Dniówka powołanego na wicedyrektora Mariusza Kwietnia niemal dorównuje miesięcznym pensjom artystów Opery Wrocławskiej. A śpiewacy soliści właśnie się dowiedzieli, że już nie będą potrzebni.
Dniówka Mariusza Kwietnia dorównuje niemal ich miesięcznym pensjom, a na podwyżki liczyć nie mogą.
Zamiast nich dostali projekt nowego regulaminu. - I nie ma w nim solistów śpiewaków. Siedzimy na walizkach - mówi jeden z pracowników opery.
Marszałek Cezary Przybylski, osobiście odpowiedzialny za kulturę w regionie, wie, co się dzieje w operze. Do Urzędu Marszałkowskiego pielgrzymowali związkowcy, składając pisma z długą listą zarzutów pod adresem dyrekcji.
Żądali wyjaśnień "nieuzasadnionych skrajnie wysokich wynagrodzeń członków dyrekcji", sposobu zatrudnienia Mariusza Kwietnia oraz braku postępu w negocjacjach płacowych.
Pracownicy: - Jesteśmy u kresu wytrzymałości. Szefostwo jest skoncentrowane na sobie, nie liczy się z nami. Nie słucha i nie chce się spotkać. Zespoły się rozsypują, z baletu odeszło już kilkanaście osób, skarżąc się na mobbing.Reakcji na to nie było. Pojawił się jednak pomysł, by zatrudnić nowych pracowników. W nowym regulaminie, który ma obwiązywać w operze, wpisano trzech nowych dyrektorów.
Podkreślają, że Ewa Michnik stworzyła jeden z najlepszych teatrów operowych w Polsce i w Europie między innymi dzięki starannie dobranemu i wszechstronnemu zespołowi solistów śpiewaków. Mogła grać w sezonie kilkadziesiąt tytułów operowych, co przyciągało publiczność i pozwalało artystom godnie zarabiać (ich pensja podstawowa jest jedną z najniższych w Polsce, ale za spektakle dostają dodatkowe wynagrodzenie).