Na pasku telewizyjnym przyszła ta wiadomość, a zaraz po tym TVP Kultura zapowiedziała, że wieczorem wyemituje jej recital z 1980 r. Wciśnięty w fotel patrzyłem na nią jak zawsze oniemiały i słuchałem "Tomaszowa", "Groszków", "Na moście w Avignon", "Cyganki", "Hercowicza", "Rebeki", "Grande Valse Brillante", "Pejzażu...".
Jak zawsze pojawiała się w smudze reflektora, zaśpiewała i znikała, nieodmiennie w luźnej, długiej, czarnej scenicznej sutannie, z krótko obciętymi włosami, choć wolałem ją, gdy miała dłuższe...
Żuk Opalski napisał kiedyś, że „określenie jej koncertów mianem recitalu piosenkarskiego czy nawet pieśniarskiego jest zubożeniem tej twórczości. Taka klasyfikacja staje się zaledwie niezdarnym wtłoczeniem fascynującego zjawiska w ciasne gatunkowe ramy". Miał rację.
Porównywania do Juliette Greco lub Edith Piaf były równie nietrafne, jak doszukiwanie się ekspresji legendarnej Sarah Bernhardt, fenomenu Ireny Eichlerówny czy energetyczności Krystyny Jandy, bo takie porównania mieliśmy pod ręką.