EN

30.01.2024, 14:16 Wersja do druku

Tak zrodził się chaos

O spektaklu „Państwo” wg Platona w reż. Jana Klaty w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie pisze Przemysław Skrzydelski w autorskim cyklu PRZEŻYTE/ZAPISANE.

fot. fot. Bartek Barczyk / mat. teatru

Nie po raz pierwszy wyszedłem na naiwniaka, dając Janowi Klacie kredyt zaufania na kolejny spektakl, ale w tym przypadku zachodzę w głowę, z czego wynika moja wyrozumiałość. Bo czy dowiedziałem się czegoś istotnego z gdańskiego „Wyzwolenia”, o którym niedawno pisałem? Po czterech miesiącach od tamtej premiery tylko łapię się na powracającym wspomnieniu – praktycznie jedynym, które mi pozostało z przedstawienia – że zespół Wybrzeża w wypowiadaniu zagmatwanych fraz Wyspiańskiego wykazał więcej mądrości i retorycznej sprawności, niż Klata mógł oczekiwać. I być może nawet więcej, niż Klata potrzebował. Dowodem na to scena z Maskami, wybijająca się wysoko, wysoko ponad intelektualną konstrukcję tego widowiska. Aktorzy byli perfekcyjni i to dzięki nim mogłem chociaż przez kilkanaście minut poczuć, że po wyborach 15 października Wyspiański pozostaje pierwszym komentatorem polskich tematów.

A zatem chodzi mi o kwestię mówienia, argumentów, agonu i zamysłu nad każdym słowem. Dziś specjalnie do tego wracam, wydaje mi się to kluczowe także ze względu na okoliczności jak najbardziej społeczne, w których znaleźliśmy się na początku tego roku. Dobrze sprzedane słowo mogłoby być teraz podstawowym narzędziem, dającym szansę uczciwego opisu rzeczywistości A.D. 2024. Ba, to byłoby całkiem nowoczesne, a nie zużyte teatralne narzędzie. Ale czy takie myślenie do Klaty pasuje? Nie, Klata woli być ekstrawagancki, lecz jedynie na swój dziesiątki już razy przećwiczony sposób. Nieszczęśliwie trafił na „Państwo” Platona, jutro trafi na „Dziady” czy cokolwiek innego, byle tytuł na afiszu chwycił.

W prywatnej rozmowie sprzed kilku lat Iwan Wyrypajew zwrócił mi uwagę, że Platońskie Dialogi to idealnie przygotowane sytuacje dramatyczne. Powiedzieć, że niemal natychmiast nadają się do przeniesienia na scenę, to powiedzieć mało. One już są dramatami, z tym że widzowie zapomnieli, że w teatrze trzeba przede wszystkim ciekawie mówić i mówić umieć. I przyzwyczaili się do gadaniny o niczym albo sprawach tak błahych, że nie warto dla nich poświęcać sceny. Wyrypajew, nawet jeśli w teatrze bywa do znudzenia upartym konserwatystą – miał w tej opinii rację. Co ważniejsze jednak, opowiadając mi wówczas o randze autora „Państwa”, sam przyznał, że stara się, aby jego sztuki w swej strukturze przypominały sokratejskie rozmowy. I chyba coś w tym jest, proszę zajrzeć do „Iluzji” czy „Os”.

Czy Jan Klata myśli podobnie, nie wiem. W każdym razie jak znam jego śmiałość w wypowiadaniu sądów, to rzekłby tak dla dobrego piaru. To przecież brzmi znakomicie. Wystawiam Platona, ponieważ to najlepszy dramaturg pod słońcem, ale wcześniej nikt tego nie zauważył. Teraz tego typu bon mot wystarcza i chyba nie jestem w tej obserwacji niesprawiedliwy.

