Nie mogę milczeć w obliczu personalnej nagonki, w jaką przekształciła się dyskusja pod piórem Andrzeja Żurowskiego - pisze prof. Zbigniew Majchrowski. - I takowym zniewolony imperatywem, z olimpijskim obiektywizmem daje Profesor właściwy odpór mojemu biciu retorycznej piany. A że, jak wyznaje, nie dostrzega żadnej istotnej różnicy w poziomie artystycznym Wybrzeża za Nowaka i za Orzechowskiego - pal sześć - Andrzej Żurowski odpowiada Zbigniewowi Majchrowskiemu na łamach Gazety Wyborczej - Trójmiasto.
Zbyć tego jednak nie sposób bezdusznym wzruszeniem ramion, że ot, krótkowidz i trudno by z nim gadać o kolorach; przenikliwie wszak dojrzał mój jakoby pełen sentymentu wspomnień czaro Nowakowych czasach i przejrzał, iż nie dziwota, skoro wonczas w repertuarze Wybrzeża znajdował się scenariusz... mojego autorstwa. Podłość insynuacji razić by mogła tylko pozornie, bowiem rzeczywiście: mój scenariusz grano. Rozglądam się przeto za włosiennicą. Wypraszam sobie natomiast imputowania mi rzekomego wdania się w personalną nagonkę. W pyskówkę - nawet z Tobą, Zbyszku - wciągnąć się nie dam. Nie sprowokują mnie ani małostkowe zgryźliwości ad personam, ani nawet tak bezczelne insynuacje. Na frazeologię machnijmy ręką; może istotnie na starość ślepnąć zaczynam i głuchnąć, skórom nie dosłyszał i nie dostrzegł, iż w swym artykule Żurowski rzuca się krzycząc... A choćby i szeptem nie mam zamiaru wdawać się w wyceny, kto i kiedy gra gorzej,