EN

2.05.2024, 14:36 Wersja do druku

Śpiewające abakany

Ze Zbigniewem Lisowskim o jego realizacjach dramatów Gombrowicza rozmawia Anita Nowak.

fot. Ireneusz Maciejewski/mat. teatru

Trudno zapomnieć Pańską wspaniałą inscenizację „Ślubu”, którego premiera miała miejsce 21 VI 2015 na scenie „Baja Pomorskiego”. Dlaczego w teatrze lalek zdecydował się Pan zrealizować właśnie Gombrowicza?

Nie jest to moja pierwsza inscenizacja dramatu tego autora. Gombrowicz w każdym momencie, w każdym miejscu i na każdej scenie daje ogromne możliwości demaskowania świata i ukazywania ludzkich mechanizmów działania… Wcześniej robiłem już „Iwonę Księżniczkę Burgunda” w Teatrze Dramatycznym w Zielonej Górze. I choć nie były to lalki, to też zahaczałem nieco o stylistykę teatru lalkowego. Scenografka, Alicja Chodyniecka, poubierała aktorów w jakby lalkowe, bardzo formalne kostiumy i zbroje, które w trakcie trwania przedstawienia, od momentu pojawienia się na dworze Iwony począwszy, zaczęły powoli z aktorów opadać. Bohaterka w ten sposób jakby rozbrajała tę obcą jej rzeczywistość pozorów.

Owa sztywna dworska forma na oczach widzów zaczęła pękać i obnażać prawdę o postaciach. Bo przecież pojęcie formy jest kluczowe u Gombrowicza. Za podkład muzyczny posłużyły nam wówczas wybrane i odpowiednio przeze mnie zmontowane fragmenty Święta wiosny Igora Strawińskiego.

Ale nie była to, jak mniemam, tylko muzyka ilustracyjna, bo w Pańskich spektaklach nic nie jest przypadkowe, użyte tylko dla ozdoby?

Sięgnęliśmy po ten utwór ze względu na finałową u Strawińskiego scenę poświęcenia dziewczyny wybranej na ofiarę Ziemi, aby jej siłami odrodziło się życie, na nowo rozkwitła przyroda. U Gombrowicza jest podobnie, Iwona staje się ofiarą składaną przez dworzan panującym w pałacu zasadom, obowiązującej tam bezsensownej, sztucznej formie. I dlatego w ostatniej scenie, niby to samobójstwa, a tak naprawdę dokonanego na niej przez dworzan morderstwa, Iwona tańczyła w rytm tego utworu Strawińskiego, którego symbolika idealnie przystawała do dramatu Gombrowicza.

Przydawało to sytuacji osobliwego pazura i dwuznaczności, bo śmierć Iwony tego świata nie odradzała, a pozwalała mu dalej trwać w nieszczerych formach.

Po latach, już w nieco innych warunkach, i na innej, bo lalkowej scenie sięgnął pan po Ślub. Czy dlatego, że teatr formy pozwala na ciekawszą aluzyjność, rozszerzenie sfery podtekstów… Jest Pan twórcą znanym z przywiązywania szczególnej wagi do oprawy plastycznej swoich inscenizacji. A o tym Ślubie mówi się, że był pierwszą w historii teatru lalek inscenizacją dramatu Witolda Gombrowicza, w tak wyjątkowo oryginalnej plastycznie scenografii i z wykorzystaniem różnorodnych technik lalkowych.

Ważny był dla mnie przede wszystkim moment tworzenia. Ten dramat bardzo dobrze podsumowuje Polskę. To duże, wielowątkowe dzieło, którym można się było rozliczyć z naszą historią, pokazać, jak naprawdę wygląda otaczająca nas rzeczywistość. Akcja Ślubu rozgrywa się na wojnie. Głównego bohatera, Henryka, ciężko rannego usytuował w pokoju jadalnym wiejskiego dworu przerobione na szynk.. I tam w malignie zaczyna moderować swoje senne wizje świata. U nas tego szynku nie ma, a w prologu wprowadziłem Gombrowicza, który wyjaśnia swój humanizm i jakby objaśnia dzieło, tworząc je jednocześnie na scenie podczas całego spektaklu.

Pokazywano tu ludzi w sytuacji przechodzenia: kiedy jeden świat się kończy, bardzo gwałtownie zapadając się, a na jego zgliszczach rodzi się nowy. Kostiumy miały przypominać ludzi obdartych ze skóry. Obnażaliśmy niby żywe ludzkie mięso, z zaznaczonym na nim krwiobiegiem, co stanowiło odwołanie się do obrazów Bacona i Beksińskiego, dając bardzo medialnie ciekawe efekty.

By zobrazować sytuację już po tym przejściu, po wojnie, nawiązując do „Ziemi jałowej” Eliota, zastosowaliśmy tu też metaforę pokazującą owo jądro ziemi jałowej; wypreparowanych ludzi, którzy są już bez życia. Zapożyczonym od Abakanowicz, wydrążonym kadłubom ludzkim nadaliśmy charakter poprzez plastyczne symbole. Chcąc zaprezentować zmieciony przez historię dworek szlachecki, sytuowaliśmy wokół abakany martwych, stojących ludzkich skorup. To nasuwało pytanie: i co dalej? Czy zostanie nam tylko kościół międzyludzki? Bo biskupa już nie ma. Została tylko postać manekina i jego nagrany głos.

