Logo
Recenzje

Między epokami, między mediami, między językami

27.12.2025, 12:56 Wersja do druku

„Między nami dobrze jest” Doroty Masłowskiej w reż. Patryka Warchoła w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Ewa Borowska

W inscenizacji Patryka Warchoła uwagę przyciąga nie to, co najbardziej oczywiste – unowocześnione rekwizyty czy multimedialne ramy – lecz głębsza próba reanimowania performatywności Masłowskiej w świecie, w którym przestała ona prowokować i stała się elementem codziennej kulturowej rutyny. Najciekawsze nie jest więc porównanie roku 2009 i 2025, ale napięcie między dwiema logikami odbioru: tą, którą pamięta pokolenie autorki, i tą, którą reprezentuje młody reżyser. Warchoł reaguje na to napięcie nie rewizją znaczeń, lecz przesunięciem perspektywy – z pytania „co Masłowska mówi o Polsce?” na „jak Masłowską dziś się odbiera?”.

To właśnie owo „jak” staje się jego najistotniejszym kluczem.

Reżyser jako kurator percepcji
Od pierwszej sceny widać, że Warchoł nie próbuje konkurować ani z legendarną realizacją Jarzyny, ani z autorską siłą tekstu. Jego strategia polega na kuratorowaniu sposobu patrzenia – na rozbijaniu kontaktu widza z dramatem na wiele równoległych kanałów odbioru. Multimedialność nie jest tu ozdobą, ale narzędziem ujawniającym fragmentaryczność współczesnej percepcji.

Widz musi nieustannie przeskakiwać między sceną, ekranem, telewizyjnymi wtrętami, memiczną animacją czy intymnym monologiem. Nie chodzi o ułatwienie odbioru Masłowskiej, lecz o pokazanie, że jednolity tryb słuchania jej tekstów przestał istnieć. Żyjemy w świecie, który wszystko natychmiast wchłania w logikę scrollowania. Warchoł nie próbuje temu zaprzeczać – przeciwnie, eksponuje ten stan jako nieusuwalny kontekst współczesnego uczestnictwa w kulturze.

Dlatego w jego inscenizacji to nie widz słucha tekstu, lecz tekst walczy o uwagę widza.

Masłowska jako medium, nie treść
Warchoł czyta dramat Masłowskiej nie jako komentarz społeczny, ale jako model pracy języka w przestrzeni rozproszonych, przerywanych komunikatów. W spektaklu ścierają się więc różne języki: pamięci (Babcia), codzienności (Halina i Bożena), kultury cyfrowej (Dziewczynka), autopromocyjnego performansu (Aktor/Reżyser) i medialnych narracji (Prezenterka, reklamy).

Reżyser nie ustanawia między nimi hierarchii. Każdy z tych języków jest równorzędną siłą walczącą o dominację. W ten sposób spektakl staje się polem językowej przepychanki – nie tyle interpretacją Masłowskiej, ile uruchomieniem jej tekstu jako materiału śledzącego tarcia między różnymi sposobami komunikowania się.

Nie aktualizacja, lecz ujawnianie upływu czasu
Warchoł nie próbuje wyrównać anachronizmów. Przeciwnie – eksponuje je, by podkreślić, że tekst, który był kiedyś diagnozą społeczną, dziś staje się dokumentem epoki. Reżyser nie udaje, że akcja dzieje się „tu i teraz”, lecz wyraźnie odsłania pęknięcie między zapisaną wizją świata a współczesnym krajobrazem kultury.

Hulajnoga zamiast roweru czy Biedronka zamiast Tesco są kosmetycznymi zabiegami, ale służą one temu, by różnica epok stała się widoczna. Warchoł nie tworzy więc spektaklu o Polsce 2025, lecz o Polsce 2009, odczytywanej przez generację 2025. Te dwa poziomy nakładają się na siebie jak przeźrocza, a w miejscach ich styku powstaje najciekawsza dramaturgia przedstawienia.

Pokoleniowy tuning zamiast reinterpretacji
Młody reżyser nie zmienia sensów Masłowskiej, lecz przesuwa progi wrażliwości, które decydują o tym, jak jej tekst rezonuje. W jego ujęciu polskość nie jest tematem centralnym, lecz jednym z efektów ubocznych rozpadu wspólnej przestrzeni interpretacyjnej. Spektakl nie opowiada więc o konflikcie pokoleń, lecz o braku kompatybilności ich formatów poznawczych.

Osowiała Staruszka wybrzmiewa tu mocniej nie jako strażniczka pamięci wojny, lecz jako ostatni użytkownik linearnej narracji w świecie, który narracyjność stracił. Jej monolog staje się nie tyle wspomnieniem, ile dowodem na to, że pewne opowieści nie mieszczą się już w rytmie współczesnej kultury.

Spektakl jako laboratorium dysonansu
Najciekawsze w inscenizacji Warchoła jest przyzwolenie na dysonans. Tempo ekranów i scen często się rozchodzi, rytmy aktorskie zderzają się z rytmem projekcji, a fraza Masłowskiej przepływa przez przedstawienie jakby w nie do końca swoim środowisku. Nie jest to efekt rozchwiania, lecz zamierzona strategia oporu wobec linearnych struktur dramatycznych.

Spektakl działa w takim samym trybie, w jakim działa współczesny świat: równolegle, przerywanie, interferencyjnie.

Reżyser jako mediator między tekstem a widzem
Warchoł pozostawia widzowi dużą przestrzeń do własnej interpretacji. Nie narzuca kierunku odczytania ani nie próbuje wszystkiego ujednolicać. Jego spektakl tworzy raczej ramę, w której każdy odbiorca może dopasować własną optykę – niezależnie od tego, czy pamięta premierę Jarzyny, czy zna Masłowską wyłącznie z licealnych lektur.

Testowanie Masłowskiej zamiast jej odświeżania
Warchoł nie stara się dowieść, że dramat jest „wciąż aktualny”. Wręcz przeciwnie – pokazuje, że aktualność nie jest kategorią, według której warto dziś oceniać tekst. Traktuje go jak materiał do testowania odporności współczesnej percepcji: co w nim nadal działa, co działa inaczej, a co utraciło swoją moc.

Nie buduje nowej interpretacji Masłowskiej, lecz tworzy nowy kontekst jej słuchania. „Między nami dobrze jest” w tej wersji nie opowiada o Polsce czy pamięci, lecz o zmienności medium, przez które przeżywamy kulturę, i o tym, jak zmienił się świat między momentem powstania dramatu a próbą jego współczesnej inscenizacji.

 

Tytuł oryginalny

Między epokami, między mediami, między językami

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Wiesław Kowalski

Data publikacji oryginału:

19.11.2025

Sprawdź także