Ostatnimi czasy znajomi zaczęli zwracać mi uwagę, że teksty które zamieszczam, coraz częściej zamiast promować to, co w sztuce tworzy się najpiękniejszego, poświęcone są pożegnaniom wybitnych artystów, odchodzących z naszego świata zawsze zbyt szybko! To smutny znak czasu…
Wczoraj rano (19 października 2020r.) włączyłem telewizję i uderzyła mnie wiadomość o śmierci wybitnego aktora Wojciecha Pszoniaka, natomiast wieczorem spadłem z nóg…!
Zadzwonił do mnie mój tata z informacją, że nie żyje Ewa Głowacka – wybitna gwiazda baletu przełomu XX i XIX wieku!
Pani Ewo, pomimo tego, że nigdy osobiście tak wprost tego Pani nie powiedziałem, była Pani bardzo ważną dla mnie osobą! To Pani i Państwu Jakubczakom, Bożenie i Wiesławowi, zawdzięczam mój debiutancki gościnny występ w Warszawie. Dla 18 latka – proszę mi wierzyć – pierwszy koncert jako zawodowy tancerz to niezwykle ważne i niezapomniane emocjonalnie przeżycie. Odbyło się to dokładnie 8 grudnia 2008 roku w ówczesnej Sali Koncertowej „6.piętro” (obecnie siedziba Teatru 6. Piętro) w Pałacu Kultury i Nauki w ramach II Warszawskiego Wieczoru Choreograficznego. Pamiętam, jak długo rozmawialiśmy na bankiecie pokoncertowym o spostrzeżeniach dotyczących sztuki baletowej. To wtedy tak naprawdę się polubiliśmy, a ja platonicznie się w Pani inteligencji i osobowości zakochałem. Tak dużo łączyło moje myśli o patrzeniu na sztukę z tymi, które wypływały z Pani ust!
Jednak największe wrażenie zrobiło na mnie Pani podejście do swoich kolegów-artystów. Tak pięknie i mądrze się Pani o nich wypowiadała. Umiała Pani z niezwykłą atencją opowiadać o ich sukcesach, tak jakby cieszyła się Pani z nich nie mniej niż oni sami. Jednak potrafiła Pani również z niezwykle mądrą analizą zauważać popełniane błędy w sztuce baletowej, ale nawet gdy o nich Pani wspominała, to jakoś tak przyjemnie… zawsze z troską, nigdy ze złością… a przede wszystkim mądrze i refleksyjnie!
To czuli na co dzień nie tylko sami artyści, ale także wielbiąca Pani publiczność. Wieczorem zadzwoniło do mnie wiele osób chcąc przekazać mi smutną informację o Pani śmierci. Wśród nich był ceniony warszawski aktor Wiktor Skowroński, który śledził Pani losy od samych początków Pani wybitnej kariery. Od Julii w opero-balecie „Julia i Romeo” do muzyki Bernadetty Matuszczak i reżyserii Adama Hanuszkiewicza. Miała Pani wtedy zaledwie 17 lat i była jeszcze uczennicą Warszawskiej Szkoły Baletowej, a już widziano Panią jako pierwszoplanową postać w spektaklu na deskach najważniejszego teatru w Polsce czyli Opery Narodowej! Tak bardzo Wiktorowi zazdroszczę, że mógł być naocznym świadkiem Pani kariery. Wspominał także z wielką sympatią Pani mamę, Panią Danielę, pracującą przez wiele lat w kasie Teatru Wielkiego-Opery Narodowej!
Wśród osób, które mnie poinformowały o Pani śmierci była także ikona warszawskiego Teatru Wielkiego, nieoceniona inspicjent Pani
Teresa Krasnodębska, która napisała do mnie: „Odeszło w tym roku dużo nie tylko przyzwoitych ludzi, ale wspaniałych i bliskich sercu”. Zgadzam się Pani Tereso, a do tego grona, niestety zbyt wcześnie, dołączyła także Ewa Głowacka!
