O spektaklu „Matka i dziecko” Jona Fossego w reż. Adama Sajnuka w Teatrze WARSawy pisze Przemysław Skrzydelski w autorskim cyklu PRZEŻYTE/ZAPISANE.
Wyświechtana fraza głosi, że milczenie jest złotem, ale nie znaczy to, że za każdym razem jest ciekawe. W dobrze skonstruowanym dramacie może trzymać w napięciu, dawać do myślenia bardziej niż nawet wcześniej wypowiedziane słowa, jednak może także zmieniać niewiele i wtedy już należy mówić, że autor sztuki popadł w pretensjonalność.
Jednak w odniesieniu do Jona Fossego te kategorie się zlewają, a każdy, kto czyta jego dramaty po raz pierwszy, na szybko i trochę przy okazji, łatwo się pogubi. Bo postacie u norweskiego pisarza mówią, bo mówić trzeba, inne wyjście nie istnieje, to jedyna droga w komunikacji. Nie wypada nie mówić albo lepiej mówić, niż milczeć, bo tą metodą zawsze można coś sobie załatwić – przede wszystkim usprawiedliwić samego siebie. Ale zwłaszcza przy pobieżnej lekturze sztuk Fossego czytelnik ma prawo się zmęczyć. Frazy zazwyczaj są krótkie, tak, lecz niełatwo rozstrzygnąć, czy postać planowała ich wypowiedzenie, czy też ratuje się przypadkową zbitką słów, których zadaniem jest tylko pociągnąć rozmowę, kupić u rozmówcy czas, by potem zdobyć się na słowa odważniejsze. Często wynika to ze wstydu i z trudności w przełamywaniu lodów w trakcie niekoniecznie wyczekiwanego przez obie strony spotkania. I dlatego takie wzajemne podchody bohaterów Fossego mogą być nawet irytujące. Szczególnie że w ten sposób wytwarzany przez autora język dramatu charakteryzuje się co rusz pojawiającą się blokadą. Ktoś chce już powiedzieć coś więcej, być może nawet samą prawdę, ale nagle zbacza z toru, urywa myśl, zmienia wątek, i robi to na tyle automatycznie, że w poprzednim zdaniu nie zdąży nawet postawić kropki (u tego twórcy interpunkcji ze świecą szukać i nie pomyli się ten, kto doszuka się w tym strumienia świadomości). Albo z kolei kilkukrotnie powtarza bardzo podobnie zbudowane, proste stwierdzenia. Efekt? Wszyscy u Fossego zdradzają pewnie jedną czwartą tego, co chcieliby powiedzieć.
Dokładnie tak jest choćby w „Matce i dziecku”, sztuce, po którą sięgnął właśnie Adam Sajnuk w swoim Teatrze WARSawy. I zrobił to dwa miesiące po tym, jak Fosse otrzymał literackiego Nobla. To kolejny dowód na to, że sceny offowe są w stanie reagować na rzeczywistość szybciej. Cieszy to tym bardziej, że w Polsce liczba niespełna dwudziestu realizacji dramatów norweskiego pisarza nie powala, jeśli wziąć pod uwagę, że debiutancką sztukę napisał Fosse trzydzieści lat temu.
„Matkę i dziecko” widziałem już w reżyserii Izabelli Cywińskiej w roku 2012. To było w Teatrze Na Woli. Zapamiętałem Katarzynę Figurę, ubraną w krzyczącą czerwień władczą kobietę, która w konfrontacji z odwiedzającym ją synem powoli zaczyna popadać w rozpacz i histerię; jej świat rozsypuje się, kiedy musi sprostać prawdzie, a nawet tylko jej odłamkom. Pawła Domagałę zapamiętałem mniej, ale to przecież podstawowa pułapka tego tekstu, w którą dała się złapać zarówno Cywińska, jak i dał się złapać Sajnuk. Bo to nie jest tak, że od Matki mamy się dowiedzieć niemal wszystkiego, a Dziecko w oczach widzów ma jedynie pozostać odbiorcą jej słów. Owszem, syn jest mniej rozmowny, unika sporu, łagodzi argumenty, ogródkami mówi bardziej o emocjach niż o własnych pretensjach (choć nieśmiało pojawiają się również kamuflowane oskarżenia). Ale powinien w tym dziwnym dialogu zaistnieć. No i musi obudzić w sobie potrzebę scenicznej obecności. W innym wypadku będziemy patrzeć wyłącznie na Matkę.
