„Medea” Eugenii Balakirevy w reż. autorki w Teatrze Polskim im. H. Konieczki w Bydgoszczy. Pisze Aram Stern w Teatrze dla Wszystkich.
Zdekonstruowany do cna mit, szpitalny thriller i wiele postawionych pytań bez odpowiedzi – to elementy składowe debiutu reżyserskiego Eugenii Balakirevej. Młodym przecież wolno burzyć, wolno – jak mawiają – „zaginać czasoprzestrzeń”, czyli frazowo opowiadać antyczny mit w taki sposób, by ludzkiej wyobraźni trudno było go pojąć. Istotnie – antycznej opowieści opisanej przez Eurypidesa jest w tym spektaklu niewiele. Autorka scenariusza i reżyserka w swojej „Medei” nie tylko przenosi mityczną zbrodniarkę z V wieku p.n.e. do czasów współczesnych, ale również – poprzez antyczną tragedię – odsłania psychologiczne meandry pojmowania osobowości kobiety, która nie pamięta, co uczyniła (dramaturgia: Weronika Zajkowska).
Poddawana zewnętrznym interakcjom, odczuwanym jako zagrożenie, zamknięta w szpitalu psychiatrycznym, w którym jedynymi sprzętami wśród bieli kafli są łóżko, szafka na leki i umywalka (scenografia i kostiumy: Jerzy Basiura), Medea w czarnej sukni (grająca gościnnie, wyśmienita Irena Sierakowska) nie może spać. Miota się, błądząc w myślach, które nigdy nie miały być uporządkowane: półprawdy każą się wielu rzeczy domyślać, upływ czasu traci znaczenie – podobnie jak aktualne miejsce zamknięcia. Z prologu z offu widz dowiaduje się o czterech ciałach w stanie rozkładu, leżących w piwnicy, nie usłyszy jednak, w jakich okolicznościach tam trafiły. Wszystko pozostaje w onirycznych przypuszczeniach i – podobnie jak w „Personie” Bergmana – w niedopowiedzeniach.
Ta zdecydowanie najlepsza część spektaklu, z elementami narracyjnymi przypisanymi thrillerom psychologicznym, z pojawiającą się antyczną „Jaźnią” bohaterki (Zhenia Doliak), chłodną Pielęgniarką (Michalina Rodak) i przyjaznym Lekarzem (Jerzy Pożarowski), nie miałaby tak silnego rezonansu dramaturgicznego bez niepokojącej muzyki (Uladzislau Shaban), animacji (wideo i światła: Jakub Kotynia) oraz choreografii Magdaleny Kaweckiej.
W drugiej i trzeciej części oś narracyjna oraz dramaturgiczna spektaklu nie jest już tak precyzyjnie poprowadzona i tonie w strumieniu myśli autorki oraz zespołu. Pojawiają się w nim wątki katastrofy klimatycznej, wojny w Gazie, zawoalowanej aborcji w Czechach, a także czarnej dziury. Postaci przenikają się w dialogowych relacjach: Jazon (Michał Meller) ↔ Medea, Mąż ↔ Żona (Meller, Rodak), Aktorka (Rodak) ↔ Reżyser (Pożarowski). Bohaterowie usilnie poszukują dialogu, ale ma się wrażenie – szczególnie w końcowym „wywiadzie” z Eurypidesem (Pożarowski) – że utknęli w antycznie zakluczonych monologach.
W swojej konstrukcji dramaturgicznej spektakl niestety sprawia zawód – zagmatwane prowadzenie scenicznych relacji postaci oraz wielowątkowa narracja zakłócają głębię wypracowaną w pierwszej części. Cóż, w domknięciu spektaklu wyraźnie zabrakło opieki Teatru nad młodymi twórcami.
Jednakże w samej realizacji osobistej wizji antycznej tragedii u Eugenii Balakirevej warto docenić kapitalne poprowadzenie aktorów – szczególnie Ireny Sierakowskiej i Michaliny Rodak (doskonały warsztat obchodzącego 40-lecie pracy scenicznej Jerzego Pożarowskiego tego nie wymagał). Warto również podkreślić piękne wykreowanie – przy talentach autorów muzyki i animacji – scenicznego pogranicza świata realnego i nadrealnego, eksplorującego mroczne zakamarki ludzkiej psychiki.