EN

20.05.2024, 11:33 Wersja do druku

widz_trebicki(nie)poleca: „Mała Piętnastka – legendy pomorskie”

„Mała Piętnastka – legendy pomorskie” Tomasza Mana w reż. autora z Nowego Teatru w Słupsku na 44. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Robert Trębicki w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Magdalena Tramer

Najpierw dostajemy porcję emocji nastoletnich harcerek, które z uśmiechem i piosenką na ustach jadą autokarem na obóz nad Jezioro Gardno – miało być morze, ale niestety jest jezioro. Do morza niedaleko, na piechotę to dwanaście kilometrów, ale płynąc łódką raptem siedem... przepłynęły dwa.

Przeżywamy na początku te wszystkie harcerskie, koleżeńskie, niemal sielankowe zabawy i przekomarzania pełne przyśpiewek, ale pojawia się  już młodzieńcze popalanie papierosów podprowadzonych przed wyjazdem ojcu i zalotne spojrzenia na miejscowych chłopaków. Piosenki instrumentalnie są świetne zagrane i kapitalnie zaaranżowane przez Cezarego Reinerta, zupełnie inaczej, nowocześniej niż znane wszystkim dźwięki „strumyka, który płynie z wolna” czy „czekającego lata, gdzie jeszcze nie ma nas”. Wokalnie też jest znakomicie, zaskakuje harmoniczne rozpisanie głosów, które niekiedy ograniczają się tylko do podśpiewywania „lalalala” zamiast znanego tekstu. Ponownie obserwuję w teatrze jak oryginał posłużył twórcom za materiał do stworzenia własnych dźwięków. Coraz częściej widzę to w scenicznych realizacjach i niezmiernie mnie to cieszy. Zaś cała wakacyjna beztroska to przygotowanie do punktu kulminacyjnego wycieczki, którą zorganizowała opiekunka harcerska, a sprzętu „dopilnował” mechanik – klnący na komunę, ukrywający się przed nią i potrzebujący pieniędzy na ucieczkę za granicę. Pamiętajmy, jest rok 1948. 

Wyczekiwana eskapada zaczyna się, ale nie trwa zbyt długo, albowiem łodzie nabierają wody… Moment ich wywrócenia jest wstrząsający i tak też  jest przez cały zespół zagrany. A ratowanie siebie i tonących koleżanek przedstawione po mistrzowsku. Tego nie da się opisać – jest to tak mocne, tak przejmująco prawdziwe, że nie pozwala na zachowanie wewnętrznego spokoju. Powiem szczerze, że dawno mnie teatralny spektakl tak nie wbił w fotel, dawno nie dostałem tak silnego, emocjonalnego tąpnięcia, wywołującego z jednej strony potworną złość, z drugiej ogromną dozę wzruszenia. Nie będę ukrywał, że  łzy mi leciały jak grochy, ale i obok słyszałem pociąganie nosem czy dyskretne sięganie po chusteczki.

Spektakl  zachwyca aktorsko – jest zjawiskowa Katarzyna Pałka, rozsadzająca wręcz scenę, a w momencie ratowania siebie przed utonięciem, gdy wypowiada zdanie: „Ja mam 14 lat, ja jeszcze nie mam wspomnień, ja nie chcę umierać”, prawda tych słów jest jak rozdzierający krzyk; jest fenomenalna Anna Grochowska, która pokazuje z jaką prawdą i wiarygodnością można zaistnieć na scenie (choć po tej młodej aktorce powinienem się tego spodziewać, przecież jeszcze niedawno zachwycałem się nią w „Bliżej chmur. Zaraz spadam” w Akademii Teatralnej w Warszawie i oklaskiwałem w „Sinatrze 100 +” w 6.piętrze), zwłaszcza wypowiadając jedno z ostatnich zdań dramatu: „Mamo, ja chciałam jechać w góry, nie nad morze…”; no i kapitalna Bożena Borek, która znakomicie pokazuje mi – że tak to ujmę – „dorosłe” aktorstwo i w niezwykły sposób „znika” ze sceny, cały czas jednak na niej będąc – w ten sposób jakby ustępuje miejsca młodszym koleżankom, ale jej rozpacz po utonięciu siostrzenic na długo pozostanie w mej pamięci.  I wreszcie Mariusz Bonaszewski, który genialnie wcielił się w charakter sukinsyna. Tym bardziej to godne podkreślenia, jako że wciąż pozostaje trochę na uboczu, niedbale rozgniatając w palcach papierosa, z postawą, jakby niewiele go to wszystko obchodziło, wyzywający harcerki nawet w momencie katastrofy, do której doprowadził, pełen złości do całego świata, ale łasy na pieniądze i do samego końca cyniczny, nawet po utonięciu ciężarnej żony. Zagrane jest to nad wyraz „spokojnie” i jakby bez emocji, co w kontekście dramatycznych wydarzeń pogłębia dodatkowo tragizm tego wszystkiego, co się wydarzyło. Do kompletu należy dodać jeszcze świetnych muzyków, którzy również cały czas są na scenie. Jest także bezbłędna scenografia, jak z sali sądowej, autorstwa Anetty Piekarskiej-Man (zwrócił moją uwagę choćby taki drobiazg, jak nuty muzyków, których okładką jest teczka z charakterystycznym czerwonym pasem) i robiące duże wrażenie wizualizacje video pomysłu Zuzanny Piekarskiej.

Chylę czoło przed twórcami i wykonawcami tego spektaklu, bo to jedno z ważniejszych przedstawień jakie widziałem w swym teatralnym życiu zwykłego widza. I ta cisza po jego zakończeniu... Jakże dojmująca i znacząca…

Tytuł oryginalny

widz_trebicki(nie)poleca: „Mała Piętnastka – legendy pomorskie”

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Robert Trębicki

Data publikacji oryginału:

19.05.2024