Logo
Magazyn

Wspomnienie o Tomirze Kowalik

28.06.2025, 09:12 Wersja do druku

Zmarła Tomira Kowalik – wyrazista postać polskiego teatru, artystka nieoczywista, która swoją odwagą, autentycznością i sceniczną intensywnością na zawsze zapisała się w pamięci widzów. Była kimś więcej niż aktorką – była latarnią dla tych, którzy chcieli w teatrze szukać prawdy. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.

fot. mat. Filmu Polskiego

Zmarła Tomira Kowalik. Dla mnie nie była jedynie aktorką o imponującym dorobku – była obecnością, która towarzyszyła mojemu teatralnemu dojrzewaniu – pisze Wiesław Kowalski.

Kiedy rozpoczynałem edukację teatralną w Gdyni, Tomira była już wyrazistą postacią w zespole Teatru Wybrzeże. Po głośnym Białym małżeństwie Ryszarda Majora – spektaklu, który zapisał się w historii nie tylko artystyczną odwagą, ale i społecznym echem – nie sposób było jej nie zauważyć. Obdarzona charakterystycznym głosem, sceniczną zadziornością i wewnętrzną intensywnością, należała do tych aktorek, które pozostają w pamięci – nawet z epizodu, nawet z gestu.

Przez cztery lata miałem szczęście oglądać ją na scenie niemal na bieżąco, później – już mniej regularnie. Tomira Kowalik miała rzadką umiejętność wsłuchiwania się w napięcie sceny. Nie grała „pod” publiczność – grała „dla” niej. Była aktorką nieustannego poszukiwania – interesowało ją to, co nieoczywiste. Potrafiła być jednocześnie zwiewna i cielesna, zabawna i bolesna. W jednej z rozmów powiedziała, że dobra aktorka nie wybiera – potrafi zagrać i monarchinię, i kobietę z marginesu. I rzeczywiście – nie chodziło o to, jaką rolę dostała, ale jak ją rozumiała i jak głęboko w nią wchodziła.

Miałem również okazję poznać ją osobiście. Była otwarta, ciepła, żywo zainteresowana ludźmi. Często uczestniczyła w spotkaniach towarzyskich, mówiła dużo, śmiała się jeszcze więcej. Nie była typem „zasłony z teatru” – nie tworzyła dystansu. Zawsze wchodziła w rozmowę jak na scenę – z gotowością do reakcji, do słuchania i bycia obecnym. W Bydgoszczy, gdzie grała gościnnie w spektaklu Grzegorza Wiśniewskiego, znów zaskoczyła obecnością, która zostaje w pamięci. Nasze drogi skrzyżowały się po raz ostatni w Warszawie – już po jej przejściu na emeryturę. Ale to była tylko emerytura z etatu – nie z aktorstwa. Grała dalej, bo – jak sama mówiła – aktorstwo to coś więcej niż zawód.

Tomira miała w sobie unikalną mieszaninę odwagi i czułości. Grała kobiety kruche i nieustępliwe, często jednocześnie. Nie bała się trudnych tematów, nie uciekała od cielesności, starości, brzydoty czy prowokacji. Pierwsza w Teatrze Wybrzeże zdecydowała się na nagość – nie dla efektu, ale dlatego, że była przekonana o sensie tej sceny. Zagrała też w schronisku dla bezdomnych, bo – jak mówiła – liczy się to, co dotyka wnętrza człowieka. To była jej najgłębsza definicja aktorstwa.

Wciąż słyszę jej głos – lekko zachrypnięty, zaczepny, podszyty humorem i ironią. Tego głosu nie dało się pomylić z żadnym innym. Miała w sobie rodzaj autentyczności, który nie potrzebował stylizacji. Nie dała się zamknąć w żadnej formule ani w jednym emploi – stale się wymykała.

Tomira Kowalik była dla mnie kimś więcej niż artystką – była znakiem obecności, latarnią w teatrze, który sam próbowałem zrozumieć. Wierzyła, że warto grać długo – nie po to, żeby być na afiszu, ale żeby sięgać do spraw ważnych. I żyła tą wiarą do samego końca.

Zostaje we mnie – jako artystka, którą podziwiałem, i jako człowiek, którego obecność pamiętam z wdzięcznością. I jako przypomnienie, że warto być odważnym – nie tylko w teatrze.

 

Tytuł oryginalny

Wspomnienie o Tomirze Kowalik

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Wiesław Kowalski

Data publikacji oryginału:

28.06.2025

Sprawdź także