„Sceny z życia małżeńskiego” Ingmara Bergmana w reż. Katarzyny Minkowskiej z Narodowego Starego Teatru w Krakowie na XII Festiwalu Wybrzeże Sztuki w Gdańsku. Pisze Magda Mielke w Teatrze dla Wszystkich.
Ocena recenzenta: 7/10
W ramach przeglądu Wybrzeże Sztuki gdańska publiczność obejrzała krakowskie Sceny z życia małżeńskiego w reżyserii Katarzyny Minkowskiej. Reżyserka ożywia klasykę Ingmara Bergmana w sposób, który nie tylko oddaje esencję oryginalnego scenariusza, ale także prowokuje do gorzkiej refleksji nad współczesnymi relacjami. To nie tyle wierna rekonstrukcja szwedzkiego arcydzieła, co lustro, w którym odbija się nasze własne, często dysfunkcyjne życie uczuciowe. Kwintesencja teatru mieszczańskiego – sprawnie skrojonego, precyzyjnie zagranego i nie wychylającego się poza bezpieczne granice dobrego smaku.
Spektakl Sceny z życia małżeńskiego to adaptacja kultowego dzieła Ingmara Bergmana – serialu z 1973 roku, który Katarzyna Minkowska przenosi na współczesny grunt, zestawiając pierwotną problematykę z relacjami i językiem dzisiejszych związków. To swoiste pole badań nad bergmanowskim małżeństwem – reżyserka sprawdza, czy może ono funkcjonować w rzeczywistości zmienionej przez media społecznościowe, tempo życia i współczesne formy relacji.
Reżyserka postawiła na mocny gest: zamiast rekonstruować klasyczną historię, nie tylko ją uwspółcześniła, ale też rozbiła na trzy równoległe warianty tej samej relacji, ukazywane w różnych momentach życia bohaterów. Ten zabieg nadaje spektaklowi dynamiczną strukturę i pozwala obserwować, jak związek zmienia się pod wpływem upływu czasu, podejmowanych wyborów i piętrzących się niespełnionych oczekiwań. Wszystko to funkcjonuje w strukturze zderzeń: sceny wyjęte jeden do jednego ze scenariusza Bergmana zestawione są z nowymi ujęciami, które mają je odbijać jak lustro, pokazując różnice w języku, technologii komunikacji, ale także w warunkach życia.
Wielowarstwowość oddaje również scenografia Łukasza Mleczka – prosta, a zarazem pomysłowa. Obrotowa scena z krwistoczerwonymi meblami w mgnieniu oka transformuje przestrzeń: z sypialni w klub czy ulicę. Liczne lustra dodatkowo mnożą postacie, tworząc iluzję tłoku, a wykorzystanie kamer i czarno-białych projekcji na owalnym ekranie potęguje filmowy wymiar przedstawienia, nawiązując do oryginału.
Najmocniejszym elementem pozostaje jednak aktorstwo. Potrojenie głównej pary – Marianne i Johana – genialnie ukazuje różne fazy związku, a przy tym ilustruje powtarzalność pokoleniowych błędów. Młodzi: Natalia Kaja Chmielewska i Łukasz Szczepanowski – są namiętni, impulsywni. Środkowi: Magda Grąziowska jako influencerka-terapeutka i Szymon Czacki jako cyniczny wykładowca – świetnie pokazują etap znużenia w relacji, rozczarowania i nieuchronnego kryzysu. Starsi: Anna Radwan (wycofana, pełna tęsknoty) i Juliusz Chrząstowski jako chorujący na Alzheimera Johan (kameleon, budujący postać gestami – od arogancji po bezradność) – również wypadają bardzo przekonująco.
Komediowy kontrapunkt wprowadzają Ewa Kaim i Michał Majnicz jako poliamoryczna Katarina i Peter – para przełamująca schematy, próbująca luźniejszej formy relacji, ale równie krucha.
Wszystko jest tu poprawne, wszystko na swoim miejscu – jak w dobrze urządzonym salonie. I choć momentami adaptacja zanurza się w zbytniej dosłowności i melodramatyzmie, nawet te momenty, a także chwile przestoju i pauzy, odgrywają tu istotną rolę, pozwalając widzowi skonfrontować się z własnymi decyzjami. Spektakl oferuje komfortowe lustro, w którym można zobaczyć własne lęki i pragnienia.
Czy Bergman pokrył się kurzem? Absolutnie nie. Minkowskiej udaje się wydobyć z pierwowzoru najważniejszą prawdę: że miłość i cierpienie są w relacji nierozerwalne, a rozstania i powroty potrafią nakładać się na siebie tak, jak różne czasy w spektaklu – tworząc opowieść o miłości, z której nie da się wyjść bez blizn. Diagnoza stara jak świat.