Niektóre teatry, jakby nigdy nic, grają sobie przez cały rok. Cały rok! Jakby nie wiedzieli, co to jest słońce, co to jest urlop. Ale to jeszcze nic – pisze Konrad Szczebiot w AICT Polska.
Ależ to jest, proszę ja państwa, doprawdy nie do pomyślenia! Czasy się zmieniają, to pewne, ale żeby aż tak? Pamiętam, jak za moich młodych lat, kiedy słońce zaczynało przygrzewać, a na drzewach pojawiały się zielone listki, teatr, ten prawdziwy, zacny teatr, zamykał swoje podwoje. Aktorzy, ci artyści z bożej łaski, rozjeżdżali się po letniskach, do uzdrowisk, na wczasy zasłużone w domach pracy twórczej i ośrodkach wypoczynkowych poszczególnych teatrów (było i wciąż bywa takie zwierzę!), by nabrać sił do jesiennych premier. Widzowie też, zamiast dusić się w oparach sztuki, wyjeżdżali na urlopy, nad jeziora, w góry – by poczuć wiatr we włosach, a nie zapach kurzu teatralnego.
Dawniej to było tak: połowa czerwca, lipiec i połowa sierpnia – święty spokój. Zero prób, zero nerwów, zero tych wszystkich histerii, co to się na deskach i w garderobach rozgrywają. Człowiek mógł odetchnąć. A teatry? Teatr to przecież instytucja, co to ma swoją godność! Nie będzie się przecież pocić w upałach, kiedy ludzie marzą tylko o zimnym piwie i cieniu. Dopiero pod koniec sierpnia, kiedy liście zaczynały żółknąć, a noce robiły się chłodniejsze, powoli, z namaszczeniem, wracało życie teatralne. Zaczynały się jakieś czytania, próby, aktorzy z minami zmęczonych, ale i wypoczętych wojowników wracali do pracy. I to miało swój urok, swoją logikę!
A dziś? Dziś, proszę państwa, to jest jakaś epidemia! Niektóre teatry, jakby nigdy nic, grają sobie przez cały rok. Cały rok! Jakby nie wiedzieli, co to jest słońce, co to jest urlop. Ale to jeszcze nic. Największą aberracją, szaleństwem do potęgi, jest to, co dzieje się w pewnych ośrodkach. Pewien odwiedzany przeze mnie dość regularnie teatr lalek – lalki, proszę ja państwa, lalki! – oraz pewien ubóstwiany przeze mnie, a pomieszczony na prowincji teatr laboratoryjny, ten, co to zawsze był symbolem czegoś niezwykłego, mistycznego, oni organizują festiwale latem! Festiwale, kiedy człowiek myśli tylko o tym, żeby zanurzyć się w chłodnej wodzie, a nie siedzieć w teatrze i oglądać marionetki, czy inne metafizyczne cuda!
A do tego wszystkiego, na domiar złego, zdarzają się spektakle w poniedziałki! Poniedziałki! Kto to widział? Poniedziałek to dzień święty teatru, dzień odpoczynku po weekendowym szaleństwie, dzień na regenerację przed ciężkim tygodniem pracy i obejrzenie Teatru Telewizji (znów daje nie homeopatyczne premiery!). A tu nagle, ni z tego, ni z owego, teatr woła! No pytam się, kto na to chodzi? Kto w tym gra? Kto ma siłę i ochotę, żeby w poniedziałek wieczorem, zamiast zapaść się w fotelu z dobrą książką, maszerować do teatru? To jest, proszę państwa, absolutny brak poszanowania dla człowieka!
No pytam się, gdzie tu logika? Gdzie sens w tym całym pośpiechu? Czyżby ci wszyscy dyrektorzy, reżyserzy, aktorzy, czyżby oni nie potrzebowali odpoczynku? Czyżby publiczność nie miała już nic lepszego do roboty w upalne dni, albo w poniedziałkowe wieczory, niż siedzenie w teatrze? Przecież to jest jawne pogwałcenie praw natury! Lato jest od odpoczywania, od leniuchowania, od łapania słońca, a nie od męczenia się w teatrze. A poniedziałki są od odpoczynku po pracowitym weekendzie, a nie od kolejnych doznań i działań artystycznych!
Kiedyś, proszę państwa, była równowaga. Był czas na pracę i był czas na odpoczynek. A dziś? Dziś wszystko się miesza, wszystko się zlewa w jedno. Teatr gra latem, bo pewnie statystyki muszą się zgadzać, bo dotacje, bo frekwencja, bo turyści. I gra w poniedziałki, bo pewnie każda okazja dobra, żeby bilety sprzedać. Ale czy to jest prawdziwa sztuka? Czy to jest prawdziwe przeżycie? Czy to nie jest przypadkiem kolejna oznaka tego, że świat oszalał i pędzi na złamanie karku, nie zważając na nic, nawet na zdrowy rozsądek i naturalny rytm życia?
Pewnie zaraz ktoś powie, że to postęp, że to rozwój. Ja na to powiem jedno: po co ten pośpiech? Czyżby świat miał się zawalić, jeśli teatry na dwa miesiące zamkną swoje drzwi, a w poniedziałki nie będzie spektakli? Dajcie spokój. Prawdziwa sztuka obroni się sama, niezależnie od tego, czy grają w lipcu, czy we wrześniu, czy w poniedziałek, czy we wtorek. A tymczasem, ja idę na lody. Bo lato jest od czegoś innego.
Ale po lodach znów siadam do pisania, bo teatry mogą pracować latem, a ja nie?!