Logo
Recenzje

Duch dla każdego

31.10.2025, 14:15 Wersja do druku

„Prezent” Phila Olsona w reż. Anety Groszyńskiej-Kąckiej w Teatrze Komedia w Warszawie. Pisze Marek Zajdler na stronie NaszTeatr.

fot. Marek Zimakiewicz

„Welcome To America” wykrzykuje do nas scena Teatru Komedia zaraz po podniesieniu kurtyny polskiej prapremiery sztuki Phila Olsona „Mom’s Gift”, którą jako „Prezent” wyreżyserowała tu Aneta Groszyńska-Kącka. Otacza nas kolorowy świat amerykańskiej prowincji w klimacie Wesa Andersona oddany w radosnych pastelach przez Zuzannę Markiewicz. Zdobiony geometrycznymi floresami salon z rodzinnym stołem i nieśmiertelną kanapą, fragment korytarza i nieco krzykliwa kuchnia za ażurowym przepierzeniem oraz drzwi wejściowe z dumnie zwisającym „Gwiaździstym sztandarem” czy różowy Cadillac Eldorado rocznik 1959 wychylający maskę z garażu – oto ucieleśnienie spełnionego American Dream. Jednak rodzina, która ten sen wyśniła budzi się dopiero z przebytego koszmaru.

Z koszmarem być może trochę przesadziłem, ale po prawdzie domownicy wracają dopiero do normalności po śmierci mamy i żony, która odeszła 11 miesięcy wcześniej pozostawiając ich w żałobie. Czy to na pewno aby Teatr Komedia? A i owszem, bo rzeczona mama w osobie onieśmielającej pewnością siebie Katarzyny Figury siedzi właśnie w pogrzebowej sukience w salonie. Zesłana jako duch z „luterańskiego czyśćca” czeka na uroczystość 60. urodzin swojego męża, bo obiecano jej anielskie skrzydła w zamian za załatwienie niezwykle istotnej sprawy. Problem w tym, że nie wie jakiej, a jedyną osobą, która ją słyszy i widzi jest skłócona z resztą familii starsza córka Kat. Czy to nam czegoś nie przypomina? Nawet gdybyśmy mieli problemy z pamięcią to tekst Olsona sam nawiąże za chwilę do „Uwierz w ducha” i relacji Patricka Swayze z Whoopi Goldberg. Kat w rewelacyjnym wykonaniu Agnieszki Skrzypczak daleko do pokornej dziewczynki. Delikatnie szalona aktywistka i „robiąca wodę” inżynierka chowa swą urodę za wielkimi okularami i obszernymi ciuchami, a kompleksy leczy alkoholem. Niezagojone rany buzują w niej negatywnymi emocjami, manią podejrzliwości, czepiactwa i drobnych złośliwości, ale to właśnie jej konfrontacja ze zmarłą rodzicielką daje impuls postępującemu komizmowi. Przezabawna scena poszukiwania źródła hologramu ukochanej mamy to prawdopodobnie najbardziej wiarygodne spotkanie niedowiarka z duchem, jakie dane mi było oglądać. Jej przeciwieństwem jest urodziwa, acz przynajmniej z pozoru nie tak znowu bystra młodsza siostra Brittney, zagrana z polotem i godną podziwu lekkością trzpiotki-ulotki przez Julię Banasiewicz. Młodziutka aktorka już w zeszłorocznej dyplomowej „Mewie” wyróżniła się z tłumu, a tym razem pokazuje, że i w komedii czuje się jak Jezus… to jest ryba w wodzie. I potrafi zagrać kogoś, kto świetnie gra kogoś innego. Ich ojciec, czyli będący w świetnej kondycji fizycznej Marek Kalita postanowił rozdrażnić mnie z początku manierycznym modulowaniem głosu zblazowanego tatuńcia-luzaka. Kłopot w tym, że oglądałem go ledwie miesiąc temu w „Terapii dla par”, gdzie dla swej postaci zastosował identyczny zabieg i mimowolnie odczułem déjà vu. Jakby aktor zapomniał wyjść z roli i zmienił jedynie teatr. Szczęściem w drugiej, bardziej czułej i wzruszającej części spektaklu głos Kality normalnieje, a emocje towarzyszące jego pożegnaniu z żoną i pojednaniu z córką potrafią wycisnąć łzy z niejednych oczu. To rozumiem. Rodzinie towarzyszy także Trish, która opiekowała się mamą przed śmiercią, a dziś nieśmiało nawiązuje coraz bliższą relację z wdowcem. Przeuroczo skromna, delikatna i drobnomieszczańsko dystyngowana Paulina Holtz nawet kostiumem wystylizowana została na idealną panią domu, niemal żywcem wyjętą z reklam odkurzaczy Hoovera z lat pięćdziesiątych. Ale choć pozostaje w cieniu rodzinnej dramy, to i ona skrywa swoje tajemnice. Ostatnim zaproszonym na przyjęcie jest Kevin, chłopak z sąsiedztwa, dawny obiekt dziewczęcych westchnień i lider drużyny futbolowej, a obecnie świetnie prosperujący biznesmen, czyli klasyczny bla, bla, bla American bullshit. Filip Lipiecki zrywa szczęśliwie z tym grubymi nićmi szytym obrazem pokazując wnętrze wrażliwca mającego matematyczno-uczuciowe skłonności ku liniom prostym. Stricte komediową odskocznię stanowi postać wścibskiej sąsiadki Pani Norquist, wykreowana z szelmowskim błyskiem w oku przez Roberta Ostolskiego, która z uroczym uśmiechem zaczepia przybywających do domu gości, czyni niedwuznaczne uwagi i ściskając w pulchnych dłoniach białego teriera czy innego maltańczyka, marzy o pościskaniu jędrnego i wysportowanego ciała jakiegoś młodzika.

