- Tak się ułożyły sprawy wokół mnie, że nie mam miejsca, w którym mogłabym grać, w związku z czym pewnego poranka postanowiłam, że je stworzę sama. Całe moje doświadczenie, wszystko co umiem muszę związać z jednym miejscem na te kilkanaście lat grania, które mi pozostało - o projekcie własnego teatru mówi Krystyna Janda [na zdjęciu] w rozmowie z Romanem Pawłowskim.
Krystyna Janda po odejściu na urlop z Teatru Powszechnego przez cały rok szukała miejsca na teatr w Warszawie. I znalazła w dawnym kinie Polonia. Prowadziła rozmowy m.in. z Wytwórnią Wódek Koneser na Pradze, oglądała piwnice przy ul. Olesińskiej. Ale żadna lokalizacja nie była dobra. Kino Polonia brała od początku pod uwagę ze względu na doskonałe położenie i tradycje. Na przeszkodzie stały jednak sprawy własności, kino ma bowiem dwóch właścicieli: sala należy do przedsiębiorstwa Max Film, podlegającego urzędowi marszałkowskiemu, natomiast hol do miasta. Dopiero gdy władze miejskie zadeklarowały współpracę, aktorka zdecydowała się na kupno. Wciąż jednak czeka na podpisanie umowy z miastem na wynajęcie holu, bez którego działalność teatru jest niemożliwa. Kiedy porozumienie zostanie zawarte, ruszą przygotowania. Roman Pawłowski: Pani zwariowała! Zainwestowała pani w teatr swoje prywatne pieniądze, sprzedaje pani dom. Co na to wszystk