„Woyzeck” Georga Büchnera w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Narodowym w Warszawie, pokaz online. Pisze Artur Stanek.
Z okazji przypadającego 27 marca Międzynarodowego Dnia Teatru, kierowany artystycznie przez Jana Englerta Teatr Narodowy zaprezentował online spektakl „Woyzeck” Georga Büchnera w reżyserii Piotra Cieplaka, etatowego reżysera tej sceny. Premiera przedstawienia miała miejsce 15 lutego 2020 roku na sali Bogusławskiego. Poza tekstem Büchnera w spektaklu wykorzystano fragmenty baśni Hansa Christiana Andersena „Szczęśliwa rodzina” i Nowego Testamentu według Biblii Tysiąclecia.
Moje artystyczne nadzieje na wybitnego „Woyzecka” w Teatrze Narodowym były szczególnie rozbudzone i brały się z dwóch powodów. Pierwsza przesłanka wynikała z dotychczasowych znakomitych spektakli Piotra Cieplaka, jak „Ułani” Jarosława Marka Rymkiewicza. Spektakl, zrealizowany w Teatrze Narodowym w 2018 roku, zachwycał genialną reżyserią, pomysłową scenografią Andrzeja Witkowskiego, a także cudownymi rolami Dominiki Kuźniak (Zosia), Huberta Paszkiewicza (Lubomir) i przede wszystkim wybitnej Anny Seniuk (Ciotunia), wyróżnionej Nagrodą im. Aleksandra Zelwerowicza.
Drugi powód to rewelacyjna, a niedoceniona, realizacja „Woyzecka” w Narodowym Starym Teatrze w 2014 roku, w adaptacji, reżyserii i ze scenografią Mariusza Grzegorzka. Tytułową rolę w krakowskim przedstawieniu fantastycznie zagrał wybitny Wiktor Loga-Skarczewski, a genialne kreacje stworzyli m.in. niesamowity Mieczysław Grąbka w roli Kapitana, Marta Nieradkiewicz (Maria), Krzysztof Zawadzki (Doktor) i Grzegorz Grabowski (Obłąkany Karol).
Piotr Cieplak, reżyser spektaklu w warszawskim Teatrze Narodowym, nie potrafił zdecydować, czy wystawia misterium, czy baśń dla dorosłych, a może jednak realistyczny dramat. Przedstawienie jest niespójne stylistycznie. Zadziwia chwilami infantylizm inscenizacji, jak chociażby w takich postaciach jak Kobieta z Brodą czy Zygmunt Żółty Ptak. Niektóre sceny w niezamierzony sposób są śmieszne, choć takie być nie powinny, jak scena, w której Woyzeck wkłada do spodni plastikowy pojemnik na mocz. Przedstawieniu nie służy też brzydka, kiczowata scenografia Andrzeja Witkowskiego.
Aktorski tercet: Jerzy Radziwiłowicz (Kapitan), dotychczas zawsze wspaniały i niezawodny Paweł Paprocki (Doktor) i Oskar Hamerski (Tamburmajor), gra w ten sam, wyjątkowo manieryczny sposób, co można odczytywać jako realizację reżyserskiej wskazówki, ale jest to irytujące w odbiorze. Szczególnie pretensjonalna jest interpretacja Jerzego Radziwiłowicza (analogicznie było w roli Starego Kordiana w „Kordianie” w reż. Jana Englerta). W wymarzonej dla młodej aktorki roli Marii, Zuzanna Saporznikow jest nijaka – aktorka, owszem, prezentuje bardzo dobrą technikę wyniesioną z Akademii Teatralnej, ale nie prowadzi to do zbudowania wiarygodnej postaci.
Szlachetne aktorstwo Cezarego Kosińskiego, ujmującego w głównej roli Fryderyka Jana Franciszka Woyzecka, Sławomiry Łozińskiej (Babcia), pięknie podającej tekst Andersena, a nade wszystko Mariusza Benoit (Dziad), który zjawiskowo recytował i melorecytował teksty biblijne, to najlepsze elementy przedstawienia. Ale przy nieprzekonującej i chaotycznej wizji reżysera, to za mało, by spektakl uznać za spełniający oczekiwania. W jednej ze scen Kapitan mówi: „Do czego to zmierza, Woyzeck?” - takie samo pytanie zadawałem reżyserowi i sobie, oglądając pokaz online.
W rozmowie z cyklu „Piękni czterdziestoletni”, zorganizowanej przez Instytut Teatralny, Cezary Kosiński, po pokazaniu fragmentu spektaklu, nie był zadowolony z tego, jak „Woyzeck” prezentuje się w zapisie. Być może „Woyzeck” oglądany „na żywo” na sali Bogusławskiego wybrzmiałby inaczej, ale zobaczony online nie był najjaśniejszym punktem tegorocznych obchodów i prezentacji z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru.