EN

13.06.2023, 16:42 Wersja do druku

Słoma na salonach

Inne aktualności

Spsiała nam rzeczywistość. Zubożała. Śmieciowe jedzenie, śmieciowa elita, śmieciowy język. Nikt nie jest święty, każdemu kiedyś wypsnęło się to i owo. Problem w tym, że dziś bluzgi trafiły na salony. I stanowią normalny sposób komunikacji.

Nie milkną echa nowej „roli", w jakiej wystąpił znany aktor Andrzej Seweryn, dyrektor zasłużonego i ważnego dla polskiej kultury Teatru Polskiego w Warszawie. Nie jest tajemnicą, że od lat Seweryn sprzyja opozycji, czego dawał wyraz wielokrotnie. OK, wolno mu. Tym razem w sieci pojawił się krótki film (rzekomo prywatny, robiony telefonem komórkowym „z ręki"), stanowiący przesłanie do wnuka (?). Film „puścił w świat" Tomasz Lis, po czym szybko go skasował. Ale ponieważ „internet pamięta", błyskawicznie pojawiły się w sieci kopie. I rozpętała się medialna burza!

Co zatem mogliśmy zobaczyć i usłyszeć? Ano zobaczyliśmy wypełniającą niemalże cały ekran, wykrzywioną w obłędnym grymasie twarz aktora sączącego jadowite słowa adresowane do znienawidzonych polityków: „Drogie dziecko, pamiętaj, twoje zadanie jest im przypier...ć. Jesteś młody, na razie nie rozumiesz, co do ciebie mówię, ale szybko zrozumiesz, jak będziesz miał kilkanaście lat albo nawet wcześniej. Już zrozumiesz, komu trzeba przypier...ć i nie zważać na nic! Tym wszystkim Trum-pom, Kaczyńskim, Orbanom pier... nym, rozumiesz, trzeba przypier....ć. Żadnych dialogów chrześcijańskich, żadnego tam, wiesz, rozumienia, debaty, porozumienia. Nie, k...a! Faszystom trzeba przypier...ć, a nie dyskutować. Bo oni będą używali ten dialog, żeby ciebie zrobić w d...ę po prostu".

Sewerynowe „memento" miało stanowić zapewne specyficzną formułę zaproszenia na niedzielny marsz opozycji do Warszawy. Nie znamy adresatów owej domowej „produkcji", ale należy domniemywać, że skierowana była do znajomych aktora - elementem podkreślającym satyryczność przesłania stało się z lubością powtarzane i wyraźnie akcentowane słowo „przy-pierd...ć". Ono zapewne miało wywołać rechot publiki.

Dno i dwa metry mułu

Przywykliśmy do wulgarności i rynsztokowego języka w przestrzeni publicznej, Bluzgają młodzi i starzy, mężczyźni i kobiety. I nie ma na to żadnego usprawiedliwienia. Przekleństwa wpisują się w retorykę brudu, grubą warstwą pokrywającą grzeszną, ludzką naturę. A estetyka Polaków (zresztą nie tylko) dawno sięgnęła bruku, czego wyrazem są choćby programy rozrywkowe w telewizji, kabarety, jak też analiza wszystkiego, z czego się śmieją, co lajkują na fb, jakie filmy oglądają, jak się bawią itp. Klasyczne piękno, literatura interesują coraz bardziej nielicznych. Ale to żadne odkrycie - powiecie Państwo. Tak, żadne.

Był jeszcze cień nadziei, że ktoś z tego cuchnącego rynsztoka przynajmniej będzie próbował jakąś sporą część naszego społeczeństwa - z lubością się w nim taplającą - wyciągnąć. Jej podstawę dawała historia, gdzie po wielokroć elita pomagała odrodzić się upadlanemu i deptanemu przez najeźdźców narodowi. Teatr kojarzył się z prawdziwą sztuką - trudną, wymagającą w odbiorze, ale przecież niosącą w sobie zapisane ponadczasowe przesłanie, a nie hejt i wulgarną rozrywkę. Chodziło się doń, by zobaczyć pięknych ludzi w pięknych kreacjach, zachwycić językiem, grą aktorską - zobaczyć na żywo postacie znane z ról filmowych. Tak jest nadal, ale ów status quo szybko się zmienia. Poprawność polityczna zaczyna z furią wkraczać na scenę.

Nawet kabarety - choćby i w czasach komunistycznych - starały się epatować subtelnym humorem, artyzmem, przemycać treści zakazane przez cenzurę. Były swoistą inteligentną grą dwuznaczności - ich deskrypcja dawała widzom niesamowitą frajdę. Śmiejąc się z ludzkich wad, zarazem nie glanowało się ich właścicieli. Teraz poziom tychże (z niewielkimi wyjątkami) przebija kolejne dna, czego wyrazem może być tegoroczna Noc Kabaretowa w Sopocie.

