EN

5.11.2020, 12:50 Wersja do druku

Ewa Głowacka: Zwiewny, dystyngowany czar

Choć nigdy nieobdarzona tytułem primabaleriny stołecznej sceny, przez wiele lat Ewa Głowacka była czołową pierwszą solistką baletu Teatru Wielkiego w Warszawie. Jej nazwisko w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych znali nie tylko miłośnicy tej dziedziny sztuki, lecz wręcz cała Polska. Tancerka zmarła w wieku 67 lat - pisze Katarzyna Gardzina w Ruchu Muzycznym.

fot. Leon Myszkowski/ mat. TW-ON

Była piękna, utalentowana i o świetnej technice, szybko więc otrzymała tytuł solistki, a potem pierwszej solistki (1977) warszawskiego zespołu. Tańczyła niemal wszystkie najważniejsze role z klasycznego repertuaru. Choć potrafiła być energiczną Carmen, to najpełniej i najdoskonalej wyrażała się w partiach zwiewnych istot oraz eleganckich, dystyngowanych kobiet. Przede wszystkim zaś była Sylfidą, Giselle, Wróżką Bzu, Królową Śniegu i oczywiście Odettą/Odylią w Jeziorze łabędzim. Ta najsłynniejsza i chyba najbardziej zaszczytna partia, o której marzą wszystkie tancerki, stanowi zwykle ukoronowanie kariery. Z dwóch scenicznych wcieleń - zaklętej w łabędzia księżniczki Odetty i Odylii, córki Złego Czarnoksiężnika - Ewa Głowacka zdecydowanie bardziej była tą pierwszą. Nie brakowało jej techniki ani temperamentu, by wcielić się w „czarnego łabędzia", ale jako Odetta była olśniewająca - melancholijna, smutna, rozczarowana, ale żarliwie kochająca i niemogąca się pogodzić z okrucieństwem świata oraz losu. Dzięki wysokiemu jak na ówczesne standardy wzrostowi i smukłej sylwetce dosłownie królowała na scenie, roztaczając posągowy czar. Gdy już przestała tańczyć, aż do 2015 roku wykonywała w spektaklach Teatru Wielkiego-Opery Narodowej tak zwane partie chodzone. Los oraz ówczesny dyrektor baletu warszawskiego Emil Wesołowski podarowali jej u schyłku scenicznego życia niezwykłą kreację: matki Julii w balecie Romeo i Julia Prokofiewa. Pani Capuleti w jej interpretacji nie była nieczułą matroną, w scenach z Julią była dobrą i troskliwą matką, choć nierozumiejąca miłosnych rozterek córki. A wszystko potrafiła idealnie spleść z dramatycznymi akcentami muzyki Prokofiewa... Odeszła wielka artystka. 

Tytuł oryginalny

Zwiewny, dystyngowany czar

Źródło:

„Ruch Muzyczny” nr 22