wykład na tytułowy temat, że przez chwilę poczułem się jak w waginecie (gabinet dyrektorki Teatru Dramatycznego w Warszawie). Trawkowska (tanatokosmetolożka) i Dąbrowski (II sekretarz papieża Mieczysław Mokrzycki) chwilę wcześniej grali w „Śmierci Jana Pawła II” – to dopiero wszechstronna ekstrawagancja!

Za całość przedsięwzięcia najbardziej odpowiedzialna jest Joanna Drozda – reżyserka i współautorka scenariuszy (wraz z Jędrzejem Bursztą i Wojciechem Kaniewskim). Drozda kontynuuje tradycje rodzinne, ale w jakże odmiennej od programu „Herbata u Tadka” estetyce. „Extravaganza” świadomie korzysta z tradycji literackiego kabaretu, ale całość jest mocno podkręcona jak w coverze „Dramatu w ogródkach działkowych”. Czasami jest grubo, ale ani przez chwilę tłusto. Jest pikantnie, ale następnego dnia nie ma objawów jak po spożyciu habanero. Przede wszystkim jest dowcipnie. Jest też lokalnie i politycznie, a ogólne przesłanie zawarte w finale: „My się nie chcemy bić, my chcemy się całować” brzmi w dzisiejszych czasach szczególnie i manifestacyjnie.

„Extravaganza” pod egidą Teatru Polskiego to więcej niż kabaret. To godny pozazdroszczenia kulturotwórczy ferment miejski. Poziom dowcipu, smaku i odwagi obyczajowej wydaje się niemożliwy do uzyskania w wielu miejscach w Polsce. Choćby fragment śpiewany przez aktorki: „A dyrektor Nowak nas nie zerżnie, bo jest gejem”. Mam nadzieję, że ten fragment będzie aktualny także jesienią nie tylko dlatego, że Maciej Nowak jest gejem, ale że w tandemie z Marcinem Kowalskim wygrają rozpisany przez poznański magistrat konkurs na dyrektora Teatru Polskiego, czego sobie i Państwu życzę.

A poza tym nic w Poznaniu się nie dzieje…

Tytuł oryginalny

A poza tym nic w Poznaniu się nie dzieje

Źródło:

Gazeta Świętojańska online
Link do źródła

Autor:

Piotr Wyszomirski

Data publikacji oryginału:

13.02.2023