Rozmowa Nikoli Kociubskiej (studentki Zarządzania Instytucjami Artystycznymi na Uniwersytecie Gdańskim) z Oliwią Kurlej - reżyserką spektaklu “Paperweights”, który powstał w ramach projektu studenckiego na zajęciach artystycznych z Tomaszem Kaczorowskim.
Biurowe boxy, uciekający autobus i dzień dobry, czyli „Śmierć pracownika” w studenckim wydaniu
Nikola Kociubska: Co Cię zainspirowało do stworzenia swojego spektaklu Paperweights?
Oliwia Kurlej: Zainspirowały mnie historie ludzi i wszystkie wydarzenia, których sama doświadczyłam, kiedy poszłam na studia, a nawet i trochę wcześniej. Podczas studiów zaczęłam pracować na poważnie w kulturze w ramach praktyk. Jednocześnie rozpoczęłam swoją pracę zarobkową. W związku z tym zaczęły docierać do mnie wszystkie te rzeczy, które się z tym wiążą, czyli takie nieustanne zagubienie czy jestem wystarczająco produktywna, czy to co robię ma sens. Poza tym, zainspirował mnie dramat Michała Kmiecika “Śmierć pracownika”, bo ten tekst został napisany w 2011 roku i chociaż minęło ponad 10 lat to jest nadal bardzo aktualny. To takie zagubienie wśród ludzi młodych, którzy są wrzuceni w rynek pracy, o którym nic nie wiedzą, który wymaga od nich jakiejś nadludzkiej produktywności. Ta produktywność nagle definiuje nas i naszą wartość jako ludzi.
NK: Jak wyglądał Twój proces twórczy?
OK: On się jeszcze nie zakończył, ale jeżeli chodzi o moją pracę reżyserską, to mam swój określony styl pracy. Zazwyczaj myślę bardzo obrazowo. Czytając tekst czy słuchając muzyki już trochę widzę jakbym ten konkretny utwór przedstawiła na scenie. Jeżeli chodzi o pracę z aktorami to układam im choreografię, obrazy, a oni zajmują się stricte pracą aktorską - czyli jak coś powiedzieć, z jaką intencją, chociaż z tymi intencjami też im czasem podpowiadam. Ale chciałabym odciążyć ich od tego, żeby myśleli o tym jak coś wygląda.
NK: A dla kogo jest ten spektakl?
OK: Spektakl kieruję głównie do ludzi młodych. Ale tak naprawdę wszyscy żyjemy w systemie kapitalistycznym i ten spektakl też o tym jest. O takiej pułapce, w którą jak już wejdziemy to z niej bardzo trudno jest uciec. No i myślę, że kieruję to do wszystkich, którzy się mierzą z tym absurdem życia i tym, że nieustannie udowadniamy swoją wartość tym, jak produktywni jesteśmy i gdzie jesteśmy zmuszeni do pracy zarobkowej.
NK: Co nietypowego Paperweights w sobie zawiera?
OK: Ten spektakl jest bardzo formalny, pracuję głównie nad ruchem scenicznym. Mam taką zasadę jak pracuję nad jakąś sceną, że chciałabym, żeby ten spektakl przede wszystkim był widowiskowy z naciskiem na jego wizualność, ale żeby właśnie za tą warstwą wizualną też kryło się uniwersalne przesłanie płynące z absurdalnego języka i groteskowej formy. Chciałabym też, żeby ten spektakl był zabawny.
NK: Czy pracowałaś już wcześniej jako reżyserka? Jakie uczucia się z tym wiążą?
OK: Reżyserowałam kilka scen, dwa filmowe shorty, ale to jest tak naprawdę mój pierwszy pełnometrażowy spektakl, bo tak właśnie myślę o Paperweights.(śmiech) Jest to duże wyzwanie, bo nawet reżyserując short trwający 3 minuty to jest to zajebiście dużo pracy dla reżysera, bo rzeczywiście się myśli o wszystkim, o każdym szczególe. Robiąc spektakl muszę się pilnować, żeby nie przejmować się każdym szczegółem, bo i tak mogą się one rozmywać w całości. Wiele rzeczy trzeba sobie odpuścić.
NK: A jakbyś miała opisać spektakl w kilku słowach?
OK: Hmm no powiedziałabym zero kurwa złoty i zero kurwa groszy*. To jest scena ze spektaklu. Trzy słowa, które opisałyby ten spektakl to absurd, praca i pułapka.
