Logo
Recenzje

Artystyczna niezależność pod lupą

25.05.2025, 16:45 Wersja do druku

„Czuję wstyd, żyjąc w takim świecie” Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina z Teatru Fredry w Gnieźnie na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Dawid Stube / mat. teatru

Spektakl „Czuję wstyd, żyjąc w takim świecie” to teatralna próba zmierzenia się z figurą Stanisławy Przybyszewskiej jako artystki bezkompromisowej, świadomie marginalnej, uosabiającej ideę „sztuki dla sztuki” w jej najbardziej radykalnym wymiarze. Twórcy przyglądają się ostatnim latom jej życia, przedstawiając ją jako postać rozdwojoną między duchową absolutyzacją sztuki a cielesną degradacją wynikającą z ubóstwa, izolacji i uzależnienia. Spektakl rozpięty jest pomiędzy biografią a performatywnym komentarzem, pomiędzy historyczną rekonstrukcją a współczesnym autoportretem środowiska artystycznego.

Narracja przedstawienia została zbudowana na zasadzie swobodnej asocjacji – przechodzimy przez kolejne epizody ze świata Przybyszewskiej, w których pojawiają się zarówno osoby realne (ojciec, mąż, przyjaciółka), jak i bohaterowie jej wyobraźni. Konstrukcja ta przywodzi na myśl strumień świadomości – fragmentaryczny, oniryczny, nie zawsze spójny, co wydaje się zabiegiem celowym, mającym oddać chaos umysłu autorki Sprawy Dantona. Niektóre sceny balansują na granicy halucynacji i cytatu z życia, inne pełnią funkcję publicystycznych komentarzy. Twórcy świadomie komplikują relację czas–przestrzeń, przeplatając akcję projekcjami wideo, dokumentalnymi odniesieniami i gestami autotematycznymi.

Na poziomie inscenizacyjnym spektakl opiera się na dość czytelnej i nieco przewidywalnej strukturze. Scenografia autorstwa Łukasza Surowca i kostiumy Rafała Domagały zbudowane są na zasadzie kontrastów: ciasnota i chłód gdańskiego baraku Przybyszewskiej zestawione zostają z bielą i symboliczną otwartością przestrzeni zewnętrznej. Te rozwiązania, choć spójne z tematem, nie wnoszą wiele nowego do języka teatralnego – są raczej ilustracyjne niż pogłębione. Aktorzy, poruszający się pomiędzy cytatem z epoki a współczesną stylizacją, tworzą figury zamiast żywych postaci. Joanna Żurawska jako Przybyszewska próbuje budować kreację silnej, wręcz tytanicznej kobiety, oscylującej między egzaltacją a chłodnym dystansem, niepozbawionej jednak cech narcystycznych. Michał Czachor jako Stanisław Przybyszewski oferuje bardziej zdystansowaną, autoironiczną postać – artysty-konformisty, który z dekadenckiej legendy przeobraża się w postać bliską współczesnemu celebrycie. Maciej Hązła jako Robespierre pełni funkcję zdegradowanego symbolu – obecny, ale wyblakły, jakby nie do końca potrzebny. Michał Karczewski i Kamila Banasiak wnoszą nieco ciepła i emocjonalnego kontrapunktu, jednak ich role również pozostają podporządkowane dominującej, narracyjnej konstrukcji.

Spektakl otwierają i zamykają gesty autotematyczne – aktorzy wychodzą do foyer, prosząc o uznanie i polubienia. Ten zabieg uświadamia widzowi, że teatr nie tylko opowiada o artystach, ale też sam znajduje się w mechanizmach rynkowych, z którymi próbuje polemizować. W tym sensie „Czuję wstyd…” jest też manifestem środowiskowym – mówi o cenie, jaką płaci się za niezależność, o nieustannej grze pomiędzy ideowością a realiami produkcji artystycznej. Pojawiają się pytania: co dziś znaczy „nie sprzedać się”? Czy możliwe jest życie dla sztuki w świecie opartym na lajku i grantach? Czy duchowość może istnieć bez instytucjonalnego wsparcia?

Przedstawienie – choć formalnie może sprawiać wrażenie dopracowanego i konsekwentnie przemyślanego – emanuje pewną sztucznością i nadmierną kontrolą. Każda z jego warstw (wizualna, aktorska, ideowa) wydaje się podporządkowana jasno zarysowanej tezie, co nadaje mu charakter zamkniętej konstrukcji. To raczej manifest upozorowany na spektakl niż organiczne wydarzenie teatralne – bardziej narracyjny wykład niż żywe, pulsujące przeżycie. W rezultacie całość sprawia wrażenie chłodnej kalkulacji – spektakl może imponować strategią, ale przez nadmiar konceptualnej spójności traci na emocjonalnej sile oddziaływania. To teatr bardziej do odczytania niż do przeżycia, precyzyjny w diagnozie, ale odrobinę zamknięty na widza.

Tytuł oryginalny

Artystyczna niezależność pod lupą

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Wiesław Kowalski

Data publikacji oryginału:

25.05.2025

Sprawdź także