Dziś owa nadzieja umiera. „Występ" Andrzeja Seweryna dla wielu osób stał się kolejnym bolesnym ciosem. Znakiem ogłupienia tzw. artystycznych elit, których przedstawiciele nagle uwierzyli, że mogą być autorytetami niemalże w każdej dziedzinie życia! Że samo zagranie roli, stała obecność w telewizyjnym serialu, bycie ikoną popkultury, sceniczną gwiazdą czyni automatycznie mędrcem.

Seweryn w owym obłędnym zachowaniu nie jest sam. Trudno wyliczyć „występy" innych postaci ze świata artystycznego - jest ich bez liku. W przeszłości w podobnym tonie wypowiadali się Krystyna Janda, Daniel Olbrychski, Barbara Kurdej-Szatan i wielu innych. Do nowych „elit" dołączają pisarze, dziennikarze. Bo na to jest zapotrzebowanie społeczne.

Już nawet nie chodzi o to, że jednego dnia gra się filmową rolę bł. kard. Stefana Wyszyńskiego, wydaje płytę z kolędami, a drugiego bluzga na wizji (z tej racji m.in. zawód aktorski przez długi czas był profesją pogardzaną, marginalizowaną; dziś jest inaczej). Rzecz w tym, że takie sytuacje stanowią jawny dowód „obumierania kolejnych pól nadziei" - dowodem, że rynsztok płynie coraz bardziej wartko, że artyzm i piękno są w tragicznym odwrocie. I że wszystkim zaczyna rządzić hajs.

Wszystko się zmienia

Jeszcze w latach 60 ubiegłego wieku prof. Zenon Klemensiewicz pisał, że profesorowi uniwersytetu nie uchodzi nawet powiedzenie słów: „wtranżalać, zaiwaniać, wkurzać się, opierniczać kogoś". Gdy wobec kobiety nieopatrznie wypsnęła się jakaś „ku...a", to trzeba ją było pół roku przepraszać - tłumaczył prof. Jan Miodek w jednym z wywiadów. A dziś... Dziewczyny bluzgają mocniej od chłopaków. Kiedyś zasadniczo nie zdarzało się, by ojciec zaklął przy swoich dzieciach. Parę dni temu słyszałem, jak zdenerwowany trzydziestoparoletni tatuś w galerii handlowej wytrząsał się nad swoim kilkuletnim synem: „Czego, ty, k....a, wyjesz?! Zapier…aj do matki...". Tatuś wcale nie miał twarzy menela. Był dobrze ubrany, uśmiechnięty, miły dla ekspedientek. Tak samo, jak bohaterowie słynnych „taśm kelnerów" nagrywani onegdaj w ekskluzywnej warszawskiej restauracji: ministrowie, posłowie i senatorowie, biznesmeni i duchowni, mężczyźni i kobiety. Znani z telewizyjnych okienek, „gadające głowy" zasiedlające studia telewizyjne, z powagą i emfazą tłumaczący „jak jest" i „jak powinno być". Celebryci, wybrańcy narodu! Cedzący słowa przez dyplomatyczny durszlak... Okazało się, że to tylko przykrywka. Dramatyzmu całej sytuacji dodaje fakt, że po upublicznieniu dialogów praktycznie nikt z nagrywanych nie spalił się ze wstydu - cytowany wyżej Andrzej Seweryn wydał oświadczenie, iż było to... nagranie prywatne. Zero skruchy, poczucia niestosowności.

Chyba tak jest, że prymitywny język, jakim się posługiwali, nawet im nie szkodzi. Wręcz przeciwnie. Okazują się być „swojakami", co to i wypić, i miechem rzucić potrafią, jak trzeba. I potrafią „wstrzelić się" w głos ludu.

Czas na smutną pointę

Spsiała nam rzeczywistość. Zubożała. Śmieciowe jedzenie, śmieciowa elita, śmieciowy język. To codzienność. Oblepia ją błoto. Tzw. dobra młodzież, wychowana wedle nowych standardów, sika do zniczy modlących się staruszek, wypina gołe tyłki na marszach równości, maluje na transparentach genitalia, wpisuje w nie krzyż, obraz Madonny. Bo im wolno. Bo to jest sztuka! Tak, jak rzekomo w cywilizowany dyskurs wpisuje się rechot wybrańców narodu w polskim parlamencie w chwilach, gdy gwałcone są logika i zdrowy rozsądek.

Kto nauczy kolejne pokolenia kultury, szacunku do historii, przeszłości? Seweryn? Janda? Żebrowski? Dobrze, że mamy jeszcze wielu znakomitych aktorów, reżyserów, artystów, trzymających się z dala od tabloidowych ścianek i politycznych apanaży. Coraz trudniej, coraz ciaśniej im w ich świecie.
Ale w was nadzieja, drodzy Państwo!

Tytuł oryginalny

Słoma na salonach

Źródło:

Echo Katolickie nr 23

Autor:

ks. Paweł Siedlanowski

Data publikacji oryginału:

08.06.2023