Mój cudowny tata Jarosław Świtała, będący na początku lat 80-tych kierownikiem baletu w bytomskiej Operze Śląskiej, wspomniał mi, że jedną z rzeczy których odżałować nie mógł, to moment kiedy nie doszło do Pani przyjazdu na gościnny spektakl w roli Odetty-Odylii w balecie „Jezioro łabędzie” do Bytomia. Musiała Pani odwołać przyjazd, ze względu na nagłe zastępstwo w Pani macierzystym i ukochanym Teatrze Wielkim w Warszawie. Kiedy pierwszy raz tata nas sobie przedstawił, a było to w roku 2007, gdy zasiadaliście wspólnie w jury konkursu baletowego „Złote Pointy” w Szczecinie, pamiętam, jak dowcipnie wspominaliście tę sytuację i jednym głosem, śmiejąc się utrzymywaliście, że jeszcze trzeba to nadrobić!
Wtedy nie mogło mi się śnić, że spotkam się kiedyś z taką legendą na jednej scenie! Jednak się udało… Miałem zaszczyt wspólnie występować z Panią na deskach Teatru Wielkiego w Warszawie, w swoim debiucie scenicznym, w balecie „Śpiąca Królewna”, w choreografii Jurija Grigorowicza, gdzie kreowała Pani postać Królowej. I później w ostatnich Pani spektaklach w karierze obserwując arcygenialne Pani kreacje jako: Pani Capulet w balecie „Romeo i Julia” w choreografii znakomitego Emila Wesołowskiego, potem jako Księżną, matkę Zygfryda, w „Jeziorze łabędzim” w choreografii Irka Muchamiedowa, następnie w mojej pierwszej premierze baletowej czyli „Annie Kareninie” w choreografii Alexieja Ratmanskyiego, gdzie budowała Pani postać Hrabiny Wronskiej, a na koniec, gdzie jako Babcia Klary występowała Pani w balecie „Dziadek do orzechów” w choreografii Schayka i Eaglinga!
Potem widywaliśmy się wielokrotnie na różnych wydarzeniach artystycznych. Pamiętam, jakby to było wczoraj, kiedy przez cudowny przypadek, wpadliśmy na siebie w Sopocie, na deptaku pod Teatrem Atelier im. Agnieszki Osieckiej. Spacerowaliście wraz ze swoim kochającym mężem, cenionym dyrygentem Bogdanem Olędzkim. Okazało się, że wspólnie przyjechaliśmy na recital Pana Piotra Beczały w ramach świetnie tworzonego festiwalu operowego NDI Sopot Classic. Jakież to było sympatyczne spotkanie! Tak Pani pięknie emanowała radością i uśmiechem! Tą nadzwyczajną ludzką dobrocią! Taką zawsze Panią zapamiętam! Z tego udanego artystycznie pobytu, głownie z tatą wspominaliśmy właśnie to przypadkowe nasze spotkanie!
Po raz ostatni widzieliśmy się jednak we Wrocławiu. Wraz z cenioną krytyk baletową Kasią Gardziną przyjechaliśmy na Pani premierę do Opery Wrocławskiej, gdzie wraz z Zofią Rudnicką znakomicie stworzyły Panie choreografię do baletu „Giselle”! Na bankiecie była Pani rozchwytywana. Udało nam się na szczęście chociaż uściskać i trochę porozmawiać. Wtedy natomiast głównie rozmawiałem z moimi koleżankami i kolegami tancerzami z Opery Wrocławskiej, z którymi dawno się nie widzieliśmy. Słowa uznania jakie kierowali w Pani kierunku, po wspólnej kilkumiesięcznej współpracy nad „Giselle”, były balsamem na moje serce! Tu pozwalam sobie przypomnieć swój tekst o tym znakomitym wydarzeniu artystycznym: http://sympatycysztuki.pl/premiera-giselle-w-operze…/…
Pani Ewo, zbyt dużo wybitnych artystów odeszło w tym roku! Pani jest wśród nich!
Dziękując osobiście za Pani cudowność pozostawioną dla tego świata, artystyczną i ludzką, obiecuję kierować się Pani radami i bezkompromisowo dbać o wartości naszego cudownego świata, które wspólnie uznawaliśmy!
Kłaniam się Pani tak pięknie, jak tylko Pani to potrafiła najpiękniej robić dla nas, na wszystkich scenach swojego życia…
Wielbiący Panią…
Oskar Świtała