EN

23.10.2023, 11:41 Wersja do druku

Kilka słów o West Endzie

Inne aktualności

Zaryzykuję stwierdzenie, że Londyn jest prawdziwą europejską mekką dla osób uprawiających turystykę teatralną. Na samym West Endzie znajduje się aż 39 czynnych teatrów, a przecież także poza nim mieszczą się znane i ważne ośrodki, jak chociażby National Theatre, The Globe, Donmar Warehouse czy Barbican. Spacerując po Londynie, naprawdę nie sposób jest nie natknąć się na jakiś teatr. Ich afisze kuszą zarówno propozycjami musicalowymi (West End nie bez powodu nazywany jest europejskim Broadwayem), jak i tymi z teatru dramatycznego, często okraszonymi wielkimi nazwiskami znanymi z filmu i telewizji. Specyfika życia teatralnego w Londynie jest jednak nieco odmienna od tej znanej polskiemu widzowi. Większość różnic jest następstwem funkcjonowania systemu producenckiego, w którym to z danym teatrem jest podpisywana umowa najmu na określony czas w celu wystawienia konkretnej produkcji, a ponieważ za powstanie spektaklu odpowiada zespół producencki, to z systemem tym wiążą się także otwarte castingi. Zazwyczaj pokazy konkretnego tytułu z daną obsadą trwają od 8 do 10 tygodni. Jeśli produkcja okaże się cieszyć dużym zainteresowaniem, to – zwłaszcza w przypadku musicali – często przedłużany jest okres jej wystawiania, jednak wiąże się to ze zmianą dużej części zespołu aktorskiego (zwłaszcza odtwórców głównych ról). Aktualnym londyńskim rekordzistą jest sztuka The Mousetrap, czyli Pułapka na myszy autorstwa Agathy Christie, która jest wystawiana niemal nieprzerwanie (z wyjątkiem okresu rocznego zamknięcia teatrów w wyniku pandemii w 2020 roku) od 1952 roku. Najwięcej razy granym musicalem jest natomiast Les Misérables, który w tym roku przekroczył granicę 15 000 pokazów. Ponadto oryginalne produkcje westendowskie mogą także liczyć na transfer na Broadway, jeśli tylko przyciągną wystarczającą uwagę amerykańskiej publiczności.

Oczywistym wnioskiem jest, że jeśli firmy i agencje producenckie wykładają duże pieniądze na realizację spektaklu, to zależy im, aby na takim projekcie zarobić. Potencjał marketingowy produkcji jest szczegółowo analizowany na długo przed jej premierą. Podobnie jak w przypadku świata filmowego, często prowadzi się rankingi box office’owe. Podczas wizyty w teatrze można zakupić nie tylko pamiątkowy program, ale także różnego rodzaju gadżety związane z danym tytułem – zaczynając od przypinek i kubków, a kończąc na koszulkach, bluzach i innych elementach garderoby. Zresztą samo wyjście do teatru ma poniekąd pełnić funkcję wydarzenia towarzyskiego. Widzowie przybywają na miejsce często już nawet na godzinę przed spektaklem, aby z przyjaciółmi napić się drinków w barze. Dużo produkcji oferuje specjalne bilety, w ramach których przed pokazem serwowana jest elegancka kolacja. Napoje i przekąski można także zamówić zdalnie w przerwie, z dostawą na swoje miejsce, korzystając z umieszczonych na siedzeniach kodów QR. Są to rozwiązania, które powoli przenikają także do polskiej rzeczywistości teatralnej. Pamiętam jednak, jak dużym szokiem kulturowym było dla mnie, gdy zorientowałam się, że widzowie mogą spożywać swoje napoje alkoholowe w trakcie spektaklu, a w antrakcie pracownicy teatru chodzą między siedzeniami i sprzedają lody w pojemnikach. Jeśli jednak komuś pojawiają się skojarzenia z seansami kinowymi, w trakcie których ktoś z widzów siorbał podczas picia lub głośno chrupał popcorn, to należy zaznaczyć, że publiczność brytyjska jest zazwyczaj niezwykle zdyscyplinowana i gdy ktoś zachowuje się za głośno, od razu jest uciszany przez osoby z najbliższego otoczenia.