*Wers ze spektaklu Paperweights
Westernowe dorastanie dziewczynek, nostalgia i absurd, czyli wspólne wspomnienia oraz refleksja nad przemijaniem opowiedziane w studenckim projekcie performatywnym. Rozmowa Zuzanny Rajewicz oraz Magdaleny Kazały z osobami tworzącymi „Memento Koni” – Justyną Betańską, Feliksem Szostek, Jules Meller oraz Joanną Nowak.
Projekt został stworzony w ramach zajęć artystycznych z Tomaszem Kaczorowskim na kierunku Zarządzanie instytucjami artystycznymi na Uniwersytecie Gdańskim.
Zuzanna Rajewicz: Co Was zainspirowało do stworzenia czytania performatywnego pod tytułem „Memento Koni”?
Justyna Betańska: Głównym punktem zahaczenia były rozmowy o doświadczeniu dziewczyństwa i o tym, co nam się z nim kojarzy. Równie ważne w czasie tworzenia koncepcji były zajawki, które mieliśmy w tamtym momencie. Generalnie linia skojarzeniowa jest dosyć szeroka. Idziemy od doświadczenia koniarstwa, przez pralki…
Feliks Szostek: Tak! Odbyliśmy trochę rozmów na temat tego, co nas interesuje. Okazało się, że cechą wspólną wielu osób, w tym nas, jest to, że mają jakieś wspomnienie związane z końmi. Ja w ogóle mam jakieś dziwne skojarzenia z tym związane. (śmiech)
Jules Meller: Te przeżycia związane z końmi nie musiały być konkretnie jeździeckie. Po prostu okazało się, że w tym temacie każdy z nas ma bardzo dużo do powiedzenia, dorastaliśmy w podobnych warunkach w latach 2000.
FS: Uznaliśmy, że to jest bardzo ciekawy temat i posiada duży potencjał. Nie widzieliśmy żadnego spektaklu z tematyką hobby horsingu, aczkolwiek jest już kilka takich prac związanych z doświadczeniem koniarstwa…
JB: Związanych z kowbojstwem i pewnym feministycznym aspektem…
ZR: Czy wśród tych wspomnianych inspirujących zajawek są jakieś konkretne filmy, spektakle albo twórcy?
FS: Przede wszystkim chyba SIKSA, ponieważ w programie duetu przewijał się jakiś czas temu wątek związany z koniem i przeżyciem traumy związanej z koniarstwem. W spektaklu z ich udziałem pt. „O czynach niszczących opowieść” jest obecny zarówno motyw kowbojski i relacji międzyludzkich.
ZR: Justyna, Feliks, a jak wyglądał proces twórczy biorąc pod uwagę fakt, że jest Was dwoje i wspólnie reżyserujecie, tworzycie, piszecie.
JB: Wyszło to od wspólnych skojarzeń. Nawzajem uzupełnialiśmy swoje doświadczenia i poczucie estetyki oraz prowadzenie narracji. Rozmawialiśmy na temat wyzwań związanych choćby z dorastaniem jako dziewczyna, poruszająca się w świecie, który może być sprzyjający, ale jest też w nim dużo figur, które mogą ograniczać. Nasza współpraca opiera się na rozmowie i wzajemnym uzupełnianiu się.
FS: No tak. Rozmowa to słowo klucz. Właściwie my cały czas jesteśmy w procesie poszukiwania jakichś sposobów na to, jak komfortowo i z poszanowaniem wzajemnych granic porozmawiać o różnych, czasem trudnych, rzeczach. Proces twórczy to dla nas właśnie taka nieustanna rozmowa, sprawdzanie aktualności tematów i rozwoju spraw, które nas interesują, a więc i ciągła praca nad czymś, co mogłoby się wydawać już zakończone. W rezultacie efekt końcowy tego procesu, czyli czytanie performatywne, nie będzie tylko naszą zasługą, ale dialogiem wszystkich zaangażowanych w tworzenie, również osób performujących.
Magdalena Kazała: A co Waszym zdaniem ten projekt może zaoferować przeciętnemu odbiorcy?
JB: Ja bym chciała, żeby widz przede wszystkim odnalazł pewną frajdę i być może jakieś oczyszczenie związane z relacjami.
