EN

16.12.2024, 09:22 Wersja do druku

Werdykt

Łukasz Drewniak podsumowuje XVII Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia na stronie „Kołonotatnik. Codziennik Łukasza Drewniaka o teatrze”.

fot. Maurycy Stankiewicz

1. Z wyrokami zagranicznego jury trzeba się zgadzać, nie dlatego, że znają się na teatrze lepiej od nas bo się nie znają, ale dlatego, że patrzą z boku i niewiele wiedzą o lokalnych hierarchiach.

Ważne, że potem szybko wyjeżdżąją i raczej do jury nie powracają.

Werdykty przy takiej polityce personalnej zyskują na odwadze. I taki też był tegoroczny werdykt.

Wygrała Fobia Marcusa Ohrna, potwornie śmieszny i nieobliczalnie niegrzeczny slasher z warszawskiego Nowego Teatru. Oddajmy w tym momencie hołd Tomaszowi Domagale. To jedyny krytyk, który to zwycięstwo przewidział.

Nowy Teatr Warlikowskiego i Ochab w ogóle się obłowił. Szczęśniak nagrodzono za scenografię do Elisabeth Costello, główną nagrodę aktorską otrzymała 87-letnia Maja Komorowska. Wielka polska aktorka weszła na salę z nieśmiałym uśmiechem i trzepnęła wiekopomną mowę o tym, że jest ostatnią żyjącą aktorką Grotowskiego a potem wyliczyła wszystkich nieżyjących i żyjących reżyserów, którym wiele lub wszystko zawdzięcza – od Jarockiego i Wajdy po Lupę i Warlikowskiego. Zaśpiewaliśmy jej sto lat, choć naprawdę powinny być 200 lat, 200 lat.  

Ucieszyłem się, że dostrzeżono Piękną Zośkę z Teatru Wybrzeże – nagrody za reżyserię dla Marcina Wierzchowskiego, nagroda aktorska dla Karoliny Kowalskiej, nagroda za światło. Sprzątnąć laur reżyserski Warlikowskiemu sprzed nosa to ho, ho, Wierzchowski może czuć się wreszcie spełniony. Nie dziwię się, że płakał. Ja sam bałem się przed festiwalem, że Zośka przepadnie, że to nie jest festiwalowy spektakl, żeby w te 4 h takiej narracji wejść, żeby się w tym świecie psychologicznego dręczenia odnaleźć, trzeba z zaciśniętymi zębami przestawić swoją wrażliwość i nie szukać festiwalowych i europejskich fajerwerków. Cieszę się, że międzynarodowe jury się na to zdecydowało.

Wspaniała Emose Uhunmwangho czyli Frank ze Złotych płyt spektaklu Mateusza Pakuły z wrocławskiego Kapitolu została dostrzeżona za komediowe szarże, improwizacje i genialny wokal. Co dokładnie zrobiła w tym muzycznym przedstawieniu opiszę rychło. Aktorki nie było na rozdaniu, ale wysłała zabawnego smsa w stylu jej monologów ze Złotych płyt. Bartosz Szydłowski odczytał i był to najlepszy kabaretowy występ w jego karierze scenicznej.

Nagrody dla chóralnych Matek Marty Górnickiej przyjęto chłodniej niż inne. Ja poczułem, że jury styka się z taką formą teatru po raz pierwszy i jest oszołomione, nie ma świadomości lekkiej zadyszki formuły. Zazdroszczę im pierwszego razu! 

Wszyscy zauważyli, że Kraków, gospodarz festiwalu a właściwie jego potężne teatry – Słowacki, Stary i Ludowy zostały pominięte przez jury. Wesele, Dzieje grzechu i Chłopi nie dostały nagród. A czemu? Próbuję to wytłumaczyć jednak nieznajomością kontekstu. Bo dla zagranicznych obserwatorów ta polska teatralna moda na chłopskie opowieści i nowa chłopomania, gra z wyobrażeniami polskiego ludu bywa nieprzekładalna, jakby za bardzo w stylu retro. Nie pomogły hasła, że to powieść, za którą Reymont dostał Nobla (Chłopi) i najważniejszy do dziś polski dramat (Wesele). Domyślam się, że dla jury to mogły być tylko opowieści lokalne, zanurzone w obyczajowości i historii. Jak już mieli wybrać jakąś chłopską opowieść – wybrali Piękną Zośkę. Emocje tamtych bohaterów zostały zrozumiane.

