Logo
Recenzje

Absurd na froncie domowym

22.11.2025, 16:58 Wersja do druku

„Wojna na trzecim piętrze” Pavla Kohouta pod opieką reż. Marcina Hycnara w Teatrze Jaracza w Łodzi. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Bartek Warzecha / mat. teatru

Na łódzkiej scenie, zanim w pełni rozgości się nowa dyrekcja Pawła Łysaka, nadal można oglądać spektakle przygotowane za czasów jego poprzedników. Jednym z nich jest Wojna na trzecim piętrze – czeska tragikomedia autorstwa Pavla Kohouta, która niezmiennie od premiery w 2021 roku utrzymuje się w repertuarze. Spektakl, choć kameralny w skali, okazuje się być niepokojąco aktualnym i bardzo celnie zagranym studium absurdu, przemocy systemu i granic konformizmu.

Dom jako pole bitwy

Punkt wyjścia dramatu jest błahy: noc, sypialnia, śpiące małżeństwo. A jednak już po kilku minutach staje się jasne, że jesteśmy świadkami zderzenia jednostki z bezduszną machiną władzy. Ot, do mieszkania mecenasa Emila Blahy (Mariusz Witkowski) wkracza listonosz z wezwaniem do wojska. Co dzieje się później, to już nieprzerwany ciąg narastającego absurdu – za listonoszem przychodzą kolejni przedstawiciele systemu: lekarz, policjant, generałowie… Wszyscy z kluczami. Każdy z przekonaniem, że wojna musi się odbyć – tu, teraz, właśnie w tej sypialni.

Reżyserujący spektakl Marcin Hycnar nie szuka awangardy – i bardzo dobrze. Prowadzi przedstawienie klarownie, z wyczuciem rytmu, zawierzając przede wszystkim zespołowi aktorskiemu. To spektakl, który nie potrzebuje formalnych fajerwerków, by działać – wystarczy dobrze rozumiane aktorstwo i tekst, który uderza z precyzją skalpela.

Aktorzy w stanie gotowości

Witkowski jako Blaha buduje postać rozdartego inteligenta – człowieka, który próbując zachować godność i rozum, zostaje wypchnięty na margines logiki. Z czasem jego nerwowa ekspresja zyskuje sens – staje się odbiciem spirali szaleństwa, w jaką zostaje wciągnięty. Jako jego żona, Iwona Karlicka imponuje warsztatową pewnością i lekkością, z jaką przerzuca się między komizmem a powagą. Jej bohaterka to nie tylko ofiara, ale też nieoczywisty świadek – kobieta, która przystosowuje się do nowej rzeczywistości szybciej niż jej mąż, ale nie bez ceny: coraz trudniej odróżnić, czy chroni siebie i bliskich, czy po prostu rezygnuje z oporu.

Kapitalnie zarysowane są również role epizodyczne – Mariusz Siudziński i Robert Latusek (grający po kilka postaci) z wdziękiem poruszają się po kruchym gruncie tragikomedii, utrzymując balans między groteską a grozą.

Scenografia i dźwięk: sprzymierzeńcy absurdu

Scenografia Katarzyny Zbłowskiej odgrywa tu znaczącą rolę – stylowa, mieszczańska sypialnia z kiczowatym neonem to przestrzeń, która z jednej strony przywołuje poczucie bezpieczeństwa, a z drugiej – ukazuje, jak łatwo je zburzyć. W kulminacyjnym momencie scenografia rozpada się na oczach widza – dosłownie i symbolicznie. Wspierają to efekty pirotechniczne i operowanie muzyką – słynny Cwał Walkirii Wagnera brzmi tu jak szyderczy komentarz do patosu wojennej propagandy.

Czeski śmiech i polski kontekst

Choć Wojna na trzecim piętrze powstała w 1970 roku jako odpowiedź Kohouta na wydarzenia po Praskiej Wiośnie, jej wymowa w Polsce A.D. 2025 nadal rezonuje z niepokojącą siłą. To spektakl o rozkładzie obywatelskiego bezpieczeństwa, o tym, że system – czy to totalitarny, czy po prostu bezrefleksyjnie autorytarny – może zapukać do naszych drzwi w każdej chwili. I że nikt nie jest gotowy, nawet jeśli nosi tytuł mecenasa – na moment, w którym prawo przestaje być tarczą, a staje się narzędziem opresji.

Groteska nie oznacza tu lekkości – Kohout obnaża mechanizmy przemocy pod pozorem prawa i porządku. Śmiech, owszem, jest obecny – ale gorzki, podszyty lękiem. Czeski humor staje się u Kohouta formą obrony, ale też ostrzeżeniem: człowiek może się przyzwyczaić do wszystkiego. Nawet do wojny w salonie.

Spektakl w czasie przejściowym

Choć „Wojna na trzecim piętrze” to produkcja z czasów pandemii i poprzedniej dyrekcji, jej obecność w aktualnym repertuarze nie jest przypadkowa. To spektakl skromny w środkach, który z jednej strony może być odebrany jako inteligentna komedia o absurdzie biurokracji, z drugiej – jako tragiczne studium władzy wdzierającej się do najintymniejszych przestrzeni. Publiczność – łódzka i nie tylko – wciąż znajduje w tym spektaklu coś poruszającego. Może dlatego, że dziś wszyscy trochę śpimy w sypialni Blahów, czekając, aż ktoś zapuka.

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Wiesław Kowalski

Data publikacji oryginału:

22.10.2025

Sprawdź także