EN

20.10.2020, 16:19 Wersja do druku

Nie żyje gwiazda polskiego baletu – wspomnienie o Ewie Głowackiej

fot. z archiwum Oskara Świtały

Ostatnimi czasy znajomi zaczęli zwracać mi uwagę, że teksty które zamieszczam, coraz częściej zamiast promować to, co w sztuce tworzy się najpiękniejszego, poświęcone są pożegnaniom wybitnych artystów, odchodzących z naszego świata zawsze zbyt szybko! To smutny znak czasu…

Wczoraj rano (19 października 2020r.) włączyłem telewizję i uderzyła mnie wiadomość o śmierci wybitnego aktora Wojciecha Pszoniaka, natomiast wieczorem spadłem z nóg…!

Zadzwonił do mnie mój tata z informacją, że nie żyje Ewa Głowacka – wybitna gwiazda baletu przełomu XX i XIX wieku!

Pani Ewo, pomimo tego, że nigdy osobiście tak wprost tego Pani nie powiedziałem, była Pani bardzo ważną dla mnie osobą! To Pani i Państwu Jakubczakom, Bożenie i Wiesławowi, zawdzięczam mój debiutancki gościnny występ w Warszawie. Dla 18 latka – proszę mi wierzyć – pierwszy koncert jako zawodowy tancerz to niezwykle ważne i niezapomniane emocjonalnie przeżycie. Odbyło się to dokładnie 8 grudnia 2008 roku w ówczesnej Sali Koncertowej „6.piętro” (obecnie siedziba Teatru 6. Piętro) w Pałacu Kultury i Nauki w ramach II Warszawskiego Wieczoru Choreograficznego. Pamiętam, jak długo rozmawialiśmy na bankiecie pokoncertowym o spostrzeżeniach dotyczących sztuki baletowej. To wtedy tak naprawdę się polubiliśmy, a ja platonicznie się w Pani inteligencji i osobowości zakochałem. Tak dużo łączyło moje myśli o patrzeniu na sztukę z tymi, które wypływały z Pani ust!

Jednak największe wrażenie zrobiło na mnie Pani podejście do swoich kolegów-artystów. Tak pięknie i mądrze się Pani o nich wypowiadała. Umiała Pani z niezwykłą atencją opowiadać o ich sukcesach, tak jakby cieszyła się Pani z nich nie mniej niż oni sami. Jednak potrafiła Pani również z niezwykle mądrą analizą zauważać popełniane błędy w sztuce baletowej, ale nawet gdy o nich Pani wspominała, to jakoś tak przyjemnie… zawsze z troską, nigdy ze złością… a przede wszystkim mądrze i refleksyjnie!

To czuli na co dzień nie tylko sami artyści, ale także wielbiąca Pani publiczność. Wieczorem zadzwoniło do mnie wiele osób chcąc przekazać mi smutną informację o Pani śmierci. Wśród nich był ceniony warszawski aktor Wiktor Skowroński, który śledził Pani losy od samych początków Pani wybitnej kariery. Od Julii w opero-balecie „Julia i Romeo” do muzyki Bernadetty Matuszczak i reżyserii Adama Hanuszkiewicza. Miała Pani wtedy zaledwie 17 lat i była jeszcze uczennicą Warszawskiej Szkoły Baletowej, a już widziano Panią jako pierwszoplanową postać w spektaklu na deskach najważniejszego teatru w Polsce czyli Opery Narodowej! Tak bardzo Wiktorowi zazdroszczę, że mógł być naocznym świadkiem Pani kariery. Wspominał także z wielką sympatią Pani mamę, Panią Danielę, pracującą przez wiele lat w kasie Teatru Wielkiego-Opery Narodowej!

Wśród osób, które mnie poinformowały o Pani śmierci była także ikona warszawskiego Teatru Wielkiego, nieoceniona inspicjent Pani

Teresa Krasnodębska, która napisała do mnie: „Odeszło w tym roku dużo nie tylko przyzwoitych ludzi, ale wspaniałych i bliskich sercu”. Zgadzam się Pani Tereso, a do tego grona, niestety zbyt wcześnie, dołączyła także Ewa Głowacka!