A może to znak, że scenicznych historii z polskim chłopem w tle było zwyczajnie za dużo w programie festiwalu i jury cięło po skrzydłach? W tym przypadku byłby to prztyczek w nos dla selekcjonerów. Owszem, wszystkie trzy realizacje są wybitne, ale może konstruując program reprezentacyjny dla polskiego teatru warto zadbać o obecność w repertuarze także innych środowisk niż chłopskie. Co to o robotnikach przedstawień się w Polsce nie robi? A o inteligencji i klasie średniej? Minkowska zrobiła w TR Warszawa a jej spektakl nie przyjechał! Wojtek Rodak i jego Dzieje grzechu świeżo po sukcesie na Interpretacjach też pewnie na coś liczyli, ale żeby w pełni docenić pracę aktorów Starego na tekście Żeromskiego trzeba niestety znać powieść i film Borowczyka. Jury te materiały nie zostały najpewniej dostarczone.

Jakub Skrzywanek nic nie wygrał. Ale wyglądał na festiwalu na szczęśliwego artystę, szczęśliwego dyrektora, szczęśliwego mężczyznę. Uszanujmy ten jego nastrój i nic o Człowieku z papieru nie piszmy.

2. Ministra Kultury Hanna Wróblewska uświetniła swoją obecnością ceremonię rozdania nagród podczas finału Boskiej Komedii. Po kilkuletniej przerwie wróciliśmy do szklanego tunelu przy Bunkrze Sztuki. A teraz wchodzę ja – cała na biało – mogłaby rzec ministra, bo zdawało mi się, że ma biały żakiet, a może tylko siedziałem pod światło. Ministra była po sąsiedzku na premierze w Starym Teatrze na Eve Adams. Zacny wybór repertuarowy i misja do wykonania z glorią artis dla Doroty Pomykały. Przypomnę tylko, że poprzednik Wróblewskiej, minister Sienkiewicz w pewnym momencie odwiedzał wszystkie krakowskie sceny więc liczymy na kolejne wizyty.

Zauważyłem, że ministra weszła na scenę, przedstawiono ją i wybuchła euforia młodych widzów, trzydziestoletnich reżyserów i krytyczek oraz innych nieletnich gości festiwalowych, którzy powinni już dawno spać. Dało się odczuć lekki dystans starszego pokolenia, które wie z doświadczenia, że nic tak szybko nie przemija jak miłość tłumów i nikomu nie jest potem głupiej od klakierów, co to klaskali za gorliwie. Wobec władzy zawsze trzeba trzymać zbawienny dystans. Zacząłem nawet wołać: „PISF pozdrawia Ministerstwo!” albo „PISF pomścimy!”, nie pamiętam dokładnie, ale na pewno wymachiwałem znakiem Victorii ułożonym z palców, potem mnie koledzy odciągnęli. Czekałem, żeby dopaść ministrę i zasypać ją pytaniami o polskie życie teatralne, jak będzie przechodzić przez szpaler stolików, ale albo została przy vipowskim stoliku przy estradzie, albo wyszła wyjściem przy toaletach. Next time, pani Hanno, next time.

No tak, zajęliśmy stoliki i grzaliśmy się przy gazowych piecykach a aktorzy z Nowego stali w oczekiwaniu na werdykt, bardzo mi wstyd z tego powodu, ale cóż coś za coś – oni przynajmniej mieli bliżej do wina i kanapek.

Źródło:

Kołonotatnik. Codziennik Łukasza Drewniaka o teatrze
Link do źródła

Autor:

Łukasz Drewniak

Data publikacji oryginału:

15.12.2024