Chęć osiągnięcia sukcesu komercyjnego nie oznacza bynajmniej, że spektakle westendowskie nie cechują się wysoką wartością artystyczną. Uznanie ze strony krytyków jest bardzo pożądane, a nominacja do Nagrody Oliviera – brytyjskiego odpowiednika Nagrody Tony – to często gwarancja, że spektakl zostanie przedłużony na kolejny sezon. Na sukces składa się zarówno dobrze przemyślany marketing, jak i ciągłe zaskakiwanie widzów, oferowanie nowych interpretacji znanych sztuk czy też świeżego spojrzenia na jakiś gatunek. I choć eksperymentalność kojarzy się głównie ze sceną offową, to i na West Endzie nie brakuje przestrzeni dla odważnych projektów. Aktualny sezon teatralny zaskoczył już świetnym spektaklem Vanya w reżyserii Sama Yatesa, bazującym na Wujaszku Wani Czechowa, w którym wszystkie role odgrywa Andrew Scott (znany m.in. z ról w Fleabag i Sherlocku). Na luty z kolei zaplanowana jest premiera adaptacji Portretu Doriana Graya Wilde’a, w której analogicznie we wszystkie postaci wcieli się Sarah Snook (aktualnie najbardziej kojarzona z rolą Shiv Roy w serialu Sukcesja).

Liczy się doświadczenie: witajcie w Kit Kat Club

Podczas swojej ostatniej wizyty w Londynie miałam okazję nareszcie obejrzeć nową adaptację musicalu Cabaret w reżyserii Rebekki Frecknall, która swoją premierę miała w grudniu 2021 roku, a w oryginalnej obsadzie grał m.in. Eddie Redmayne oraz Jassie Buckley. Spektakl zdobył siedem Nagród Oliviera, a na przyszły rok zapowiedziano jego transfer na Broadway. Jest to bardzo dobry przykład ilustrujący, jak na West Endzie można skrupulatnie projektować doświadczenie widza związane z wizytą w teatrze.

Musical jest wystawiany w Playhouse Theatre, który na cele widowiska został przetransformowany w Kit Kat Club. Po sprawdzeniu biletów przed budynkiem teatru, widzowie kierowani są w stronę niewielkiego wejścia prowadzącego schodami w dół do piwnicy. Gdzieniegdzie odrapane ściany są ozdobione graffiti lub plakatami, nad głowami widać srebrne rury wentylacyjne. Całość przywodzi na myśl wejścia do barów speakeasy z czasów prohibicji. W wąskim korytarzu po prawej stronie widać okienko, na którego parapecie stoją rzędami kieliszki z alkoholem. Barman każe gościom poczęstować się. Następnie wręczane są wszystkim specjalne naklejki, aby zakryć nimi obiektyw w telefonie – od tego momentu robienie zdjęć i filmowanie jest surowo zakazane. I nic dziwnego, bo właśnie wkracza się w przestrzeń Kit Kat Clubu. Składają się na niego trzy piętra, każde z własnym barem i utrzymane w jednolitej kolorystyce – najniższe piętro jest zdominowane przez czerwień, środkowe – złoto, a najwyższe – zieleń. Dookoła można obserwować występy artystów kabaretu – tańczą oni na barze, grają na akordeonach i innych instrumentach, prezentują układy pantomimiczne i zalotnie uśmiechają się do gości. Barmani ubrani są w jednolite fartuchy z emblematem Kit Kat Clubu. Menu oferuje drinki, wino i szampana (serwowanego oczywiście w szerokich kieliszkach). Widz odnosi wrażenie, jakby naprawdę przeniósł się do Berlina lat trzydziestych XX wieku. Efekt ten jest jeszcze bardziej spotęgowany, gdy usiądzie się na widowni i dostrzeże okrągłą scenę, po której obu stronach postawiono stoliki restauracyjne dla gości. Publiczność nie ogląda spektaklu teatralnego, lecz uczestniczy w pokazie berlińskiego kabaretu.