Mój cudowny tata Jarosław Świtała, będący na początku lat 80-tych kierownikiem baletu w bytomskiej Operze Śląskiej, wspomniał mi, że jedną z rzeczy których odżałować nie mógł, to moment kiedy nie doszło do Pani przyjazdu na gościnny spektakl w roli Odetty-Odylii w balecie „Jezioro łabędzie” do Bytomia. Musiała Pani odwołać przyjazd, ze względu na nagłe zastępstwo w Pani macierzystym i ukochanym Teatrze Wielkim w Warszawie. Kiedy pierwszy raz tata nas sobie przedstawił, a było to w roku 2007, gdy zasiadaliście wspólnie w jury konkursu baletowego „Złote Pointy” w Szczecinie, pamiętam, jak dowcipnie wspominaliście tę sytuację i jednym głosem, śmiejąc się utrzymywaliście, że jeszcze trzeba to nadrobić!

Wtedy nie mogło mi się śnić, że spotkam się kiedyś z taką legendą na jednej scenie! Jednak się udało… Miałem zaszczyt wspólnie występować z Panią na deskach Teatru Wielkiego w Warszawie, w swoim debiucie scenicznym, w balecie „Śpiąca Królewna”, w choreografii Jurija Grigorowicza, gdzie kreowała Pani postać Królowej. I później w ostatnich Pani spektaklach w karierze obserwując arcygenialne Pani kreacje jako: Pani Capulet w balecie „Romeo i Julia” w choreografii znakomitego Emila Wesołowskiego, potem jako Księżną, matkę Zygfryda, w „Jeziorze łabędzim” w choreografii Irka Muchamiedowa, następnie w mojej pierwszej premierze baletowej czyli „Annie Kareninie” w choreografii Alexieja Ratmanskyiego, gdzie budowała Pani postać Hrabiny Wronskiej, a na koniec, gdzie jako Babcia Klary występowała Pani w balecie „Dziadek do orzechów” w choreografii Schayka i Eaglinga!

Potem widywaliśmy się wielokrotnie na różnych wydarzeniach artystycznych. Pamiętam, jakby to było wczoraj, kiedy przez cudowny przypadek, wpadliśmy na siebie w Sopocie, na deptaku pod Teatrem Atelier im. Agnieszki Osieckiej. Spacerowaliście wraz ze swoim kochającym mężem, cenionym dyrygentem Bogdanem Olędzkim. Okazało się, że wspólnie przyjechaliśmy na recital Pana Piotra Beczały w ramach świetnie tworzonego festiwalu operowego NDI Sopot Classic. Jakież to było sympatyczne spotkanie! Tak Pani pięknie emanowała radością i uśmiechem! Tą nadzwyczajną ludzką dobrocią! Taką zawsze Panią zapamiętam! Z tego udanego artystycznie pobytu, głownie z tatą wspominaliśmy właśnie to przypadkowe nasze spotkanie!

Po raz ostatni widzieliśmy się jednak we Wrocławiu. Wraz z cenioną krytyk baletową Kasią Gardziną przyjechaliśmy na Pani premierę do Opery Wrocławskiej, gdzie wraz z Zofią Rudnicką znakomicie stworzyły Panie choreografię do baletu „Giselle”! Na bankiecie była Pani rozchwytywana. Udało nam się na szczęście chociaż uściskać i trochę porozmawiać. Wtedy natomiast głównie rozmawiałem z moimi koleżankami i kolegami tancerzami z Opery Wrocławskiej, z którymi dawno się nie widzieliśmy. Słowa uznania jakie kierowali w Pani kierunku, po wspólnej kilkumiesięcznej współpracy nad „Giselle”, były balsamem na moje serce! Tu pozwalam sobie przypomnieć swój tekst o tym znakomitym wydarzeniu artystycznym: http://sympatycysztuki.pl/premiera-giselle-w-operze…/…

Pani Ewo, zbyt dużo wybitnych artystów odeszło w tym roku! Pani jest wśród nich!

Dziękując osobiście za Pani cudowność pozostawioną dla tego świata, artystyczną i ludzką, obiecuję kierować się Pani radami i bezkompromisowo dbać o wartości naszego cudownego świata, które wspólnie uznawaliśmy!

Kłaniam się Pani tak pięknie, jak tylko Pani to potrafiła najpiękniej robić dla nas, na wszystkich scenach swojego życia…

Wielbiący Panią…

Oskar Świtała

Tytuł oryginalny

Nie żyje gwiazda polskiego baletu – osobiste wspomnienie o Ewie Głowackiej

Źródło:

Materiał nadesłany
Sympatycy sztuki
Link do źródła

Autor:

Oskar Świtała

Data publikacji oryginału:

20.10.2020