Logo
Magazyn

Helena Wilda-Kowalska (06.01.1933-30.08.2025). Pożegnanie

9.09.2025, 16:57 Wersja do druku

Była pierwszą nie-Żydówką w zespole Państwowego Teatru Żydowskiego w Warszawie, do zespołu którego zaprosiła ją Ida Kamińska, z czego Helena Wilda-Kowalska była zawsze bardzo dumna. Po latach przerwy w uprawianiu zawodu aktorki wróciła na pewien czas na scenę. Helena Wilda-Kowalska zmarła 30 sierpnia 2025 – pisze Rafał Dajbor.

Inne aktualności

Urodziła się w Warszawie 6 stycznia 1933 roku. Początki jej kariery wiążą się z teatrami Białegostoku, Elbląga i Torunia, miała okazję zmierzyć się wtedy z rolami m.in. Zerbinetty w "Szelmostwach Skapena" Moliera, Olivii w "Wieczorze Trzech Króli" Szekspira, Skierki w "Balladynie" Słowackiego, Hesi w "Moralności pani Dulskiej" Zapolskiej. Przez pewien czas pracowała w stołecznym Teatrze Ziemi Mazowieckiej. Gdy w 1959 roku Ida Kamińska zaprosiła ją do roli Cyne w "Zielonych polach" Pereca Hirszbejna, nie od razu zdecydowała się nauczyć języka jidysz i związać z żydowską sceną już do końca kariery. Jednak od 1964 roku grała już tylko w tym teatrze, pod dyrekcją Idy Kamińskiej, a potem Juliusza Bergera oraz – najdłużej – Szymona Szurmieja. Tu dwa razy zagrała wymarzoną rolę żydowskich aktorek – Leę w "Dybuku" An-skiego, w inscenizacjach Chewela Buzgana (1970) i Szymona Szurmieja (1973).

Jednak w latach 80. XX wieku zafascynował ją tarot, przepowiadanie przyszłości, zjawiska ezoteryczne. W 1990 roku odeszła ze sceny i przez kilkanaście lat jej nazwisko pojawiało się regularnie np. na łamach czasopisma "Nieznany świat", ale nie na teatralnym afiszu. W pewnym momencie zerwała z tą działalnością. Powiedziała mi kiedyś, że doszła do wniosku, iż próby przepowiadania ludziom przyszłości to odzieranie ich z wolnej woli. W 2006 roku postanowiła wrócić do aktorstwa. Lena Szurmiej reżyserowała wówczas "Sen o Goldfadenie", a pani Helena wróciła na scenę rolą Bube Jachne w tym spektaklu, w którym miałem okazję grać jakąś niewielką rólkę. Z przyjemnością patrzyłem podczas prób na tę znakomitą aktorkę, która po wielu latach poza zawodem z łatwością odnajdywała się na scenie – w słowie, w ruchu, w piosence.

Helena Wilda-Kowalska mieszkała wówczas po sąsiedzku ze mną – na Powiślu. Szybko się polubiliśmy, a pani Helena stwierdziła, że skoro i tak wraca zawsze z Placu Grzybowskiego taksówką, to będzie mnie podwoziła do domu. I tak było – po wielu spektaklach, w których miałem okazję z nią występować, gdyż pani Helena nie tylko brała udział w nowych premierach, ale i weszła do scen zbiorowych w granych już spektaklach, takich jak np. "Kamienica na Nalewkach", czym mi zaimponowała, bo wiele innych aktorek z jej dorobkiem i talentem tego rodzaju "statystowanie" uważałoby za wręcz uwłaczające. Ale nie pani Helena, która była głodna sceny po latach poza teatrem i jak sama mi mówiła – chce po prostu na starość mieć przyjemność zarabiania pieniędzy w zawodzie, która okazał się być jej zawodem ukochanym.

Gdy już nie miała sił występować na scenie – zamieszkała w Domu Aktora Weterana w Skolimowie. Nie czuła się tam na początku najlepiej, nawet na jakiś czas przeniosła się do innej placówki, ale ostatecznie do Skolimowa wróciła. Niekiedy przyjeżdżała do Teatru Żydowskiego na spotkania, np. bożonarodzeniowo-chanukowe. Na długo przed śmiercią wybudowała sobie piękny nagrobek w kwaterze aktorów na cmentarzu parafialnym w Konstancinie-Jeziornie i tam została pochowana, a w pogrzebowej mszy żałobnej w konstancińskim kościele nie zabrakło zarówno aktorów Teatru Żydowskiego, z dyrektorką tej sceny Gołdą Tencer na czele, jak i przedstawicieli Domu Aktora Weterana w Skolimowie.

Źródło:

Materiał nadesłany

Autor:

Rafał Dajbor

Sprawdź także