EN

4.05.2024, 11:42 Wersja do druku

Wszystko staje się zimnem i chorobą. Fantazja, Teatr, wszystko. Nawet wiosną

„Empuzjon” Olgi Tokarczuk w reż. Radosława Rychcika w Teatrze im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie. Pisze Zbyszek Dramat.

fot. Dawid Stube

„Wszystko wyschło we mnie jak łożysko rzeki” – to krótki cytat z „Mrozu” Thomasa Bernharda. Ten niezwykły spektakl w gnieźnieńskim Teatrze uzmysłowił mi ten stan. „Empuzjon” Olgi Tokarczuk przeczytany i wystawiony przez Radosława Rychicka to zjawisko teatralne, które pozostaje znacznie głębiej niż w pamięci. Prowokuje i dręczy.

Z wiekiem teatralne myślenie staje się mechanizmem udręki. Potwierdza niepewność. Nic na to nie poradzę. Wyobrażenie wielowymiarowej ciemności wiatrowych szczelin wzbogacone oprawą scenograficzną, kostiumami, światłami i efektami wideo (te groźne oczy wampira...?) w wydaniu Łukasza Błażejewskiego (aka Prince Negatif) zaprowadza mnie do „Kosmosu” Witolda Gombrowicza. Jestem uczniem obu, ale to nie Gombrowicz, a Błażejewski w projekcie „Teatr dla mnie to…” napisał odjazdowo pięknie, że teatr to „przestrzeń do prototypowania odmiennego myślenia”. Podążam tą górską niebezpieczną ścieżką. I kogo tam spotykam? Michała Karczewskiego i jego Mieczysława Wojnicza. Odnajduję ich w kosmicznym bezruchu, mimo że w najlepszej scenie spektaklu Sydonia Patek - asystentka doktora Semperweißa (wspaniała Joanna Żurawska - Maestra) próbuje przywrócić go życiu i światu - zupełnie niesamowitym masażem/tańcem/ układem choreo. Mikro-dzieło sztuki teatralnej. Szkoda, że takich sekwencji scenicznych jest tu tak mało...

Zrywanie się, biegnięcie i znów siedzenie bez ruchu, na tym właściwie wyczerpuje się nasze życie – napiszę za Bernhardem. Na końcu i tak wszyscy jesteśmy przezierni. Byle nie na początku. Byle nie na widowni. Byle nie na scenie.

Źródło:

Materiał nadesłany