Abakany to projekcje snu Henryka?

W pewnym sensie, one tworzą ten senny i oniryczny koszmar, i stają się metaforycznym ujęciem tego snu. Na scenie zbudowaliśmy warsztat konstruktora, malarza, a w nim usytuowaliśmy postać Gombrowicza, który na naszych oczach budował ten świat, tworzył swój dramat. Z ustawionej ramy obrazu wyłaniały się i materializowały wszystkie postaci dramatu.

Jądrem całości był ślub i przesłanie, że przy tym zmaterializowanym świecie abakanów, a więc wydrążonych ludzi i tej panującej wokół pustki, symbole już nic nie znaczą. Nie mają podtekstu, który potrafiłby je ożywić. Są martwe niczym groby rzeczywistości. Symbolem stanowiącym zwiernik całego spektaklu okazała się wielka muszla z perłą, która jakby chciała cofnąć czas, tworząc nową rzeczywistość. Perła, jako symbol niewinności, stała się idée fixe Henryka. Jej zadaniem była naprawa tego zmierzającego w kierunku kompletnego zaniku wszelkich wartości świata. Jak u Beksińskiego.

Ale sięgnęliście też do Bacona…

Z niego wzięta została taka rozmazana i zniekształcona postać papieża, metafora deformacji świata. Jedna z rzeźb Bacona posłużyła nam jako lalka, którą animowała aktorka grająca narzeczoną Henryka, Mańkę. Była to ogromna dupa z szyją jak u słonia, zakończoną wielkimi ustami. Na początku Mańka śpiewała utwór Marii Peszek Ludzie i psy, której pierwsze wersy brzmią „Zbankrutował mi dzisiaj cały świat, już wiem, jak się traci na giełdzie rozpaczy”, po czym oprawca załadował wszystkich do wagonu eksterminacji i wysłał do przyszłości. To było zaczerpnięte z Beksińskiego, ale posłużono się też bardzo zdeformowanymi lalkami Ojca i Matki z twarzami aktorów, wyjętych niczym z Bacona, które animowali Mariusz Wójtowicz i Edyta Łukaszewicz-Lisowska. Postać Henryka została na początku spektaklu rozdwojona, aktor animował głowę muppeta, Henryk został jakby rozdwojony we śnie w tej swojej niepewności, póki nie przejął kontroli nad snem i wtedy rozdwojenie znikało. Był też westernowo odziany Pijak, niczym importowany ze Wschodu Rosjanin; pijany, odrażający wyglądem i zachowaniem, wyposażony gęsto w emblematy wszystkich dwudziestowiecznych dyktatorów. Jego bohater był owym ładem, który sprowadza do Polski i do Europy Wielkiego Brata i zaczyna wszystko ustawiać na nowo.

To cały czas jest aktualne. Choćby przez tę wojnę, która toczy się teraz w Ukrainie.

Na szczęście oni jednak walczą i mam nadzieję, że zwyciężą, natomiast to, co stało się w Polsce po wojnie i to, co oglądaliśmy do niedawna w telewizji publicznej, przerażało. Prawda staje się prawdą wtedy, kiedy jest atrakcyjna dla ludzi. W tym śnie brakuje Boga i wartości. Na scenie niszczono wszystkie symbole starego świata pod dyktando Pijaka upojonego władzą, co brzmi trochę znajomo i dzisiaj. Gombrowicz przewidział to, co jest dziś. On bardzo ładnie czytał epokę i projektował przyszłe zdarzenia.

Podobnie jak Witkacy…

Przewidział, że ten kościół międzyludzki będzie przez cały czas trwał, że konfliktu interesów nie da się zażegnać. Bo w aktualnej sytuacji, np. konflikt między Izraelem i Palestyną, nie ma raczej szansy na kompromis, który zadowoliłby obie strony, to jądro ciemności i krzywdy cały czas gdzieś będzie pracować i dymić.

A czym był u Pana ów tytułowy ślub? Jakie przypisał mu pan podteksty? Jak je pokazał?

Henryk w tym piekle, do którego trafił, postanawia uratować Mańkę i siebie i przywrócić jej godność oraz naprawić rzeczywistość właśnie przez akt ślubu, ale przez akt ślubu, którego sam sobie udziela, akt naprawy świata odbywa się właśnie w ten sposób. Henryk walcząc z formą i spętaniem, marzy o wyzwoleniu na własnych zasadach i jednocześnie wykorzystuje formę aby go nadęła i uwzniośliła. Śpiewające abakany występują jako okrętowe syreny morskie. Składa też ofiarę z przyjaciela Władzia, a wszystkich umieszcza w więzieniu swojej wyobraźni. Dlatego Henryk sam sobie udziela ślubu, równocześnie w jego trakcie bardzo brutalnie gwałci na scenie Mańkę. Uciekając od formy i chcąc się z niej wyzwolić, Henryk staje się tyranem, a całość kończy się pogrzebem. Tego świata i snu Henryka.

Tytuł oryginalny

Śpiewające abakany

Źródło:

Sceny Polskie nr 17

Autor:

Anita Nowak