W piątek w wieku 79 lat zmarła Ewa Demarczyk. Artystkę wspominają zielonogórzanie.
Janusz Rewers, kabareciarz, miejski radny:
Odeszła Ewa Demarczyk. To jedna z tych wybitnych artystek, która miała pecha urodzić się w strefie nieanglojęzycznej, bo w anglojęzycznej zapewne podziwiałby ją cały świat. My, nad Wisłą, mieliśmy to niewymowne szczęście oklaskiwać „Czarnego Anioła” i jak to często bywa, jakoś chyba mało docenialiśmy po latach. Takie mam wrażenie. Pani Ewa była przed wieloma, wieloma artystami, których dziś podziwiasz, drogi Facebooku...
Jej twórczość dla wielu to będzie zapewne duże odkrycie. Odkrywajcie koniecznie. Lub wspominajcie.
Andrzej Draguła, ksiądz, publicysta:
Należę do tego pokolenia, które miało to szczęście podziwiać ją na scenie. Było to w roku 1993 albo 1994 w Lublinie. Ona nie śpiewała, hipnotyzowała śpiewem, a właściwie teatrem, w którym była jedynym autorem. Grała głosem, skupieniem, mimiką, oczami, kroplą potu, który spływał po kraniec brody. A potem przez wiele lat była Nieobecnością, ciszą, która przetaczała się hukiem przez sceny, na których już nie zaśpiewała. „...Konie wiszą kopytami nad ziemią...”.