Logo
Recenzje

A ja nie wiem kto ja

31.10.2025, 14:26 Wersja do druku

„Grupa krwi” Anny Wakulik w reż. Wojciecha Urbańskiego w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Małgorzata Kurnicka na stronie NaszTeatr.

fot. Krzysztof Bieliński

Do warszawskiego Ateneum zawitała właśnie sztuka dramaturżki Anny Wakulik „Grupa krwi” w reżyserii Wojciecha Urbańskiego. Na Scenie 61 spotyka się czworo aktorów – dwa do niedawna obce sobie rodzeństwa w przeddzień odczytania testamentu dziadka. Przedstawiona historia z pozoru wydaje się być prosta, ot zmarły niedawno senior rodu pozostawia testament, w którym połowę majątku pozostawia swoim wnukom: Ricie (Emilia Komarnicka) i Michałowi (Łukasz Lewandowski), zaś drugą połowę prawnukom swego ojca z nieprawego łoża: Annie (Olga Sarzyńska) i Michałowi (Dariusz Wnuk).

Rita i Michał wychowują się od dziecka w zamożnej rodzinie: studia na zagranicznych uczelniach, przestrzeń na rozwój artystyczny, dochodowy biznes rodzinny,  który bez względu na osobiste zaangażowanie zapewnia finansowy komfort. Tymczasem Anna i Michał  żyją dość skromnie –  Anna pracuje na etacie spłacając kredyt za lichą kawalerkę, Michał pomieszkuje z matką zajmując się budowlanką. Różnica w poziomie, stylu i jakości życia tych pochodzących z różnych światów ludzi widoczna jest od razu. Informacja o testamencie jest dla Anny i Michała wielkim zaskoczeniem, ale pojawia się też nutka nadziei, że ich los może się nagle całkowicie odmienić. Wart kilka milionów dziedziczony dworek, okazuje się mieć w tej opowieści drugorzędne znaczenie. Pierwszorzędne ma głównie dla scenograf Justyny Elminowskiej, która w dwóch planach umiejętnie przemieszała współczesność z historyczną przeszłością, podkreśloną opozycją białego i ciepłego światła Pauliny Góral i sugestywnymi projekcjami Stanisława Zalewskiego. Błahe rozmowy bohaterów, próby nieporadnego zapoznania się odnalezionych znienacka krewnych powodują, że na jaw zaczynają wychodzić sekrety z przeszłości rodziny. Spotkanie staje się w rezultacie przyczynkiem do zadania sobie fundamentalnego pytania o to,  kim jesteśmy.

Wspaniale na kameralnej scenie Ateneum prezentuje się zespół aktorski tworząc pełnowymiarowe, charakterne i bardzo ludzkie w swych zachowaniach postacie. W roli Rity znakomicie wypada Emilia Komarnicka, początkowo sceptyczna, a wkrótce bezwzględnie dążąca do prawdy, niezależnie od tego, jak dużo może stracić. Prowokuje i zagrzewa do walki o poznanie faktów rodzinnej historii, niekiedy wbrew sobie, a jedynie by utrzeć nosa swemu „politycznie poprawnemu” bratu. Dariusz Wnuk jako Michał świetnie ogrywa prostego budowlańca, niewyszukanymi żartami rozładowuje ciężką atmosferę, stanowi antidotum dla trudnych rozmów i napięcia, jakie z czasem powstaje między rozmówcami. Anna Olgi Sarzyńskiej to kobieta rozsądna, ale wierząca bardziej w mit ciężkiej pracy, niż nieoczekiwaną mannę z nieba. Czuje dyskomfort w konfrontacji z charyzmą Rity i gotowa jest odpuścić wszelkie spory. Ostatecznie podejmuje rzuconą rękawicę i przejmuje inicjatywę stając odważnie wobec faktów z przeszłości. Łukasz Lewandowski w roli Michała próbuje złagodzić trochę temperament krewkiej siostry, pragnie być dla nowopoznanych przemiłym kuzynem, który w imię dziejowej sprawiedliwości naprawia krzywdy przodków. Czy jednak naprawdę gotowy jest stracić wszystko, by prawda wyszła na jaw? Czy potrafi wziąć odpowiedzialność, by bez względu na koszty naprawić rodzinne grzechy?

Ujawniona tajemnica powoduje pojawiający się z nagła kryzys tożsamości. Bohaterowie zadają sobie pytania, które zawieszone w przestrzeni rezonują w widzach jeszcze po zakończeniu spektaklu. Co nas definiuje? Czy to kim jesteśmy determinują geny, czy może czyny? Czy winniśmy ponosić odpowiedzialność za błędy naszych przodków? Czy „dobre urodzenie” zwalnia nas z obowiązków i gwarantuje szczęście? Realistyczne dotąd przedstawienie kończy metafizyczny finał, swoiste rozliczenie z przeszłością i stylizowana na ludową emocjonalna pieśń w wykonaniu Komarnickiej i Sarzyńskiej oraz niepokojącym aranżu Olo Walickiego. Pieśń zagubionej, wykorzystanej i oszukanej kobiety. Pieśń niechcianego dziecka dwóch światów wołającego rozpaczliwie „a ja nie wiem kto ja”. Pozbawionego prawdy o przeszłości, wychowanego wbrew pochodzeniu, wyrugowanego z przynależnego dziedzictwa i pytającego bezradnie „kim ja jestem?”.

Nasze historie rodzinne bywają splątane. Zdarzają się w nich sekrety, które potrafią przedefiniować nasze postrzeganie bliskich. Na część niewygodnych pytań możemy znaleźć odpowiedzi, choćby poprzez badania genetyczne czy wertowanie parafialnych ksiąg. Lecz czy odkrycie „biologicznego” dziadka w nieznajomym człowieku jest w stanie podważyć ugruntowaną latami tożsamość? Czy rozbijemy się na tysiąc kawałków, jeśli przeszłość okaże się odmienna od dotychczas znanej? A może spowoduje to jedynie frustrację, że ktoś kiedyś zadecydował za nas w co mamy wierzyć. I co w wyniku tej decyzji ominęło nas w życiu.

„Grupa krwi” zostawia nas z refleksją, podskórnym niepokojem i wątpliwościami. Przede wszystkim zaś uczy pokory zadając niewygodne pytanie „co by było gdyby…”. Odpowiedzi zaś każdy z nas musi udzielić sobie sam. Najlepiej prosto po wyjściu z Ateneum.

Tytuł oryginalny

A ja nie wiem kto ja - "Grupa krwi" w Teatrze Ateneum, recenzja

Źródło:

NaszTeatr

Link do źródła

Sprawdź także