Kamilla Baar wykorzystuje tę sytuację podwójnie. A Maciej Czerklański w tej rozgrywce nie ma szans. Adam Sajnuk zresztą reżyseruje tak, jakby nie ukrywał, że zależy mu na tym, aby sztuka Fossego była opowieścią o kobiecie, która płaci cenę za zdobycie się na próbę niezależności we współczesnych czasach. Tą ceną jest oczywiście brak relacji z synem i dość żałosne tłumaczenie się wobec niego. Jednak kontrast pomiędzy nim a Matką wydaje się w tym spektaklu wręcz karykaturalny. To błąd Sajnuka, bo mimo wszystko teksty sceniczne noblisty opierają się na subtelnościach, niedopowiedzeniach i niezdefiniowanym do końca statusie postaci. Dlatego Fosse do tego stopnia inwestuje w starannie spreparowany, oszczędny, wręcz sam siebie redukujący język, który – jak podkreślał ten pisarz u progu swojej dramaturgicznej kariery – ma stanowić tkankę zdarzenia teatralnego. Dramat bowiem, w opinii autora, zasadniczo wymyka się regułom literatury i ustanawia się jako niezależny oraz wyjątkowy wariant tekstu wśród innych jego możliwych gatunków. Tymczasem Sajnuk chce uprościć komunikat i robi przedstawienie, jakby jednocześnie w głowie pisał podręcznik do psychologii. Niemal wszystko musi być tu z góry określone, liczą się jaskrawe postawy, schematy relacji, osobowości zaś właściwie znikają. Maciej Czerklański jest synem zaniedbanym, wychowanym przez babcię i dziadka, zatem pojawia się przed nami w znoszonych butach, przetartych jeansach i zmechaconym, niemodnym swetrze. Kamilla Baar to zaś kobieta sukcesu, która „do czegoś przecież doszła”. Pewna swojej atrakcyjności przechadza się po designerskim apartamencie w obcisłej, seksownej sukience, jakby nieustannie szukała kogoś, kto będzie ją podziwiał. Jej rozmowa z synem staje się potwierdzeniem jej własnych wyborów. Odrzucenie tradycyjnego wychowania i męskiej dominacji, których stała się ofiarą, nieskrępowany erotyzm jako witalna siła i w końcu potrzeba bycia kobietą na własnych zasadach – to tematy, które Adam Sajnuk uważa za najistotniejsze w postaci Matki, a Kamilla Baar jako aktorka, która bezbłędnie przyciąga uwagę widzów, eksploatuje w stu procentach. Ostatecznie jednak Fosse napisał dramat o wielkiej samotności, o niemożności bycia obok siebie, i co więcej – o fiasku odnajdywania wspólnego języka. I nie mam pewności, czy Sajnuk te tematy wystarczająco wykorzystał. Zbyt wiele przed nami odsłania, nie wgryzając się w poetykę słowa. Ale też jego spektakl ma w sobie sporą intensywność, ogląda się go z zaangażowaniem, a zatem to rzecz zrobiona w jakiejś sprawie, dla której w teatrze zawsze warto się spotkać. Najnowsze przedstawienia Sajnuka mają tego rodzaju charakterystyczny rys. A to już całkiem niemało. Jednak na prawdziwe odkrycie Fossego trzeba cierpliwie poczekać.
Ocena: 3 ,5 / 6
Jon Fosse
„Matka i dziecko”
przekład: Halina Thylwe
reżyseria: Adam Sajnuk
scenografia i kostiumy: Katarzyna Adamczyk
Teatr WARSawy (CSW Zamek Ujazdowski – Laboratorium)
premiera: 15 grudnia 2023 r.
Poprzednie teksty Skrzydelskiego z cyklu „Przyżyte/zapisane”:
„Zawsze w stronę śmierci” – „Wyzwolenie”, reż. Jan Klata, Teatr Wybrzeże
„Przejęcie władzy” – „Władca much”, reż. Piotr Ratajczak, Och-Teatr
„Grunt pod nogami” – „Opowieści Lasku Wiedeńskiego”, reż. Małgorzata Bogajewska, Teatr Narodowy
„Książę jest bardzo zmęczony” – „Śmierć komiwojażera”, reż. Remigiusz Brzyk, Teatr Nowy w Łodzi