„Ptaki ciernistych krzewów. Rzecz o miłości w kościele" w reż. Jędrzeja Piaskowskiego z Teatru Polskiego w Bydgoszczy na XV Festiwalu Nowe Epifanie w Warszawie. Pisze Justyna Kozłowska w „Teatrologii.info”.
Po popularnym w latach 80. serialu, opartym na powieści australijskiej pisarki Colleen McCullough, w bydgoskim spektaklu pozostało niewiele: jedynie tytuł i temat miłości w Kościele. Hubert Sulima, autor scenariusza, historię osadził w niedalekiej przyszłości. Może po to, by dać czas jednej z postaci – modelce Anji Rubik – zmienić zawód, skończyć studia i stać się psychoterapeutką specjalizującą się w pomocy osobom duchownym i zakonnym.
Spektakl grany jest przez dwie godziny bez tradycyjnego antraktu. Po godzinie następuje „przerwa wewnętrzna”, w czasie której przed chwilą obejrzane widowisko, odegrane przez zakonnice i księży, okazuje się częścią seansu psychoterapeutycznego. Jego będący w kryzysie wiary uczestnicy w ramach terapii przedstawiają swoje marzenia, pragnienia, lęki. Są to osoby w różnym wieku i z różnym, jak mówią, „stażem w branży”, ale tak się złożyło, że wszyscy marzą o miłości homoseksualnej. Grająca Anję Rubik Małgorzata Witkowska spieszy z wyjaśnieniem, że przyczyną tak monotematycznych pragnień pacjentów jest fakt, iż jesteśmy w Warszawie – heteroseksualne marzenia odgrywano tydzień wcześniej w Bydgoszczy. To niejedyne pretensjonalne mrugnięcia okiem puszczane do festiwalowej publiczności, przypominające o tym, w jakim mieście oglądamy spektakl.
Przedstawienie zwraca uwagę oryginalnością kostiumów (ich autorem jest Rafał Domagała), mocno podkreślonych reżyserią światła (także Huberta Sulimy). Zakonnice noszą kolorowe suknie w różnych krojach, mniej lub bardziej nawiązujące do tradycyjnych habitów. Z kolei ostentacyjnie bogaty fioletowy kostium Arcybiskupa (Jerzy Pożarowski) przypomina raczej damskie fatałaszki. Pożarowski stworzył tu dobrą rolę starego człowieka znudzonego życiem oraz swoim niby-powołaniem. Przepełniony jest wstrętem do zakonnic i młodych naiwnych księży. Ożywia się chwilami, gdy podkreśla swoje arcybiskupie „ja” lub przyznaje się do marzenia o pochówku w katedrze w ostatnim wolnym tam miejscu. Pożarowskiemu partneruje równie dobry Adam Graczyk grający księdza – kochanka i opiekuna, który z przerysowanym pietyzmem przytnie arcybiskupie paznokcie, pomaluje usta, pomoże wybrać odpowiedni pierścień.
Michalina Rodak w pierwszej części odgrywa rolę demonicznej siostry mającej widzenia i poruszającej się z nieodłącznym atrybutem – laską, którą czasem fantazyjnie zawiesza sobie na pasie. Małgorzata Trofimiuk pozostanie z kolei w pamięci jako znerwicowana siostra walcząca o pamięć o ofiarach kościelnej pedofilii. I tu pojawia się istotny problem spektaklu, bo dobry zespół aktorski niestety nie jest w stanie przykryć słabego scenariusza, wyrastającego z zupełnego niezrozumienia tego, czym jest chrześcijaństwo, w tym przypadku katolicyzm.
Gdy postać grana przez Trofimiuk domaga się od Arcybiskupa prawnego wypełnienia sformułowanych przez nią postulatów, wrzuca do jednego worka pedofilię i celibat, tak jakby to drugie było przyczyną pierwszego. Piaskowski zrealizował spektakl wpisujący się w powierzchowną i bardzo przewidywalną krytykę instytucji Kościoła katolickiego. To kolejna zmarnowana szansa, by wejść w głąb i powiedzieć coś ważnego w kwestii grzechów i zaniedbań. A deklaracja twórców, że spektakl powstał na podstawie rozmów z osobami duchownymi, niestety nie przekonuje.