Aneta Groszyńska-Kącka podjęła się zadania trudnego – wyreżyserowania ambitniejszej komedii środka. Spektaklu demokratycznego, trochę dla wszystkich. Gdzie żywa, zwarta akcja i błyskotliwe dialogi nie znikną jedynie w gromkim śmiechu publiczności, ale znajdą też ujście w refleksji, zadumie, a może poruszą nawet głębiej ukryte struny. Stąd obok dominującego komizmu przychodzą rozmyślania o różnych sposobach radzenia sobie ze stratą, o potrzebie bliskości i utrzymywania zdrowych rodzinnych relacji, gdyż to one stanowią fundament naszej tożsamości. Siłą „Prezentu” jest z jednej strony jego uniwersalizm, bo w rodzinnych sporach nie trudno będzie odnaleźć się nam samym, z drugiej zaś misterna konstrukcja, która dawkuje informacje, wciąga w historię i potęgując emocje ani na chwilę nie spuszcza z tonu. Sam tekst jest jednocześnie do cna przesiąknięty odwołaniami do amerykańskiej kultury, niekiedy nieczytelnymi dla polskiego odbiorcy. Kto kojarzy „dziewczyny z Hooters”, kogo obchodzi pojedynek Wikingów z Minnesoty z Packersami z Wisconsin i kto w ogóle słyszał, żeby kibicować biegając co jakiś czas do telewizora, który dziwnym trafem nie wisi w salonie? Obok świetnych dowcipów zdarzają się i te płytsze, nie oszczędzono nam teatralnych omdleń, ani przez chwilę nie wątpimy też w prawdziwie amerykański, ociekający lukrem happy end. Innymi słowy idealny środek – znajdzie się coś i dla wielbicieli sitcomów, i ciętego, inteligentnego humoru, a i łzę można uronić ze wzruszenia.

Śmiech w Komedii staje się lekarstwem, sposobem na oswojenie życiowych trudności. Oddechem, odreagowaniem stresów codzienności i kolorowym krzywym zwierciadłem niemal każdego domu. Nie musimy się go wstydzić czy traktować jak błahej rozrywki – pod przykrywką delikatnie przejaskrawionych stereotypów pojawiają się prawdziwi ludzie i realne problemy. Reżyser umiejętnie waży na szali słowny dowcip, komizm sytuacyjny i duszną rodzinną atmosferę. Znakomicie wpisują się w tę konwencję aktorzy wspomagani komentarzami, docinkami i dobrymi radami Katarzyny Figury, niezwykle żywotnego ducha, który ostatecznie zasłużył sobie na skrzydła. Podarował bowiem najbliższym nie byle jaki prezent. Prezent, który przydałby się całemu naszemu społeczeństwu. To mógłby być taki Polish Dream. Duch dla każdego. Pomarzyć…

Tytuł oryginalny

Duch dla każdego - "Prezent" w Teatrze Komedia, recenzja

Źródło:

NaszTeatr

Link do źródła

Autor:

Marek Zajdler

Sprawdź także