FS: Z… Jak to się mówi? Kurde zapomniałem słowa! (śmiech) A wiem! To nie jest kolejna pretensjonalna mieszczańska psychodrama! (śmiech)
JM: To jest trochę taka opowieść o dorastaniu czy może rozliczaniu się z takim czasem właśnie. Z pożegnaniem, przemijaniem, na przykład.
Joanna Nowak: To jest właściwie ujęcie tego momentu, kiedy przechodzi się już z tego etapu dorastania do dorosłości. Taka próba przejścia między tymi etapami.
JM: Tak… Dlatego chyba docelowym widzem jest osoba mniej więcej w naszym wieku, czyli młody dorosły około 20. roku życia. A może ktoś młodszy? Mam nadzieję, że fanom i fankom koni to też się spodoba! Zarówno młodszym i starszym.
FS: Chciałbym, żeby osoby, które zobaczą ten spektakl i które na przykład będą w naszym wieku zareagowały „Boże, ja też byłam koniarą!” albo „Konie też były obecne w moim życiu gdzieś w tle. Ciekawe, że ktoś posłużył się tym motywem…” A do starszych widzów – nawet jeśli nie zrozumiecie, to przynajmniej będziecie podświadomie wiedzieć, że to Wy zginęliście w tym pożarze. (śmiech)
MK: No właśnie, Jules i Asia, a czy Waszym zdaniem ktoś starszy znajdzie w tym coś dla siebie?
JM: Myślę, że tak.
JN: Tak, bo ta osoba kiedyś też przechodziła ten etap, więc jest to jakaś prawda uniwersalna.
JM: Dokładnie. Ten etap wracania do domu rodzinnego, który już nie do końca jest w tej postaci, w której się go zapamiętało, jest raczej uniwersalnym motywem. Każdy może znaleźć jakąś cząstkę siebie w tym przeżyciu. Tak nam się przynajmniej wydaje.
ZR: Justyna, Feliks, czy mieliście już okazję reżyserować? Jest z tym związana jakaś jedna konkretna emocja?
FS: Jak byłem w liceum, to miałem jedną wielką porażkę, związaną z próbą realizacji spektaklu według własnego scenariusza. To mnie bardzo straumatyzowało, ale to właściwie nie jest doświadczenie reżyserskie. To jest po prostu doświadczenie bycia głupim nastolatkiem! (śmiech)
JB: To jest po prostu mega trauma! (śmiech) Ja, jeśli mam okazję, to reżyseruję sceny, z którymi jestem związana aktorsko/performersko. Na przykład niedawno w Lublinie w ramach seminarium „New Theatre Generation”, organizowanego przez Teatr Wschodni, miałam okazję wyreżyserować performance „Perfobalkon” na tamtejszą Noc Kultury wraz z artystami z Węgier i Czech. Kiedy robiliśmy w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim polsko-islandzkie „Proximity”, ze względu na to, że była to praktyka do pewnego stopnia kolektywna, też miałam szanse zasugerować pewne rozwiązania lub stworzyć treści, niepolegające na aktorstwie, które znalazły się końcowo w spektaklu. Zatem moje doświadczenie reżyserowania zawsze się przewijało w projektach, w których uczestniczyłam. Jednak niewiele było okazji, w których było ono głównym fokusem. Właśnie dlatego cieszę się, że teraz przy „Memento Koni” możemy tworzyć i obrabiać te sytuacje sceniczne, kreować ten świat bez narzuconych programowo ram, za to z pełną autonomią twórczą i też dużą dozą zabawy, empatii. Tym bardziej, że wszystkie aspekty realizujemy kolektywnie, w tym także scenografię, bo de facto nie mamy scenografa i wszystko robimy sami od podszewki…
MK: Dosłownie od podszewki…
JB: Dosłownie! (śmiech) Cały proces sprawia bardzo dużą przyjemność.
MK: A jak opisalibyście spektakl w trzech słowach?
FS: Ziuu! Phhrrr… Jiiichaa! (śmiech)
JB: Wio koniku, hej!
Joanna Nowak: Absurdalny, nostalgiczny, estetyczny.
Jules Meller: Westernowe dorastanie dziewczynek.
Szczegóły wydarzenia znajdziesz na stronie Gdańskiego Archipelagu Kultury oraz na FB.
Wejście na spektakl jest całkowicie darmowe, jednak istnieje limit miejsc. By zapewnić widzom jak największy komfort wprowadzamy rezerwacje mailowe. By zapisać się na spektakl prosimy o wiadomość na adres: [email protected]