„Olimp” na motywach „Odysei” Homera w reż. Wojciecha Kościelniaka, spektakl dyplomowy studentów IV roku (specjalność aktorstwo i wokalistyka) w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie. Pisze Robert Trębicki w Teatrze dla Wszystkich.
„Olimp”, na motywach „Odysei”, antycznej opowieści znanej ze znienawidzonych lektur szkolnych, to kolejny spektakl Teatru Collegium Nobilium, który pozwala ze spokojem patrzeć w przyszłość naszych teatralnych scen, zwłaszcza muzycznych. Utalentowani wciąż jeszcze studenci, posługując się wierszem, pokazują fantastyczny kawał roboty aktorskiej. Bite dwie godziny przedstawienia są niczym okamgnienie. Pomysł na umieszczenie akcji na dnie basenu jest według mnie rewelacyjny – widzimy tory wodne, liny je dzielące, znikającą drabinkę, koło ratunkowe, neon z napisem „Basen OLIMPijski”, czujemy też chwilami jakby brak powietrza, powodujący, że sytuacja staje się bez wyjścia…
Pomysł na przeprowadzenie wątków „Odysei” jako zabaw, przekomarzanek i ciągłych gonitw, które z każdą kolejną chwilą nabierają coraz większej powagi i dorosłości, nie pozwalają mi na nieaktywne rozparcie się w niewygodnym teatralnym fotelu. Jestem porażony talentem, umiejętnościami i aktorskim żarem tych młodych adeptów sztuki teatralnej – cztery studentki i czterech studentów to niezwykle zgrana drużyna, która wyciska maksimum emocji i z siebie, i z widzów. Dlatego trudno kogokolwiek wyróżnić, bo wszyscy byli absolutnie doskonali. Nawet jeśli przez moment pomyślałem, że ktoś zwrócił szczególnie moją uwagę, to za chwilę na scenicznych deskach zdarzało się coś niezwykłego, zadziwiającego, zapierającego dech w piersiach, ale już w wykonaniu kolejnego artysty. Wszystkie dziewczyny błyszczą kobiecością, kipią urokiem i delikatnym erotyzmem. Panowie, mimo delikatności, to jednak samce alfa, silni, władczy wojownicy z odrobiną refleksji i wzruszenia na twarzach, którego się nie wstydzą.
Maciej Marcin Tomaszewski (Odys), pozornie drobny, delikatny chłopaczek, ale jak „huknął” pieśń w duecie z Dawidem Sulibą (genialny głos i wielkie umiejętności dramatyczne w roli Polifema) trudno było powstrzymać prawdziwe łzy wzruszenia – doprawdy coś fenomenalnego. Paulina Pytlak (Kalipso), niby cały czas jest grzeczną dziewczynką, ale jak w finale zaśpiewała swój song to chusteczki pożyczałem od widzki siedzącej obok. Mateusz Jakubiec, spokojny, zrównoważony, genialny jako wodzirej i klecha, a w sekwencji rockowej mszy nieodparcie kojarzył mi się z koncertami zespołu Queen. Katarzyna Granecka (Skylla), nieprzeciętna jeśli chodzi o przygotowanie wokalne i baletowe, zwraca uwagę umiejętnością różnicowania nastrojów, w zależności od piosenki jej głos za każdym razem brzmi inaczej, jest też bardziej mroczny niż barwy jej scenicznych koleżanek. Kapitalny jest Karol Gronek w marynarskim wcieleniu nieporadnego ruchowo faceta, mającego też trudności z mową. Zadziwiająca jest Ewa Bukała (Kirke) – jej interpretacje piosenek, zwłaszcza w końcowym pojedynku, mocno mnie poruszyły. I na koniec wyjątkowa Adrianna Hanslik jako Penelopa – zaimponowała mi skupieniem, dyskretnym, ale przykuwającym uwagę, świetnym głosem, poruszającym aktorstwem i spektakularną sceniczną obecnością.
W „Olimpie” silnie zwracają uwagę i robią największe wrażenie zwłaszcza sceny zbiorowe, a także wiele wspólnych znakomicie wykonanych songów. Piosenka syren uwodzących głosem Odyseusza, przerażająca, ale jakże zabawna żołnierska piosenka z hełmami w postaci garnków, czy finałowy śpiew Odysa na barkach cyklopa to popisy prawdziwego kunsztu, aktorskiego zacięcia i wokalnej wirtuozerii.
Oczywiście, by młodzi aktorzy tak osobliwie zaprezentowali swoje umiejętności, potrzebna jest do tego odpowiednia oprawa muzyczna (Piotr Dziubek – muzyka, Jacek Kita – kierownictwo muzyczne), a ta jest absolutnie genialna w swoim zestawie znakomitych piosenek w różnych stylach. Mamy w spektaklu Wojciecha Kościelniaka mnóstwo folku, muzykę bałkańską, klezmerską, odrobinę chilloutu, rocka, a przede wszystkim ogromną ilość różnych odcieni jazzu. Przepiękne harmonie, wspaniałe polifonie, nieprzeciętne wykonania to miód na serce i ukojenie dla duszy. Wzruszeń dźwiękowych jest tu co niemiara, dlatego zawsze bardzo smuci mnie fakt, że po skończeniu przez tę niezwykle utalentowaną młodzież studiów, „Olimp” pójdzie w zapomnienie i podzieli los „Przybysza” czy „Prawieku…”. Może dyrekcja Akademii powinna wzorem Teatru Syrena wydawać płyty z piosenkami z muzycznych spektakli, w końcu coś by zostało dla potomnych, a może i na rachunki za prąd czy gaz też by parę złotych wpadło.
Spektakl znakomity – polecam! Ja z pewnością wybiorę się kolejny raz.