Budowanie immersyjności doświadczenia teatralnego, przez twórców musicalu Cabaret wniesione na zupełnie nowy poziom, nie jest czymś nowym na West Endzie. Bardzo często na potrzeby jakiegoś tytułu przekształceniu ulega całe wnętrze teatru. Dobrym przykładem jest chociażby Wicked, wystawiane w Apollo Victoria Theatre od około dwudziestu lat, gdzie nawet obicia foteli i dywany mają ikoniczny dla musicalu zielony kolor. Z kolei twórcy Moulin Rouge! postawili na bardzo rozbudowaną i widowiskową scenografię, z gigantycznym czerwonym wiatrakiem i głową słonia na bocznych balkonach, wchodzącymi wręcz w przestrzeń zarezerwowaną dla publiczności. Wszystkie takie zabiegi niezmiennie przyciągają nowych widzów.

Gwiazdy na wyciągnięcie ręki

W przypadku teatru dramatycznego wystawianego na West Endzie, gwarancją wzbudzenia zainteresowania publiczności jest zazwyczaj obsadzenie w jednej z głównych ról tak zwanego A-listera, czyli aktora lub aktorki znanych szerokiej publiczności z popularnych filmów i seriali. Bardzo często wówczas wokół takiej osoby budowany jest cały projekt, a czasami to właśnie aktorzy są jego inicjatorami. Tylko w obecnym sezonie teatralnym na londyńskich deskach można zobaczyć na żywo m.in. Iana McKellena, Matta Smitha, Davida Tennanta, Kennetha Branagha, Andrew Scotta, Luke’a Evansa, Josepha Fiennesa, Kristin Scott Thomas oraz Lily James. Takie przedstawienia są okazją dla łowców autografów, ponieważ po każdym spektaklu aktorzy wychodzą do swoich fanów i czasami można z nimi zamienić kilka zdań przy stage door. Ale w przypadku brytyjskiej sceny teatralnej znane nazwisko jest przede wszystkim gwarancją aktorstwa na najwyższym poziomie. Wynika to z tego, że w Anglii nie ma tradycji dzielenia szkół aktorskich na teatralne i filmowe – każda z istotniejszych instytucji przygotowuje swoich adeptów do pracy przede wszystkim na deskach teatralnych. Oczywiście wraz ze zmieniającym się rynkiem pracy i zapotrzebowaniem studentów pojawiają się kursy nastawione na pracę z kamerą czy na planie filmowym, ale to występy na żywo przed publicznością są podstawą kształcenia. Brytyjscy aktorzy otwarcie mówią o tym, że ich kraj nie miałby dobrej telewizji i nagradzanych Oscarami filmów bez kwitnącej sceny teatralnej.

Barierą dla wielu widzów są oczywiście ceny biletów. Temat ten rozgorzał wyjątkowo intensywnie w brytyjskim środowisku teatralnym po pandemii, która doprowadziła do ich jeszcze większego wzrostu. Najtańsze bilety kosztują około 30 funtów, ale dotyczy to tylko wybranych spektakli i są to często miejsca z ograniczoną widocznością, znajdujące się na najwyższym balkonie. Za miejsce na parterze trzeba zazwyczaj zapłacić przynajmniej 100 funtów. Mimo tego najciekawsze tytuły wyprzedają się w bardzo szybkim tempie. Coraz częściej jednak pojawiają się głosy, że West Endowi grozi syndrom Broadwayu, dla którego głównym źródłem przychodów stali się w pewnym momencie turyści. Teatry starają się reagować na tę sytuację poprzez wprowadzanie loterii biletowych i zniżkowych biletów dla studentów i osób poniżej 30 roku życia. Ciekawym rozwiązaniem, zwiększającym dostępność, jest projekt National Theatre Live, w ramach którego rejestracje przedstawień są dystrybuowane w kinach na całym świecie. Początkowo były to tylko produkcje sygnowane przez National Theatre, jednak obecnie coraz częściej uwieczniane są także inne spektakle, w których pojawiają się znani aktorzy i które cieszą się dużą popularnością. Powstała również specjalna platforma streamingowa, na której za opłatą udostępniane są wybrane tytuły. Brytyjski teatr dramatyczny może dzięki temu zagościć w domach na całym świecie. Na podobny przełom w kwestii musicali nie ma jednak raczej co liczyć i wciąż jedyną możliwością, aby się z nimi zapoznać, jest wyprawa do Londynu.

Tytuł oryginalny

KILKA SŁÓW O WEST ENDZIE

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Aleksandra Wach

Data publikacji oryginału:

19.10.2023

Wątki tematyczne