Scenę krakowskiego Teatru Słowackiego zaludniają dziwaczne istoty. Egzystencjalne pokraki nie do końca zorientowane w tym, po co ktoś je wywołał do zabrania głosu, hipsterskie freaki w kolorowych ciuchach z lumpeksu albo podejrzane osiedlowe typki, choć zabawne i przerysowane. Tak czy inaczej, nic nie jest tu ustalone, jesteśmy zawieszeni w czasie i przestrzeni. Grecja sprzed dwudziestu trzech setek lat odbija się właściwie tylko w jaskrawych, psychodelicznych obrazach, wyświetlanych na ekranie okalającym sceniczny półokrąg, który przypomina nam o antycznej orchestrze. Jednak i te rozbuchane wizualizacje bardziej już odtwarzają niespokojny sen studenta pierwszego roku prawa, któremu profesor polecił przeczytać najważniejsze dzieło Platona, ale oczywiście nic z tego nie wyszło. Po pierwsze, nikt już nie rozumie klasycznych pojęć, po drugie, szum informacyjny odbiera wolę wszelkiej dyskusji, a po trzecie, młoda generacja czyta wyłącznie esemesy. I dlatego dzisiaj sokratejską debatę mogłoby zorganizować grono bujających w obłokach odmieńców, dla których spór o sprawiedliwość to przygoda tak samo ekscytująca jak, dajmy na to, freeganizm. Klata porusza się w sferze takich właśnie skojarzeń, bo sam nie wie, jak oddać słowu należną słuszność, jak zaciekawić widza szczerą i skupioną rozmową, rozpisaną na kilkoro aktorów, którzy wiedzieliby, o czym rozprawiają. Decyduje się na kuriozalną gadaninę, zbiór pompatycznych monologów, wygłaszanych przez niewiarygodne postaci. I żeby dodać sobie powagi, każe aktorom mówić po starogrecku, widzom zaś słuchać przekładu tekstu na słuchawkach. Tyle że to niczego nie zmienia, lecz jeszcze wzmaga nudę, której zespół nie ukrywa. Zarzuty o absurd tego projektu można zresztą mnożyć. Co mają sugerować kolejowe tory rozłożone na scenie? Dlaczego Sokretesów jest dwóch (w lepszej nieco wersji Dominiki Bednarczyk i słabszej Karoliny Kazoń), a Linda Pöppel jako Trazymach mówi po niemiecku? Czy po to, aby podkreślić, że spektakl jest koprodukcją z Nationaltheater Mannheim? Czy też po to, by udowodnić, że Platon jest uniwersalny? Ale to w jakim celu ta lekcja starogreckiego? No tak, gdy po mieście pójdzie chyr o martwym narzeczu na scenie, reżyser zyska w rankingach, a i wymagający widz dowie się, że „lego” znaczy „mówię”. W tej sytuacji zapewne nawet Beckett nie byłby takim pesymistą jak ja i znów przyznałby, że każdego dnia mimo wszystko nasza wiedza odrobinkę wzrasta. Mimo wszystko.

Zastanawiam się, gdzie przebiegają granice lansu Jana Klaty, któremu zdarza się zatęsknić za czasami, w których bywał reżyserem teledysków. Przez półtorej godziny jego przedstawienie zabija liczbą pytań o definicję człowieka sprawiedliwego, jednak żadne nie zostaje zadane przekonująco. Wyróżnienie za ruch sceniczny należy się również Maćkowi Prusakowi, którego pomysł na pląsy i przysiady spodobał się aktorom Słowackiego do tego stopnia, że zatracili poczucie proporcji i bezlitośnie się powtarzają. Z litości więc nie powiem, jaki układ choreograficzny prezentują, kiedy przychodzi im wysłuchać głosu z offu czytającego słynną księgę siódmą „Państwa” (metafora o Jaskini zostaje przez Klatę dołączona na siłę i z obowiązku, jakby obok narracji). Ale powiem, że reżyser nie wie, jak po kilku podejściach zdecydować się na faktyczny finał, i sięga z kolei po „Obronę Sokratesa”, co miałoby mocny wydźwięk, gdyby niezły filozof i świetna aktorka Dominika Bednarczyk zyskali w tym przedsięwzięciu choćby skrawek osobowości.

O ile dobrze liczę, Klata w swojej karierze dał już prawie sześćdziesiąt premier w kraju i za granicą. Może to moment, aby zwolnić tempo.

Ocena: jeden

Platon

Państwo/Der Staat

adaptacje, dramaturgia, przekład, nauka języka starogreckiego: Olga Śmiechowicz

reżyseria, opracowanie muzyczne: Jan Klata

scenografia, kostiumy, światło: Mirek Kaczmarek

ruch sceniczny: Maćko Prusak

wideo: Natan Berkowicz

Teatr im. Juliusza Słowackiego (Duża scena), koprodukcja z Nationaltheater Mannheim

premiera krakowska: 19 stycznia 2024 r.

Poprzednie teksty Skrzydelskiego z cyklu „Przyżyte/zapisane”:

Zawsze w stronę śmierci” – „Wyzwolenie”, reż. Jan Klata, Teatr Wybrzeże

Przejęcie władzy” – „Władca much”, reż. Piotr Ratajczak, Och-Teatr

Grunt pod nogami” – „Opowieści Lasku Wiedeńskiego”, reż. Małgorzata Bogajewska, Teatr Narodowy

Książę jest bardzo zmęczony” – „Śmierć komiwojażera”, reż. Remigiusz Brzyk, Teatr Nowy w Łodzi

Nie możesz być wszystkim” – „Lot nad kukułczym gniazdem”, reż. Maja Kleczewska, Teatr Nowy w Poznaniu

Dziwna wojna” – „Matka i dziecko”, reż. Adam Sajnuk, Teatr WARSawy

Źródło:

Materiał własny